Trump mówi o użyciu wojska. "Przekroczył granicę"
Kandydat na wiceprezydenta z ramienia demokratów, Tim Walz, surowo potępił niedawną wypowiedź Donalda Trumpa na temat możliwości użycia wojska w przypadku zamieszek podczas dnia wyborczego. Gubernator Minnesoty stwierdził, że były prezydent "przekroczył granicę", sugerując taki scenariusz.
15.10.2024 | aktual.: 15.10.2024 07:32
W niedzielę w rozmowie z Fox News Donald Trump podejmował temat potencjalnych zamieszek. Pytany o to, jakie ma obawy związane z możliwymi rozruchami, odpowiedział, że nie przewiduje problemów ze strony swoich zwolenników, lecz stwierdził, że większym zagrożeniem są "wrogowie wewnętrzni". - Mamy bardzo złych ludzi. Mamy trochę chorych ludzi, radykalnie lewicowych wariatów. I myślę, że jeśli będzie to konieczne, to Gwardia Narodowa, czy wojsko, jeśli to naprawdę konieczne, powinno z nimi bardzo łatwo sobie poradzić, bo nie możemy na to pozwolić - powiedział były prezydent USA.
Słowa Trumpa spotkały się z ostrą reakcją przedstawicieli Partii Demokratycznej. Tim Walz, przemawiając do wyborców w Wisconsin, nie krył swojego oburzenia. - Trump przekroczył granicę, której, muszę wam powiedzieć, nigdy sobie nie wyobrażałem - stwierdził.
- W weekend Trump mówił o wykorzystywaniu US Army przeciwko ludziom, z którymi się nie zgadza. Czyli wam. To nie jest jakaś mityczna rzecz, on nazwał tych, którzy nie zgadzają się z nim, wrogami - kontynuował rozemocjonowany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Walz podkreślił, że jego ostrzeżenia nie mają na celu wywołania strachu, lecz działanie na rzecz postawienia oporu wobec tego typu retoryki. - Nie mówię wam tego, by was przestraszyć, ale dlatego, bo musimy skopać mu tyłek - dodał.
Kampania Trumpa się zaostrza?
Portal "The Hill" ocenia, że wypowiedzi Trumpa sygnalizują rosnącą ostrość jego retoryki w końcowych etapach kampanii. Trump już wcześniej stawiał "wrogów wewnętrznych" jako większe zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych niż mocarstwa zagraniczne, takie jak Rosja czy Chiny.
Podczas piątkowego wiecu w Kolorado były prezydent określił swoich przeciwników politycznych mianem "szumowin" i twierdził, że "nienawidzą Ameryki". Wezwał wówczas również do oczyszczenia kraju poprzez największą w historii akcję deportacyjną, sugerując przy tym ponownie, że wojsko mogłoby być w tym użyte.
Walka polityczna przed wyborami coraz częściej przybiera formę zaognionych i kontrowersyjnych wypowiedzi, co wywołuje reakcje obu stron politycznego spektrum w USA.