PolskaTrzy piwa, dwie dziewczyny, jedno życie

Trzy piwa, dwie dziewczyny, jedno życie

Ania nie może się doczekać piątku przez cały tydzień. Właściwie od środy nie jest w stanie skupić się na nauce, bo jej ciało drga już w rytmach czekającej ją klubowej nocy. Jacek śledzi w Internecie to, co dzieje się w innych miastach i skrzykuje przez sieć znajomych na kolejny wypad.

14.02.2004 | aktual.: 14.02.2004 09:54

Julia kupiła nową bluzę i przez całe popołudnie zastanawia się, co będzie do niej najlepiej pasować. Najgorzej ma Paweł. Nawet w piątek pracuje do późna i dołączy do wszystkich zmęczony, gdy ci będą już porządnie rozbawieni.

W Łodzi funkcjonuje dobrze ponad sto pubów, klubów, knajp. Większość z nich ma jedną, wielką zaletę: skupione są przy i wokół głównej ulicy miasta, Piotrkowskiej. Nie trzeba więc, jak na przykład w Warszawie, przemieszczać się z jednego klubu do drugiego taksówką, tylko nawet zimą można przejść piechotą. Doceniają to goście z innych miast. Są nawet tacy, którzy przyjeżdżają specjalnie do Łodzi na nocne życie. I nie są to tylko eksłodzianie, tracący zdrowie na robieniu kariery w stolicy. Goszczący niedawno w Łodzi stateczny w końcu artysta, Jan Kanty Pawluśkiewicz, powiedział: "Łódź to wiadomo – kluby. Nikt temu nawet u nas w Krakowie nie zaprzecza". I tak wspólnie z mieszkańcami miasta wprowadzają oni w czyn jedno z najmodniejszych obecnie słów – klabing, czyli nocne wędrowanie w celach rozrywkowych od klubu do klubu.

Filozofia

Klabing ma już swoją filozofię. Jest w dużej mierze kulturą z reklamy. W światku tym dominują najróżniejszej maści gadżeciarze, a klabing kreowany jest jako z lekka elitarna rozrywka dla młodej euroklasy średniej.

Wiele firm, oferujących markę i produkt przeznaczony głównie dla młodzieży, "opakowuje się" w wizerunek tanecznej kultury klubowej. W klubach nosi się nie tylko markowe ciuchy, ale i pije właściwe alkohole, napoje energetyczne, używa konkretnych kosmetyków, pokazuje się najmodniejsze fryzury, dzwoni z najnowszych modeli najbardziej bajeranckich telefonów komórkowych.

Przewartościowanie myślenia z "być" bardziej na "mieć" musi nieść ze sobą konsekwencje. Na szczęście zarówno muzycznie, jak i wizerunkowo, kultura klubowa ma tak szeroką ofertę, że niemal każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Nawet niszowcy. I w końcu do klubów wyrusza się także w poszukiwaniu wspólnoty.

– Gdy przychodzi weekend i mogę pójść do klubu, wyraźnie uaktywnia mi się komórka szczęścia – śmieje się 19-letnia Ania. – Tam znajduję podobnie do mnie myślących i czujących ludzi. Z rodzicami coraz mniej mam wspólnego i coraz trudniej mi się z nimi porozumieć. Zresztą nie zależy mi na tym i nudzę się w towarzystwie ich i pozostałej rodziny. Oni nie rozumieją, czego potrzebuję, i na siłę chcą mnie zmieniać. A nocą w klubie z większością ludzi rozumiemy się bez słów.

Stali bywalcy klubów mają jednoznaczne nastawienie: jesteśmy młodzi, chcemy się bawić, poznawać nowych ludzi i zapomnieć o tym, że jest jutro.

– Mam tylko jedno życie, jestem młody, kiedy będę szalał: na emeryturze? – zapala się 24-letni Tomek.

– Jaką mam chociażby pewność, że dożyję tego czasu? Poza tym tutaj jest rytm życia, rytm współczesności. Musicie to zrozumieć. Wy mieliście punków i hipisów, my mamy klabing.

Podstawową ideą klabingu wydaje się po prostu wyjście z domu, poszukiwanie atrakcyjnych doznań.

A ponieważ dziś, z różnych powodów, życie towarzyskie przeniosło się niemal całkowicie z domów do klubów, właśnie tam poszukuje się też nowych znajomości, niekoniecznie stałych związków, przygody. Czyż poprzednie pokolenia, w niekoniecznie bardzo młodym wieku (bowiem w klabingu doskonale odnajdują się też trzydziesto- i czterdziestolatkowie), nie szukali w swoim czasie czegoś zbliżonego?

Pieniądze

Noc w klubach kosztuje. I to niemało. Są w Łodzi kluby, gdzie trzeba zapłacić za "wjazd" – średnio od 10 do 20 zł. Potem piwo (6 – 9 zł), napój energetyczny (cena podobna jak piw), jakiś prosty lub bardziej skomplikowany drink (od 7 złotych do prawdziwie niebotycznych cen). Gdy zabiera się do klubu dziewczynę (choć po co brać drewno do lasu), kwota ta podwaja się.

– Jedno wyjście do klubu z dziewczyną kosztuje mnie średnio 100 złotych – wyjaśnia 31-letni Paweł. – I wcale nie mogę powiedzieć, żebyśmy za tę kwotę jakoś strasznie poszaleli czy wypili morze alkoholu. Zawsze tyle "pęknie", a nierzadko zdarza się, że aby pojechać do domu taksówką, trzeba znowu iść do bankomatu.

Wydatki nie kończą się tylko na tym, co się w klubie spożyje, ale zaczynają się właściwie tym, co trzeba najpierw przygotować i mieć. Ubrania, kosmetyki, fryzjer, gadżet. Nawet będąc niszowcem, należy "wpasować" się w wizerunek. Dlatego przed imprezą trzeba trochę przyoszczędzić – chyba że chodzi się na "manieczki", do klubów techno i ostrego drum’n’bass, gdzie zabawa kończy się na trzech piwach, ewentualnie jednej pastylce extasy: tam będąc młodym człowiekiem można się upić za trzy dychy. Większości miejsc dotyczy zasada, że choć w Łodzi o duże, legalne pieniądze trudno, to marka musi być. Poza tym – dziewczyny lubią "kesz".

Podryw

– Oczywiście, że zwracam uwagę na to, jak facet wygląda – przyznaje 25-letnia Katarzyna. – Przecież to, jak ktoś się ubiera, jak się prezentuje, czy jest zadbany, jaki ma styl bycia, wiele o nim mówi. W ten sposób też można ocenić stan posiadania faceta. A przecież lepiej mieć kogoś ładnego, bogatego i mądrego niż brzydkiego, biednego i głupiego, nie?

No tak. Trudno zaprzeczyć. Tym bardziej, że i faceci rozglądają się po klubowej sali za ładną buzią, wpadającym w oczy biustem, zgrabną pupą. Może jedynie w ich przypadku kasa, z jaką obnosi się dziewczyna, jest mniej ważna. Chociaż...

– Lubię, jak dziewczyna jest samodzielna, coś robi, chce coś osiągnąć – wyjaśnia 28-letni Piotr. – Przy takich nie trzeba napinać się i udawać, że się zawsze wie, jaką decyzję należy podjąć. Poza tym kobieta zajmująca się swoją karierą gwarantuje, że będzie czasem za siebie płacić, a w konsekwencji będzie także przynosić do domu porządne pieniądze.

W klubach miesza się tradycyjne pojęcie o tym, kto kogo powinien podrywać. Tu nie tylko mężczyźni zaczepiają kobiety, ale i dziewczyny facetów, starsi młodszych, młodsi starszych. Pytanie dziewczyny do przystojnego chłopaka: "postawić ci drinka?" nie należy do szokujących. Nikt takim zachowaniom się nie dziwi, a wręcz dziwi się tym, którzy się temu dziwią. W klubie obowiązuje luz, zabawa, swoboda, otwartość. Ma być po prostu fajnie. Przekłada się to też ma lekkość nawiązywania bliższych kontaktów.

– Są takie beznadziejne miejsca, gdzie w kiblu możesz się naciąć na laskę kopulującą z facetem, ale w normalnym klubie raczej to się nie zdarza – podkreśla Janusz, stały bywalec większości modnych łódzkich klubów. – Na pewno jednak w trakcie zabawy dużo łatwiej jest przekonać do siebie dziewczyny i jeszcze tej samej nocy zabrać je w intymniejsze miejsce. Parę razy już mi się zdarzyło, że jechałem do domu z dwiema nowo poznanymi dziewczynami.

Narkotyki

To nieprawda, że narkotyki są nieodłączną częścią klubowych imprez. Prawdą jest natomiast, że nie są tam trudno dostępne. Popularna, zwłaszcza wśród klubowiczów uważających się za bardziej "artystowską" część środowiska, jest trawka, czyli marihuana. Jeden gram można kupić już za 40 zł, choć bardziej standardowa cena to 60 zł. Ciągle "lubiane" są prochy, najróżniejsze ekstasy, amfy, LSD. Na początku w "promocji" można tabletkę czy znaczek dostać od dilera za darmo. Potem i tak się do niego wróci.

Zamożniejsi klubowicze "wciągają kreskę" kokainy, która średnio kosztuje 200 zł. Nie brak i w Łodzi imprez, gdzie "kreski" ciągną się przez cały bar. – Zarzucam, bo to podkręca, a poza tym na tyle ciężko i długo zap… co dzień w robocie, że bez "kreski" nie byłbym w stanie funkcjonować całą noc – opowiada 35-letni Artur.

Muzyka

Łódź należała kiedyś do krajowej czołówki w dziedzinie muzyki klubowej. Dziś trochę "zeszła na psy" i nowe rzeczy przebijają się z trudem. Duże kluby zdominowali miłośnicy rytmicznego techno, house, drum, bass. Gra się tu trance, sample, hip-hop. Powoli jednak coraz więcej zwolenników mają też bardziej poszukiwawcze gatunki: dancehall, elektro, chillout, nu jazz, lounge, breakbeat, reggae. Coraz więcej osób bierze się też do robienia takiej muzyki, a dobry DJ urasta do miana gwiazdy.

Wciąż jednak w Łodzi wiele imprez, zwłaszcza w małych klubach, muzycy organizują sami, właściwie "po kosztach", za pieniądze wyrywane po sto, dwieście złotych od trudnych do przekonania sponsorów – właścicieli sklepów, studiów tatuażu, producentów drobnego sprzętu. Duże firmy wchodzą raczej w duże imprezy i to niechętnie w organizowane w Łodzi. Bo także i w tej dziedzinie Łódź ma opinię ciężkiego miasta.

Dziś do pootwieranych w całym mieście miejsc znowu wyruszą tysiące ludzi poszukujących nowych – starych doznań. Jutro rano może trochę będzie boleć głowa, potem nudny tydzień, ale przecież już za tydzień kolejny klubowy weekend. Jakoś zleci...

Dariusz Pawłowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)