Trudny wspólny rynek
Choć tworzeniu jednolitego rynku unijnego
przyświecała idea swobodnego przepływu towarów, kapitałów i
pracowników, jej praktyczne zastosowanie napotyka kłopoty - pisze
"Rzeczpospolita".
Obywatele "nowych" państw UE nie mają pełnej swobody podejmowania pracy w "piętnastce". A propozycja ułatwień dla firm, które chcą działać tam, gdzie im się najbardziej opłaca, wywołuje gniewne reakcje francuskich polityków, obawiających się, że ich kraj utraci miejsca pracy i wpływy do budżetu - dodaje dziennik.
To oczywiste, że "nowe" państwa Unii, słabiej rozwinięte niż "piętnastka", chcą przyciągnąć do siebie inwestorów. I że zdając sobie sprawę ze swoich niedostatków - choćby mniej nowoczesnej infrastruktury i gorzej funkcjonujących instytucji - starają się im te braki zrekompensować. Nie tylko mniejszymi kosztami pracy, ale także niższymi podatkami.
Czy staną się one na tyle atrakcyjne dla inwestorów, że przenoszenie firm ze "starej" Unii do nich nabierze masowego charakteru? Raczej nie. Taką decyzję zawsze poprzedza porównanie zysków, na jakie firma liczy, i wydatków , jakie musi ponieść. Ich zestawienie wypada różnie i, zwłaszcza w przypadku mniejszych firm, nie musi wcale przemawiać za przenosinami - uważa "Rzeczpospolita".
W jakimś stopniu niewątpliwie one jednak nastąpią - ale może to być w sumie korzystne dla całej Unii. Jeśli do nowych krajów napłynie więcej kapitału, będą się one rozwijać szybciej i krócej będą wymagać wsparcia ze wspólnotowych funduszy. Umożliwi to również skuteczniejsze konkurowanie z tańszymi dostawcami z innych krajów - informuje "Rzeczpospolita". (PAP)