Trwa fala przemocy w Iraku - premier apeluje do polityków
W Iraku nie słabnie fala przemocy -
przed południem w zamachach bombowych i atakach na
terenie kraju zginęło kolejne kilkanaście osób.
Reagując na nowe ataki, premier irackiego rządu Nuri al-Maliki zaapelował do polityków o zakończenie waśni, pogłębiających podziały w kraju. Rząd - powiedział Maliki - byłby w stanie powstrzymać pogarszającą się sytuację, pod warunkiem jednak, że wykaże się jednością.
To właśnie politycy są ludźmi, mogącymi zapobiec dalszemu pogorszeniu się sytuacji i rozlewowi krwi- powiedział Maliki w krótkim telewizyjnym oświadczeniu. Zastrzegł jednak, że dojdzie do tego "tylko wówczas, gdy politycy pogodzą się i uświadomią sobie, że w tej bitwie nie ma zwycięzców ani pokonanych".
Bądźmy całkowicie uczciwi: sytuacja w zakresie bezpieczeństwa stanowi odzwierciedlenie politycznych waśni- oświadczył szef irackiego rządu.
W niedzielę rano w Iraku doszło do nowych aktów przemocy. W Haswie na południe od Bagdadu na miejskim rynku eksplodowała bomba - zginęło co najmniej pięć osób, a 23 zostały poważnie ranne. W podobnym incydencie w Hilli zginęło sześć osób; 27 odniosło obrażenia. W Mosulu na północy zastrzelono pracownicę rządowej stacji telewizyjnej al-Irakija.
Do nowych starć pomiędzy policją a sunnickimi rebeliantami doszło w niedzielę - drugi dzień z rzędu - w stolicy prowincji Dijala Bakubie. Jak podała policja, na miejscu w niedzielę zginęło tu 11 rebeliantów. W sobotę zabito tu 36 rebeliantów, a kilkunastu zostało rannych.
Trzech Irakijczyków, w tym dwoje dzieci, oraz żołnierz USA to z kolei ofiary śmiertelne samobójczego ataku, dokonanego w sobotę wieczorem na posterunek kontrolny koło miejscowości Chaldija na zachód od Bagdadu. Rannych zostało dziesięć innych osób - amerykański pracownik obsługi i iraccy cywile - powiadomiły siły koalicyjne.