Trump zyska na wyroku? Na jego konto wpłynęły miliony
Od wyroku skazującego Donalda Trumpa, sztab wyborczy byłego prezydenta zanotował znaczący wzrost wpłat od darczyńców. Jak poinformowali w piątek działacze kampanii, od decyzji wydanej przez sąd zebrano łącznie 34,8 mln dolarów. Według nich jest to nowy rekord drobnych wpłat w ciągu jednego dnia.
"Zaledwie kilka minut po ogłoszeniu wyroku sfingowanego procesu nasz cyfrowy system pozyskiwania funduszy został przytłoczony wsparciem i mimo tymczasowych opóźnień w internecie spowodowanych dużym ruchem prezydent Trump zebrał 34,8 mln dolarów od drobnych darczyńców" - podali w oświadczeniu doradcy sztabu Trumpa Chris LaCivita i Susie Wiles. Dodali, że jest to nowy rekord pod względem zebranych wpłat w ciągu jednego dnia, z czego 30 proc. wpłynęło od osób, które wcześniej nie wpłacały na kampanię.
Prawnicy Trumpa skomentowali również sam wyrok. Will Scharf w czwartek powiedział, że uznawanie byłego prezydenta za winnego w procesie karnym w Nowym Jorku tylko zmobilizuje sympatyków Trumpa i pomoże mu w listopadowych wyborach. - Uważam, że oni będą tak oburzeni tym werdyktem, że jeśli już, to to pomoże, a nie zaszkodzi jego szansom ponownego zdobycia Białego Domu - powiedział adwokat telewizji CNN.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stosunki UE-Rosja. Trzy błędy, jakie Europa popełniła wobec Putina
Mobilizacja przed wyborami
Nie tylko sztab Trumpa, ale również sztab prezydenta Joe Bidena wykorzystał czwartkowy wyrok do mobilizacji wyborców i darczyńców. Minuty po ogłoszeniu werdyktu współpracownicy Bidena rozesłali do wyborców e-maile i SMS-y, przypominające im, że niezależnie od wyroku Trump pozostanie kandydatem w listopadowych wyborach. Podkreślono, że jedynym sposobem na powstrzymanie go przed powrotem do Białego Domu jest głosowanie w tych wyborach.
Trump uderza w Bidena. Mówi o "faszystowskim państwie"
Donald Trump oświadczył, że proces przeciwko niemu to sprawka Bidena i jego ludzi. Były prezydent ocenił, że USA są obecnie "państwem faszystowskim", a sędziego prowadzącego proces nazwał "diabłem".
- Jeśli mogą to zrobić mnie, mogą zrobić to komukolwiek. To są źli ludzie, w wielu przypadkach to są chorzy ludzie (...). To było wszystko zrobione przez Bidena i jego ludzi, a może raczej jego ludzi, bo nie wiem, czy Biden wie o tym zbyt wiele - powiedział Trump podczas wystąpienia w Trump Tower w Nowym Jorku.
Były prezydent wielokrotnie atakował prowadzącego proces sędziego Juana Merchana, prokuratorów, zeznających i cały wymiar sprawiedliwości. Trump stwierdził, że Merchan "dosłownie ukrzyżował" jednego ze świadków zeznających na korzyść byłego prezydenta i wbrew faktom twierdził, że nie dopuścił do zeznań eksperta od spraw prawa wyborczego. - To jest człowiek, który wygląda jak anioł, ale faktycznie jest diabłem - dodał, mówiąc o sędzim.
Trump stwierdził też, że nowojorscy śledczy "zrujnowali życie" jego wieloletniego współpracownika Allena Weisselberga, dwukrotnie skazanego za przestępstwa podatkowe i krzywoprzysięstwo, zmuszając go do zeznań obciążających Trumpa. - On poszedł na ugodę, bo nie chciał spędzić reszty życia w więzieniu. Żyjemy w państwie faszystowskim - oznajmił były prezydent.
Będzie się odwoływał do skutku
Zarówno Trump, jak i jego prawnicy zapowiedzieli odwoływanie się od wyroku aż do skutku, jeśli to konieczne do Sądu Najwyższego USA. Trump zakończył oświadczenie, nie odpowiadając na pytania dziennikarzy, mimo że jego wystąpienie było zapowiadane jako konferencja prasowa.
W czwartek ława przysięgłych w nowojorskim sądzie stanowym na Manhattanie jednomyślnie uznała Trumpa za winnego wszystkim 34 zarzutom fałszowania dokumentacji biznesowej w celu nielegalnego wpłynięcia na wybory 2016 r. Przysięgli uznali, że Trump złamał prawo, próbując ukryć zapłatę 130 tys. za milczenie aktorki porno Stormy Daniels na temat ich rzekomego stosunku. Daniels miała opowiedzieć tę historię mediom tuż przed wyborami 2016 r. O wymiarze kary zdecyduje sędzia Juan Merchan podczas rozprawy 11 lipca.