Trzy wielkie pożary
Jedna osoba walczy o życie, a dwie są ranne. To bilans pożaru, który wybuchł w Domu Pomocy Społecznej "Złota Jesień" w Raciborzu. Najbardziej ucierpiał 71-letni mężczyzna, który ma poważnie poparzone ciało i jest w śpiączce. Został przetransportowany do siemianowickiej oparzeniówki. W sobotę strażacy z Sosnowca gasili groźny pożar pustej hali na terenie dawnej kopalni Niwka Modrzejów. Spaliło się prawie 3,5 tysiąca metrów kw. hali poprodukcyjnej. Kilkanaście godzin wcześniej płonął skład łatwopalnych odpadów w Wojkowicach, w pobliżu Będzina. 20 jednostek straży pożarnej gasiło tam trzymetrowe zwałowisko o powierzchni 5 tys. metrów kw.
24.04.2007 | aktual.: 24.04.2007 09:15
Prawdopodobnie niedopałek papierosa był przyczyną pożaru, do którego doszło wczoraj ok. godz. 5 rano w Domu Pomocy Społecznej "Złota jesień" w Raciborzu. Pożar gasiło 5 zastępów straży pożarnej, ewakuowano 20 osób, troje poszkodowanych trafiło do szpitala. Dwóch z nich zostało już wypisanych. 71-letni mężczyzna z poparzeniami II stopnia walczy o życie.
Pożary wybuchały w Raciborzu, Sosnowcu, Wojkowicach i Katowicach. Ogień pojawił się na korytarzu trzeciego piętra w tzw. kąciku rekreacyjnym - tłumaczy Jolanta Rabczuk, dyrektor raciborskiego DPS-u. - Zapaliła się kanapa a od niej zajęło się całe piętro. Całkowicie zniszczone są drzwi, ściany, lampy i mała kuchenka. Na szczęście ogień nie dostał się do pokojów pensjonariuszy. Na bezpośrednie niebezpieczeństwo było narażone 20 osób. Jednak wszystkie na szczęście zostały w swoich pokojach i stamtąd wzywały pomocy. Tylko ten jeden 71-letni pan wyszedł na korytarz zobaczyć co się stało. Ogień buchnął prosto na niego. Nie miał żadnych szans - tłumaczy dyrektorka.
Straż pożarna była na miejscu w ciągu kilku minut. - To wszystko działo się tak szybko - mówi Bronisław Bikiewicz, jeden z mieszkańców spalonego piętra. - Ewakuacja przebiegała bardzo szybko. Przecież większość z nas spała - dodaje.
Kiedy tylko wiadomość o pożarze w "Złotej jesieni" rozniosła się po Raciborzu, na miejsce zjechali się prawie wszyscy pracownicy, aby pomóc w wielkim sprzątaniu.
Problemy z wodą mieli strażacy z Sosnowca, którzy przyjechali gasić pożar opuszczonej hali na terenie nieczynnej kopalni Niwka Modrzejów. - Wiedzieliśmy, że to wolno stojący budynek. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, wydawało się, że powinniśmy sobie szybko poradzić z ogniem - mówi brygadier Mirosław Kucharz, komendant sosnowieckich strażaków. Okazało się jednak, że na terenie kopalni nie ma hydrantów.
Sytuację uratowały jednostki gaśnicze z Dąbrowy Górniczej, Katowic i Jaworzna. Z ogniem walczyło ich aż 25. Pożar zagrażał jednak pobliskiej ciepłowni, która ogrzewa wodę dla mieszkańców całej Niwki. - Prądy konwekcyjne (ruchy powietrza wywołane dużą różnicą temperatur - przyp. red.) musiały zadziałać tak, że prawdopodobnie paląca się papa została przeniesiona na dach ciepłowni - wyjaśnia Mirosław Kucharz. Pożar udało się opanować. Dogaszanie trwało jednak aż do niedzielnego poranka. Według nieoficjalnych informacji przyczyną pożaru mogło być podpalenie.
Kilkanaście godzin wcześniej palił się skład łatwopalnych odpadów w Wojkowicach, w pobliżu Będzina. 20 jednostek straży pożarnej gasiło tam trzymetrowej wysokości zwałowisko o powierzchni ok. 4,8 tys. metrów kwadratowych. Spłonęła wiata, w której przerabiano odpady. Nikt nie ucierpiał. Jak dotąd nie ustalono przyczyny tego zdarzenia. Wiadomo, że pożary w wojkowickim zakładzie surowców wtórnych, zdarzały się już kilkakrotnie.
Agnieszka Barzycka, Grażyna Krawczyk, Ryszard Park