PolskaTusk: jeśli trzeba, PO będzie mocno uderzać w kampanii

Tusk: jeśli trzeba, PO będzie mocno uderzać w kampanii

W rozpoczynającej się samorządowej kampanii
wyborczej PO będzie pokazywać, ile szkody może wyrządzić Polsce
przeniesienie na poziom lokalny koalicji PiS-Samoobrona-LPR -
zapowiada szef PO Donald Tusk. Jeśli trzeba,
Platforma będzie w kampanii uderzać bardzo mocno - dodaje.

Tusk: jeśli trzeba, PO będzie mocno uderzać w kampanii
Źródło zdjęć: © AFP

13.09.2006 | aktual.: 13.09.2006 18:25

Według Tuska, PO nie pozostanie bezradna wobec nowej ordynacji dającej możliwość tworzenia bloków i zawierania przez komitety wyborcze umów o wspólnym podziale mandatów.

Lider PO podkreśla, że zarówno w interesie Platformy jak i PSL jest utworzenie przez obie partie bloku w wyborach do sejmików wojewódzkich. W gminach i powiatach PO zależy przede wszystkim na współpracy z lokalnymi organizacjami i stowarzyszeniami.

Zdaniem Tuska, wypowiedzi Andrzeja Leppera o możliwości współpracy Samoobrony z PO w wyborach samorządowych obliczone są głównie na podniesienie "wartości" tej partii w relacjach z PiS. Lepper, ocenił Tusk, daje do zrozumienia, że Samoobrona może znaleźć innych partnerów politycznych. Jednak w opinii szefa PO, obecnie taka "zmiana sojuszy" jest "bardzo mało prawdopodobna".

13 września rozpoczęła się samorządowa kampania wyborcza. Czy PO stworzy w wyborach samorządowych blok z PSL?

Donald Tusk: Nowa ordynacja - wymyślona przez PiS i wspierana przez inne partie koalicyjne - faworyzuje spryciarzy politycznych. A wiec tych, którzy przez rozmaite układy i porozumienia zwiększają swój wynik wyborczy nie tworząc z partnerami formalnych koalicji.

Będą więc powstawały bloki tworzone przez ugrupowania i środowiska, które łączyć będzie wyłącznie interes. Ten wstęp jest potrzebny, żeby wytłumaczyć, że Platforma nie pozostanie bezradna. Nie pozwolimy, żeby ci, którzy takie pułapki ordynacji zastawiali, byli ich wyłącznymi beneficjentami. Platforma też będzie politycznym spryciarzem?

- Na taką grę, trochę nieczystą, na zmienianie reguł tuż przed wyborami samorządowymi trzeba odpowiedzieć w sposób twardy i adekwatny - powiedziałbym - symetryczny.

Będzie więc blok z PSL?

- Blok z PSL jest najbardziej prawdopodobny. Tego typu sygnały czy sympatyczne gesty ze strony PSL, pojawiały się w ostatnich tygodniach wielokrotnie.

Ale nie przeceniałbym znaczenia tego bloku, bo z punktu widzenia PO równie istotna, jeśli nie ważniejsza, jest zdolność przyciągania przez Platformę środowisk niepartyjnych na poziomie gmin i powiatów. Nowa ordynacja w dużej mierze uderza w obywatelskie ruchy samorządowe, które nie wiązały się do tej pory z żadną partią.

Chcielibyśmy im pomóc i równocześnie skorzystać z pomocy tych środowisk, które startując samodzielnie być może nie miałyby wielkiej szansy, a które wierzą w sens samorządu i są krytycznie nastawione do PiS za ten zamach na samorząd. Głównie dla tych środowisk Platforma przygotowuje ofertę, bez stawiania warunków, bez negocjacji, tworzenia bloków na podstawowym poziomie gmin i powiatów.

Jeśli chodzi o PSL, to jest wiele miejsc w Polsce, w których taki blok z PO byłby trudny ze względu na daleko idące różnice w zapatrywaniach i interesach na poziomie lokalnym. Natomiast zasadne i w interesie zarówno PO jak PSL wydaje się, żeby taki blok powstał w wyborach do sejmików wojewódzkich.

Ale jestem ostrożny w wypowiedziach, bo już dziś widać wyraźnie, jak złe skutki przynosi ta nowa ordynacja. Szczególnie mniejsze partie szukają nie tyle partnera, z którym można zrobić coś razem po wyborach, tylko kogoś do zrobienia krótkotrwałego interesu wyborczego.

Pojawiają się pogłoski, że PSL myśli o bloku z Platformą, ale niektórzy ludowcy myślą, żeby blokować się z PiS. W Samoobronie słychać głosy: "dlaczego mamy blokować się z PiS, lepiej blokujmy się z Platformą". To pokazuje, ile brzydkiego zamieszania ta nowa ordynacja wprowadziła. Samorządy, wbrew własnej woli, stały się kotłem emocji i kalkulacji politycznych.

PSL będzie jedyną partią, z którą PO ewentualnie stworzy blok? Nie traktuje Pan poważnie wypowiedzi Andrzeja Leppera o możliwości współpracy Samoobrony i PO?

- Uważam, że w Polsce jest deficyt poważnego traktowania się nawzajem. Miałbym wszelkie podstawy, żeby Andrzeja Leppera traktować niepoważnie. Jestem jednym z ludzi najbardziej doświadczonych jego wybrykami w przeszłości, ale wolę traktować ludzi poważnie. Czy możliwy jest w związku z tym taki wielki manewr, zmiana sojuszy? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Używam języka powściągliwego i ostrożnego, bo od kiedy Roman Giertych został ministrem edukacji, a Andrzej Lepper wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, wszystko wydaje się możliwe w Polsce i wszystko znajduje swoje usprawiedliwienie.

Jednak droga przemiany, która być może w przypadku Andrzeja Leppera się zaczyna, to długa droga prowadząca do zbudowania przez niego takiej wiarygodności, która umożliwiłaby współpracę. Ale nikomu takiej szansy nie należy ostatecznie odbierać.

Zatem niedawne wypowiedzi Andrzeja Leppera o możliwości współpracy z Platformą, to tylko element gry wewnątrz koalicji?

- Wypowiedzi te mają dwa powody i oba taktyczne. Andrzej Lepper z jednej strony pokazując, że możliwy jest inny partner podnosi swoją cenę, swą wartość w relacjach z PiS i w koalicji. Z drugiej strony, pokazuje swoim współpracownikom w Samoobronie, że partia może pozostać w grze także po następnych wyborach. Lepper usiłuje zasugerować opinii publicznej, własnej partii, ale także PiS, że po wyborach Samoobrona może stać się, tak jak kiedyś PSL, partią pewnego wąskiego interesu, a przez to partią obrotową - zdolną do współpracy z każdym. Dziś musi to oznaczać takie mruganie okiem i publiczne zaloty do Platformy.

Poważnie traktuję notowania, które od wielu miesięcy pokazują, że na scenie politycznej pozostało dwóch wielkich aktorów PO i PiS i jeden średni - Samoobrona. Andrzej Lepper widzi to samo. I to każe mu pokazywać, że Samoobrona jest w tym sensie silna, że to od niej może zależeć kształt przyszłego rządu. A wstępem do tego jest pokazanie, że może się porozumieć i z PiS, i z PO. Ale to jest gra Andrzeja Leppera. Czy przyszłość potwierdzi jego kalkulacje - zobaczymy.

Czeka nas ostra kampania wyborcza? Będzie to kolejna wymiana ciosów między PiS i PO, może lepiej przygotowana niż w ubiegłym roku w kampanii prezydenckiej i parlamentarnej?

- Jeśli chodzi o brutalność kampanii, to muszę powiedzieć, że w ubiegłym roku PiS było dobrze przygotowane. Narzuciło pewną tonację, pewien styl prowadzenia kampanii. Mówię to bez jakiegoś szczególnego rozżalenia, bo pomijając ekscesy takich ludzi jak Jacek Kurski, muszę powiedzieć, że kampania negatywna, twarda, czasem brutalna, jest czymś normalnym w demokracji.

Problem polega na tym, by partia polityczna, która ubiega się o poparcie potrafiła w sposób zrównoważony pokazać swoje atuty i słabości przeciwnika. Na całym świecie jest tak, że w kampaniach opozycja jest bardziej brutalna, bo musi wytknąć rządzącym ich błędy. Natomiast rządzący starają się być bardziej pozytywni, bo chcą chwalić rzeczywistość, której są autorami. Można w związku z tym spodziewać się zaskakującej być może trochę zmiany ról. Platforma będzie twardsza. PO będzie prowadziła negatywną kampanię?

- Wszędzie tam, gdzie znajdziemy szczególnie dobitne dowody słabości rządów PiS, tych centralnych i tych lokalnych, będziemy starali się przekonać opinię publiczną, ile szkód wyrządzi Polsce przeniesienie władzy PiS, Samoobrony i LPR na szczebel województwa, powiatu czy gminy. Tam, gdzie sytuacja będzie tego wymagała będziemy uderzali bardzo mocno.

Również personalnie, w konkretne osoby?

- Jeśli będą na to zasługiwały - to tak.

Jak pan odebrał odpowiedź PiS-u na spot Platformy?

- Z uśmiechem.

W tym spocie PiS-u telewizor, w którym Pan przemawia, ląduje w rupieciarni.

- Zaskakujące jest to, że partia, która posługuje się hasłem "Bliżej ludzi" pozwala sobie na tak ekstrawagancką reklamę telewizyjną, w której zwykła polska rodzina, robiąc porządek w domu, wyrzuca na śmietnik działający telewizor. Trzeba nie znać realiów w Polsce, szczególnie tej mniej zarabiającej. To znaczy, że rządzący - co bardzo często się zdarza nie tylko w Polsce - z miesiąca na miesiąc są dalej od ludzi, a nie bliżej.

Będzie więc kolejna odsłona wojny na spoty PiS i PO, prowadzona już w kampanii samorządowej?

- Nie używałbym słowa wojna. Odnoszę wrażenie, że spot, w którym cytowaliśmy Jarosława Kaczyńskiego dość wiernie oddaje jego sposób uprawiania polityki i argumentacji. Ludzie naprawdę mają serdecznie dosyć tej niezwykłej wręcz agresji i kłótliwości, która stała się symbolem koalicji rządzącej. Nasza kampania, która pokazuje, ile zła przynosi taka kłótliwa polityka, nie jest kampanią negatywną, tylko bardziej podkreślającą wady tej koalicji.

Kampania samorządowa dopiero się zaczyna. Będziemy chcieli pokazać fenomen polskiego samorządu. Im mniej było polityków, tym lepsze wyniki uzyskiwały samorządy. Bardzo chciałbym pokazać, że kondycja gminy, powiatu, miasta zależy w dużej mierze od tego, kto i jak rządzi, a nie od tego, gdzie dana miejscowość leży.

Jesteśmy w stanie udowodnić, krok po kroku, że nie ma w tym przypadku, iż z 10 najlepiej rozwijających się polskich miast dziewięć rządzonych jest przez samorządowców związanych z Platformą. To obiektywny ranking prowadzony przez media. Będziemy przekonywali, że o ile w komisjach śledczych, czy dyskusjach o lustracji można powiedzieć każdą bzdurę i jakoś Polska to przeżyje, o tyle w samorządzie nie stać nas na amatorszczyznę.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Monika Kielesińska i Marcin Ochmański.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)