"Trzymał w domu zwłoki, obok nich spały dzieci"
Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi kolejny raz nie udało się wjechać do zrujnowanej dzielnicy Baba Amr w syryjskim mieście Homs. Karetki miały zabrać stamtąd najciężej rannych. Dzielnica Baba Amr przez niemal miesiąc była ostrzeliwana przez wojska rządowe, które teraz kontrolują ten teren.
Przedstawiciele Czerwonego Krzyża poinformowali, że syryjskie władze odmówiły wjazdu do Baba Amr tłumacząc, że zrujnowana dzielnica jest zaminowana. Rano organizacja będzie ponownie starać się o pozwolenie na wjazd.
Dziennikarze, którym udało się uciec z Homs, opowiadają o dramatycznych scenach, rozgrywających się w ostatnich dniach. - Człowiek, który nadzorował pochówek zmarłych, opowiadał mi, że przechowywał zwłoki w swoim domu, bo ostrzał uniemożliwiał ich transport. Jego dzieci spały tuż obok zwłok. Czasami trzymał zwłoki nawet przez dwa-trzy dni, bo ostrzał był tak intensywny - mówił hiszpański dziennikarz Javier Espinoza.
Fotoreporter Paul Conroy opowiadał z kolei, jak wyglądała ewakuacja dziennikarzy z Homs. - Syryjczycy wrzucili nas do samochodu i wieźli przez ostrzeliwane miasto. Część z nich zginęła. Obawiam się, że to, co zostawiliśmy tam na miejscu, to następna Rwanda czy Srebrenica - dodaje fotoreporter.
ONZ twierdzi, że w mieście trwa w tej chwili czystka. Żołnierze rządowej armii mieli według doniesień aresztować niemal wszystkich pozostałych w Baba Amr mężczyzn, by w ten sposób utrudnić ewentualny powrót do dzielnicy rebeliantom z Wolnej Armii Syrii. Aresztowani mają być przetrzymywani w jednym budynku i torturowani.
Z kolei władze w Damaszku przekazały polskim i francuskim dyplomatom ciała dwójki zabitych w Homs zachodnich dziennikarzy. Wcześniej zwłoki zostały zidentyfikowane przez dyplomatów. Teraz ciała mają zostać przewiezione do Francji i Stanów Zjednoczonych.