Trybunał UE decyduje o losie polskich pielęgniarek
Za kilka miesięcy spodziewany
jest wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu, w sprawie
zaskarżonej przez polski rząd unijnej dyrektywy z 2005 roku
dotyczącej kwalifikacji zawodowych, która nie uznaje uprawnień
większości polskich pielęgniarek.
W Trybunale odbyła się rozprawa z powództwa Polski. Sporne przepisy dotyczą uznawania kwalifikacji polskich pielęgniarek i położnych w całej UE, a nie tylko w Polsce. Chodzi o to, że dyrektywa daje pielęgniarkom, które ukończyły licea zawodowe, prawo do ubiegania się w innych krajach członkowskich jedynie o gorzej płatną pracę w charakterze asystentki pielęgniarskiej.
Ukończenie szkoły podyplomowej, która daje wymagane przez dyrektywę uprawnienia, wiąże się dla pielęgniarek z dodatkowymi kosztami (tzw. szkolenia pomostowe). Według Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP) problem dotyczy 80 proc. polskich pielęgniarek, które kształciły się przed 1 maja 2004 roku.
Tymczasem w zawodzie pracują one od co najmniej 10 lat (w wyniku zmian w systemie edukacji ostatnie absolwentki kończyły licea pielęgniarskie w 1996 r.) i w tym czasie przechodziły różnorodne szkolenia. Polska argumentuje, że nie ma powodu wątpić w kwalifikacje zawodowe polskich pielęgniarek. Kwalifikacje te są zbliżone do tych, które mają pielęgniarki w innych nowych krajach UE. Im dyrektywa daje pełne uprawnienia.
Uważamy, że to nieuzasadniona dyskryminacja - powiedział mecenas Maciej Szpunar, który reprezentował Polskę przed unijnym Trybunałem.
W odniesieniu do polskich pielęgniarek i położnych, sporna dyrektywa powtarza te przepisy, które zostały przyjęte przez Polskę w załącznikach do traktatu akcesyjnego. Polski rząd twierdzi jednak, że to nie uzasadnia ich utrzymania w dyrektywie z 2005 roku.
To były przepisy przejściowe, które można zmienić. Teraz nadarzyła się okazja, żeby je zakwestionować i to właśnie robimy - wyjaśnił mecenas.
Z formalnego punktu widzenia, polski wniosek to skarga przeciwko Parlamentowi Europejskiemu (PE) i Radzie ministrów UE, jako organom stanowiącym unijne prawo. Komisja Europejska (KE), która przedstawiła projekt dyrektywy w 2002 roku, przyłączyła się do nich w sporze z Polską w charakterze tzw. interwenienta. Instytucje te bronią dyrektywy, twierdząc, że nie zawiera ona żadnych nowych okoliczności, a jedynie "uregulowania techniczne". Argumentują, powołując się na orzecznictwo Trybunału, że tego rodzaju przepisy nie wymagają szczególnego uzasadnienia.
Rada UE, PE i KE zwracają ponadto uwagę, że Polska na posiedzeniu ministrów 6 czerwca 2005 roku głosowała za przyjęciem dyrektywy. Polski rząd tłumaczy, że zrobił to "w ogólnym interesie Wspólnoty oraz ze względu na okoliczność, że celem tego aktu było przede wszystkim uproszczenie systemu uznania kwalifikacji w wielu zawodach". Z różnych powodów przeciwko głosowały wówczas Niemcy i Grecja, zaś Luksemburg wstrzymał się od głosu.
Blokowanie wówczas dyrektywy odbyłoby się kosztem innych grup zawodowych - uważa mecenas Szpunar.
Michał Kot