Trucizna i paragrafy eliminują opozycję w Rosji. Putin przygotowuje się do wyborów
Dwóch wiodących opozycjonistów zniknęło z listy spraw niezałatwionych prezydenta Rosji. Jeden przeciwnik polityczny Władimira Putina jest w szpitalu w stanie ciężkim z podejrzeniem otrucia, a drugi otrzymał wyrok za malwersacje finansowe. Dwa różne zdarzenia, ale skutek jest taki sam: uciszone zostały głosy, które psułyby atmosferę na Kremlu przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
Opozycyjny dziennikarz Władimir Kara-Murza został wybudzony ze śpiączki, ale nadal jest w szpitalu w stanie ciężkim. Zdaniem lekarzy to skutek zatrucia niezidentyfikowaną substancją. Żona Kara-Murzy twierdzi, że jej mąż został otruty i to już po raz drugi. Poprzednio, w 2015 r. lekarze stwierdzili u niego zatrucie metalami ciężkimi. Tym razem na diagnozę trzeba zaczekać, aż laboratoria w Izraelu i Francji przeanalizują próbki krwi Rosjanina.
W lepszej sytuacji jest Aleksiej Nawalny, który usłyszał wyrok pięciu lat w zawieszeniu za malwersacje finansowe. Przynajmniej życiu tego najgłośniejszego obecnie krytyka Kremla nic nie zagraża, choć prawomocna decyzja sądu oznacza, że opozycjonista nie wystartuje w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Nawalny zasłynął jako niesłychanie skuteczny tropiciel korupcji. Kupował niewielkie pakiety akcji przedsiębiorstw, a następnie jako współwłaściciel żądał wydania dokumentacji finansowej, na podstawie której dowodził malwersacji, czym zapracował sobie sympatię Rosjan i nienawiść rządzących.
Kreml nie toleruje realnej opozycji
Ani Kara-Murza ani Nawalny nie mogli poważnie zagrozić pozycji Władimira Putina, który cieszy się osiemdziesięcioprocentowym poparciem. Nie mniej Prezydent Rosji uważany jest za człowieka pamiętliwego, który nie puszcza płazem żadnej zniewagi ani nawet krytyki. Oczywiście jemu samemu niczego udowodnić nie można, ale wielu opozycjonistów boleśnie przekonało się o tym, jak wysoką cenę niesie ze sobą kwestionowanie woli Kremla. Mijają właśnie dwa lata od śmierci Borisa Niemcowa, ostatniego, rosyjskiego opozycjonisty, który miał jakąkolwiek szansę, aby mierzyć się z Władimirem Putinem. Polityk został zastrzelony w centrum Moskwy, a o zabójstwo oskarżono czeczeńskich bandytów.
Nawet emigracja i azyl na Zachodzie nie gwarantują bezpieczeństwa. Były oficer kontrwywiadu wojskowego Aleksandr Litwinienko, który ujawnił rozkaz zamordowania oligarchy Borisa Bieriezowskiego, sądził, że ręce Rosji nie sięgają do Wielkiej Brytanii. Zmarł w szpitalu w Londynie zatruty substancją radioaktywną w czasie, gdy usiłował rozwikłać sprawę morderstwa niezależnej dziennikarki Anny Politkowskiej.
Rosyjski model prawa i polityki
Sędziowie orzekający w sprawie Nawalnego na pewno nie dostali jasnej, podpisanej instrukcji. Oni po prostu wiedzieli, czego się od nich oczekuje. Z pewnością podobny mechanizm działał w przypadku otrucia Kara-Murzy. Zleceniodawcy są na tyle profesjonalni, że nawet po wykryciu zbrodni obciążyć można co najwyżej bezpośrednich wykonawców, którzy wcale nie muszą wiedzieć, na czyje zlecenie działali.
Sławomir Popowski, były korespondent w Moskwie, nie ma wątpliwości, że decyzje o usunięciu albo przynajmniej uciszeniu krytyków zapadają na Kremlu. – To klasyczny przykład "demokratury", która nie uznaje wyjątków – powiedział Wirtualnej Polsce. – Rosyjski system polityczny ma kształt piramidy budowanej od góry i nie toleruje żadnych pęknięć. Dlatego Putin musi wysoko wygrać wybory i uzyskać ok. 80 proc. głosów. Każdy inny wynik uważany będzie za porażkę, na którą prezydent nie może sobie pozwolić.
Dla stworzenia pozorów demokracji Kreml gotowy jest stworzyć partie polityczne o obliczu liberalnym czy komunistycznym. Ugrupowania te będą dokładnie wiedziały, jak się zachować i nie przekroczą wyraźnych, choć niepisanych granic. Tego nie można powiedzieć o „niesterowalnych” opozycjonistach takich, jak Kara-Murza czy Nawalny.