Tu Boże Narodzenie trwa cały rok. Odwiedziłam ostatnią fabrykę bombek w Warszawie
Polska jest jednym ze światowych liderów w produkcji bombek. Jedna z najstarszych fabryk zajmujących się tworzeniem świątecznych ozdób znajduje się na warszawskiej Pradze-Południe. Boże Narodzenie w fabryce bombek zaczyna się w styczniu i trwa przez cały rok.
Rodzina Foglów od 1948 roku zajmuje się produkcją bombek. Pan Paweł i pani Wiesława to już trzecie pokolenie, które "kręci bombki" przy Kordeckiego 48/1 w Warszawie. Historię tego miejsca zdradzają ściany, drewniana podłoga mieniąca się tysiącami odcieni brokatów, a także wiszące obok siebie szyldy (stary, prawie nieczytelny i nowy). W czasie wojny pod podłogą ukrywali się Żydzi, a po wojnie w kamienicy stacjonowali żołnierze.
O fabryce opowiedział mi Paweł Fogiel, wnuk założyciela Fabryki Bombek Fogiel.
Jak stolarz, muzyk, przewodnik wycieczek i piekarz tworzą bombki?
- Dziadek z zawodu był stolarzem i miał dwóch przyjaciół. Jednym z nich był pan Dobrowolski, który był ekspertem w robieniu bombek. Był i pan Smoliński, który też potrafił to robić. I obaj namówili dziadka do rozpoczęcia produkcji - zaczyna snuć opowieść pan Paweł Fogiel.
Sylwester 2020. Mówią, że będzie nie zabawa a żałoba gospodarcza. "Wielka bieda"
Dziadek zrezygnował ze spółki i rozpoczął samodzielną produkcję. Po nim tworzeniem bombek zajął się jego ojciec, który był zawodowym muzykiem grającym jazz. Obecny właściciel podkreśla, że to jego ojciec jako pierwszy sprzedawał polski produkt na Zachodzie.
Pan Paweł jest przewodnikiem turystycznym. Jednak, jak dodaje z uśmiechem, nigdy nie był na wycieczce, a jego bombki zwiedzają świat za niego. Jego żona jest piekarzem. Oboje firmą zajmują się od 1986 roku. Podział jest prosty. On dmucha i srebrzy, ona z pomocą chałupniczek maluje.
Boże Narodzenie w USA. Czyli jak Amerykanie kochają święta
W historii firmy różnie bywało. Raz Bombki Fogiel sprzedawane były za granicą, później wracały do kraju (można je było kupić np. w sklepach Społem), żeby później znów wrócić na rynek zagraniczny.
Obecnie wyroby warszawskiej fabryki w ponad 90 proc. sprzedawane są w USA. Jedyna szansa na zakupienie ich w Polsce to udanie się do sklepiku przy fabryce.
Czym różni się bombka na choince amerykańskiej od tej na polskim drzewku? Jak zdradzają mi właściciele, główna różnica polega na zdobieniu. Amerykanie uwielbiają bogate zdobienia, a dekoracje skierowane na tamtejszy rynek są "wysadzane diamentami". Podczas gdy Polacy wolą jednak delikatne i subtelne zdobienia.
Bardzo popularna ozdoba na amerykańskiej choince to czerwono-biała laska. Swego czasu hitem były również bombki z bałwankami, w których wnętrzu mamy śnieg, a raczej jego imitację w postaci styropianu. - Do USA robiliśmy 50 tys. takich bombek. U nas nikt tego nie chce wziąć do ręki - mówi mi pan Paweł.
Różnica między polską a amerykańską bombką jest też w cenie. Pan Paweł pokazał mi metkę z ceną, za jaką jego bombka zostanie sprzedana w USA. Amerykanie zapłacą za nią 36 dolarów.
Fakt, bombka jest piękna, bogato zdobiona i z wieloma "diamentami", ale chyba nie zapłaciłabym za nią ok. 130 zł. Pan Paweł podkreśla, że zamawiający zapłaci mu za nią mniej niż 10 zł. Dodaje jednak, że na ostateczną cenę wpływają cena transportu, pośredników i ubezpieczenia, a żaden z tych elementów nie jest tani.
Bombki na Boże Narodzenie. Czyli jak mało wiemy o ich produkcji
Bombkę najpierw trzeba wydmuchać. I tu pierwsza niespodzianka, bo dmuchanie bombki a kształtowanie szkła w hutach to dwie zupełnie różne kwestie. W przypadku bombek liczy się szybkość. - To są sekundy i koniec. Szkło zastygnie i nic się już później z tym nie zrobi - wyjaśnia mi pani Wiesia.
Bombki dmucha się ze szkła sodowego. Takie szkło topi się w znacznie niższej temperaturze. Dodatkowo szkło dostarczane jest do fabryki w formie rurek i to dopiero po ich ogrzaniu możliwe jest wydmuchanie bombki.
- Jak się uczyłem dmuchać, to najtrudniej było mi trafić w usta. Co raz uderzałem w policzek, nos, podbródek. Dobrze, że choć w oko nie wcelowałem - dodaje pan Paweł.
Po wstrzyknięciu azotanu srebra do wnętrza bombki i zanurzeniu jej w ciepłej wodzie szkło pokrywa się srebrną warstwą. Ten moment, szczególnie uwielbiają dzieci przychodzące na warsztaty.
Kolejny etap to zamoczenie w lakierze i suszenie. Jeżeli bombka ma wiele kolorów, każdy z nich nakładany jest pędzlem. Dalej następuje proces zdobienia. I tu wszystko zależy od zdolności, kreatywności i cierpliwości autora.
- Wszystko jest robione ręcznie. Każdy kolor jest nakładany oddzielnie, każdy kamień jest naklejany oddzielnie - opowiada o dekorowaniu pani Wiesia. Pomagają jej chałupniczki, bo sama nie byłaby w stanie przygotować całego zamówienia.
- Jeżeli bombka jest skomplikowana, to dziennie nie powstanie więcej niż 40-45 sztuk. Jeżeli wzór jest prosty, to malarka wykona nawet 120 sztuk – mówią mi właściciele.
Skomplikowana jest również kolorystyka. Pani Wiesia wyjmuje i pokazuje mi wzorniki. "Złota bombka" to kilkanaście odcieni lakieru i co najmniej drugie tyle wersji brokatu. To samo tyczy się wszystkich pozostałych kolorów.
I właśnie za tym całym procesem skryta jest wysoka cena bombek. - Czy zamówimy dwie bombki, czy tysiąc, każda będzie kosztowała zawsze tyle samo. Bo to nie jest maszyna, która wyprodukuje nam dziesiątki takich samych produktów. Każda bombka jest malowana ręcznie i potrzebuje takiego samego nakładu pracy – podkreśla pan Paweł.
Boże Narodzenie w czasie pandemii. Tu również dała się we znaki
Skutki pandemii koronawirusa boleśnie odczuli również właściciele Fabryki Bombek Fogiel. W warsztacie od lat prowadzone są warsztaty, podczas których dzieci mogą zobaczyć, jak produkowane są bombki, a następnie dostają lakiery, brokaty i szklaną bombkę, którą mogą sami pomalować.
Z powodu zamknięcia szkół w tym roku prawie żadna grupa nie przyszła na warsztaty. - Czasem przyjdą dzieci z prywatnego przedszkola lub grupa na rodzinne warsztaty - podkreśla pan Paweł, ale dodaje, że jest to zaledwie ułamek grup, które przychodziły przed pandemią.
Pandemia odbiła się również na liczbie zamówień, która w tym roku drastycznie spadła. - W dobrych latach robiliśmy 120 tys. bombek. W tej chwili zrobiliśmy może 20 tys. bombek, choć nie wiem, czy było ich nawet tyle - zdradza mi pani Wiesia.
Kiedy na koniec spytałam właścicieli, czy po całym roku z bombkami, bo prace zaczynają już w styczniu, nie mają już dość Bożego Narodzenia, odpowiadają, że nic podobnego. - Kochamy to robić. Cieszy nas, kiedy spod naszej ręki wyjdzie coś, co cieszy innych - podkreśla pan Paweł. - Czasem aż łezka się w oku zakręci - dodaje pani Wiesia.