Na Majorce wrze. "Zajmijmy nasze plaże"
Na Majorce trwa protest przeciwko masowej turystyce. Do tej pory demonstracje odbywały się m.in. w Palmie, ale teraz protestujący przenoszą się na plaże.
Na hiszpańskiej wyspie trwa protest przeciwko masowej turystyce. Do tej pory demonstracje odbywały się przeważnie w Palmie - stolicy Majorki, ale teraz protestujący przenoszą się na plaże.
W niedzielę, 11 sierpnia, mieszkańcy wyspy zajęli plażę Balneari 6, szczególnie popularną wśród niemieckich turystów. Niemcy nazywają ją "Ballermannem", a plaża jest synonimem głośnych imprez, pijanych turystów i sangrii - sączonej na plażach z wiaderka.
"Majorka jest zatłoczona"
W niedzielę plażę okupowało symbolicznie ok. 100 osób. Na plakatach wypisali m.in. apele do Niemców: "Hej, Niemcy, mówienie, że Majorka jest waszym 17. krajem związkowym jest ofensywą" - głosił jeden z transparentów. "Chodzi o zwrócenie uwagi na fakt, że Majorka jest teraz po prostu zbyt zatłoczona", "Musimy w końcu ograniczyć masową turystykę na wyspie" - mówili protestujący lokalnym mediom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Demonstranci najpierw zebrali się na plaży, a następnie wbiegli do morza, gdzie rozwinęli transparent z napisem: "Zajmijmy nasze plaże".
Wysokie koszty życia
Niemieccy turyści ze spokojem obserwowali protest - donoszą wyspiarskie media. Cytowani przez nie rozmówcy mówią, że chętnie przyjeżdżają na wyspę, a jej mieszkańcy mogą przecież też odwiedzić Niemcy. Niektórzy turyści w ramach "kontrdemonstracji" włączali głośniej niemieckie szlagiery.
To już trzecia taka akcja w tym roku na ulubionej wakacyjnej wyspie wielu Niemców. Tysiące mieszkańców Majorki protestowało już w maju i czerwcu w stolicy wyspy.
Również w innych ośrodkach turystycznych w Hiszpanii odbywają się protesty. Demonstrujący skarżą się przede wszystkim na wysokie koszty utrzymania i brak mieszkań w przystępnych cenach. Winią za to masowy napływ wczasowiczów.
Nienawistne graffiti
Protesty - jak dotąd - są pokojowe. W najgorszym przypadku i bardziej jako żart, demonstranci w Barcelonie spryskali turystów lub mieszkańców, których uznali za turystów, pistoletami na wodę. Na Majorce niektórzy wczasowicze nawet poparli demonstrantów i solidaryzowali się z nimi.
Teraz jednak na murach w wakacyjnym raju pojawiły się hasła, które są trudne do strawienia - donosi niemiecka agencja prasowa DPA. "Kill a Tourist" ("Zabij turystę") napisał ktoś w Manacor na Majorce, a w kilku miejscach w Palmie po niemiecku: "Tourismus macht frei" ("Turystyka czyni wolnym"), najwyraźniej aluzja do nazistowskiego sloganu "Arbeit macht frei" ("Praca czyni wolnym") umieszczanym nad bramami wejściowymi do niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych.
Organizacje turystyczne na wyspie są niespokojne, ale tłumaczą, że to "mniejszość, która bardzo głośno krzyczy". Przeciwnicy masowej turystyki nie popierają takich graffiti, ale cieszą się z ich efektu, jakim jest niepokój wśród turystów. "Mniej turystyki, więcej życia" - cytuje DPA wypowiedzi lokalsów dla wyspiarskich mediów.
Turystyka ważna dla wyspy
Oprócz protestów przemysł turystyczny ma jeszcze inne problemy. Wprawdzie do końca czerwca Baleary (których główną wyspą jest Majorka) odwiedziło około pół miliona więcej osób niż w tym samym okresie rekordowego roku 2023, ale zyski w wielu sektorach poleciały w dół.
Oszczędności z czasów pandemii koronawirusa zostały wydane w ubiegłym roku, teraz wyższe ceny lotów i hoteli uderzyły w wakacyjny budżet odwiedzających. Cierpią taksówki, wypożyczalnie samochodów, branża gastronomiczna, restauracje, sklepy i organizatorzy wycieczek - pisze "Mallorcamagazin". Sektory te mają o 15-20 procent niższe obroty.
Na Balearach mieszka prawie 1,2 mln mieszkańców. Jak wynika z danych hiszpańskiego urzędu statystycznego INE, odwiedziło ich w ubiegłym roku 18 mln wczasowiczów, w tym 4,6 mln z Niemiec i 3,4 mln z Wielkiej Brytanii. Dla Majorki turystyka ma kluczowe znaczenie i generuje 45 proc. PKB.
Przeczytaj również: