Tropiciel judeospisków

Jerzy Robert Nowak dzięki IV RP może wyjść z cienia i bez skrępowania prowadzić swoje badania nad
antypolonizmem.

Tropiciel judeospisków
Źródło zdjęć: © AFP

09.03.2006 | aktual.: 06.04.2006 16:28

Dzieciom z Jedwabnego profesor Jerzy Robert Nowak przyjechał powiedzieć prawdę. Nie usłyszałyby jej od nikogo innego. Mówił, że nie muszą się wstydzić przeszłości i mogą być dumne z przodków. - Jestem przeciwko zniesławianiu pamięci o Jedwabnem- wyjaśnił gimnazjalistom, którzy na spotkanie zostali ściągnięci przez nauczycieli do małej salki katechetycznej. - Kreowano dotąd obraz Jedwabnego, przypominając oszczerczo przeszłość. Dlatego wystąpiłem tak ostro przeciwko Janowi Tomaszowi Grossowi, bo oburzała mnie jego skłonność do kłamania o Polakach.

Nowak odkrył, że Gross, autor "Sąsiadów" - książki o zagładzie jedwabieńskich Żydów - jest zwykłym kłamcą, a jego twierdzenia dotyczące roli tamtejszych Polaków w mordzie na swoich żydowskich sąsiadach są mocno przesadzone. Za tę właśnie delikatność w obchodzeniu się z pamięcią miejscowych samorząd Jedwabnego przyznał mu w styczniu honorowe obywatelstwo i zaprosił na spotkania z uczniami. - Gross kłamie z ogromnym cynizmem - mówił. - Amerykanie są ciemni jak tabaka w rogu i dlatego mogą w to wszystko uwierzyć.

Wszystko stanie się jasne, gdy dzieci po spotkaniu za 10 złotych kupią od profesora jego książkę "Sto kłamstw J.T. Grossa". Książka o kłamstwach Grossa to - obok "Kogo muszą przeprosić Żydzi", ,"Żydów w historii świata" i "Sporu o kolaboranta Brzechwę" - jedna z najważniejszych dziś pozycji profesora. Po jej wydaniu tak zwana prasa patriotyczna okrzyknęła autora pogromcą żydowskich szermierzy antypolonizmu i erudytą, który zatrzymał wielką batalię prowokacji rozpętanej przez Żydów pod hasłem "Jedwabne". Przeciwko profesorowi zaś, jak zauważyła "Nowa Myśl Polska", "rozpętała się ofensywa światowej propagandy żydowskiej i serwilistycznych oraz renegackich władz III RP". To one rozpuszczają kłamstwa, że jest on antysemitą, ksenofobem i przygotowuje przed wyborami czarne listy pezetpeerowskich działaczy. Dlatego na zakończenie wykładu profesor zaapelował do dzieci, by były czujne na kłamstwa antypolonizmu. - Musicie myśleć i czuć po polsku. Tylko tak możemy stworzyć Polskę bez agentów i złodziei- apelował. Bo
profesor, oprócz tego, że niesie kaganek oświaty słuchaczom Radia Maryja, czytelnikom "Naszego Dziennika" i widzom Telewizji Trwam, stara się teraz wspierać budowę IV RP.

Żydzi dobrzy i źli

Socjolog Sergiusz Kowalski, współautor książki o języku nienawiści ("Zamiast procesu"), zanalizował teksty Nowaka publikowane w "Naszym Dzienniku", ,"Głosie" i "Naszej Polsce". Zauważył, że występują w nich dwa rodzaje Żydów. Motywem działania złych Żydów jest żądza zysku i nienawiść do Polski. To oni knują przeciwko Polakom w ramach antypolskiego spisku światowego Żydowstwa. Oni zainspirowali Grossa, by napisał książkę o Jedwabnem. Dlaczego? By wyciągnąć pieniądze od Polaków za Holocaust. Dobrzy Żydzi w tekstach Nowaka krytykują innych Żydów. - Są na wagę złota, bo jest ich mało- mówi Kowalski. Dobry Żyd w publikacji odgrywa rolę wielofunkcyjną. Po pierwsze, uwiarygadnia tekst, po drugie, zdejmuje z autora odium antysemityzmu - nie możemy być antysemitami, skoro sami Żydzi o sobie dyskutują.

Dobrych od złych w tekstach profesora Nowaka łatwo odróżnić po przymiotnikach. Dobrym jest "uczciwy naukowiec żydowski profesor Norman G. Finkelsztajn", bo ostrzegał Polaków przed roszczeniami żydowskimi. Źli są: "żydowski politruk Witold Grosz" - wzywał do rozprawy z AK; "żydowska fanatyczka" profesor Jadwiga Mauer, bo próbuje udowodnić, że Mickiewicz też był Żydem; "żydowscy kaci", tacy jak Różański, Romkowski i Światło, bo prześladowali Polaków. Z Kościołem walczyli "żydowscy ubecy", patrioci ginęli z rąk "żydowskich morderców" i byli gnębieni przez "komunistów żydowskich".

W publicystyce Nowaka przymiotnik "żydowski" pełni funkcję epitetu i występuje często zamiast słów: "zbrodniczy", "perfidny" i "bezwzględny". - Jerzy Nowak wszedł do panteonu ekspertów prasy narodowej, którego tytuły naukowe i dorobek eksponuje się, by uwiarygodnić jego kontrowersyjne poglądy - twierdzi Sergiusz Kowalski. - Bo skoro profesor tak twierdzi, widać prawda.. Problem w tym, że Nowak specjalizuje się w tematyce węgierskiej i nazywany jest zwyczajowo profesorem. Bo zrobił tylko habilitację w 1989 roku, broniąc pracy pt. "Węgry. Burzliwe lata 1955-56".

Czekając na przebudzenie

Waldemar Kuczyński poznał Nowaka na początku lat 60. w akademiku przy ulicy Kickiego w Warszawie, wówczas jako studenta historii na Uniwersytecie Warszawskim. Ojciec Nowaka zginął w niemieckim obozie, matka mieszkała z ojczymem w Gdańsku. Jerzego Roberta wychowywali dziadkowie we wsi Łobaczew Mały pod Terespolem. - Był biednym studentem i miał kompleks prowincjusza - wspomina Kuczyński. Nowak zafascynowany był wtedy Węgrami, rewolucją 1956 roku, znał kilka języków i dużo czytał. Razem uczestniczyli w tworzeniu zalążków opozycji demokratycznej, która spotykała się w domu Jacka Kuronia. Nowak należał do frakcji patriotycznej, bliższej Kościołowi - razem z Bernardem Tejkowskim i Antonim Zambrowskim. - Nie było w nim nawet cienia antysemityzmu- opowiada Kuczyński. Wiosną 1964 roku Nowak został zatrzymany z listem intelektualistów, w którym domagali się ograniczenia cenzury i zagwarantowania wolności słowa. - Wtedy bezpieka tak go nastraszyła, że wycofał się z życia opozycji i skupił na pracy naukowej-
wspomina Kuczyński. Nowak w swoich wspomnieniach napisał, że wycofał się z premedytacją, nie widząc szans dla zdominowanej przez michnikowców opozycji. Postanowił przygotować grunt do "przyszłego antyreżimowego przebudzenia". Jego przebudzenie nastąpiło, dopiero gdy rozleciał się PRL. Waldemar Kuczyński, który był wtedy szefem doradców premiera Mazowieckiego, zauważył, że po 1989 roku Nowak stał się wyjątkowo zajadłym antykomunistą i na każdym kroku rugał ekipę Mazowieckiego. - Nie przeszkadzało mu to jednak prosić mnie o wstawiennictwo w uzyskaniu stanowiska ambasadora na Węgrzech - mówi Kuczyński. - Ambasadorem nie został. I wtedy nasilił swoje ataki.

Pod cenzurą

Antoni Zambrowski, więzień polityczny marca 1968 roku, który do dziś przyjaźni się z Nowakiem, mówi, że praca w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych była dla profesora najważniejsza. - Postanowił rozcieńczać ten ustrój za pomocą artykułów, które publikował w legalnej prasie - mówi Zambrowski. Ceni Nowaka za to, że w lutym 1969 stanął w jego obronie na procesie wytoczonym przez władze i złożył zeznania jako świadek obrony. A gdy Zambrowski po półtora roku wyszedł z więzienia, Nowak nie udawał jak inni, że go w ogóle nie zna. Pozwolił nawet dzwonić do siebie do PISM. - Prosił tylko, bym się przedstawiał fałszywym nazwiskiem- mówi Zambrowski. "Ulubioną metodą mojego wallenrodycznego pisarstwa było przemycanie jak największej ilości informacji faktograficznych, niewygodnych dla rzeczników twardej władzy w PRL" - napisał Nowak w swojej biografii "Na przekór skorpionom".

Profesor Andrzej Garlicki pamięta, że gdy Nowak przynosił w latach 70. swoje teksty do "Polityki", nie sprawiał wrażenia opozycjonisty i zawsze deklarował zgodność z obowiązującą linią. Pisał głównie o Węgrzech, o przemianach, literaturze, kulturze, o węgierskim cudzie gospodarczym. Jako jedyny w oficjalnym obiegu pisał w miarę rzeczowo o powstaniu 1956 roku. - Jak na tamte czasy były to wartościowe prace, choć pisane ostrożnie i z uwzględnieniem cenzury- mówi profesor Andrzej Friszke. Wiesław Władyka z "Polityki" mówi, że choć zdarzały się ingerencje w tekstach Nowaka, to nie było ich więcej niż u innych autorów. A sam profesor traktował współpracę z tygodnikiem jak zaszczyt. - Dlatego dziwi mnie jego dzisiejszy wstręt do PRL, który jest większy niż wstręt PRL do niego - mówi profesor Władyka. W połowie lat 80. Nowak trafił do lewicowego miesięcznika "Zdanie" wychodzącego w Krakowie. - Nic nie zapowiadało jego szowinizmu narodowego. Nawet nie chodził wtedy do kościoła- opowiada Michał Ogórek, który
współpracował ze "Zdaniem". W latach 80. teksty Nowaka zaczęły się pojawiać w "Tygodniku Demokratycznym", organie Stronnictwa Demokratycznego. Pod koniec dekady pisał o potrzebie odnowy, głębokiej reformy gospodarczej, liberalizacji i nawrotu do tradycji. Jednak wszystkie te propozycje, jak mówi Friszke, wpisywały się w nurt dyskusji akceptowanej przez władze PRL.

Reformator socjalistyczny

W PISM Nowak był cenionym specjalistą od Węgier i Bałkanów. Niezwykle pracowity. Kompetentny. Niezależny. Tak wspominają go współpracownicy. - Ale żeby jechać na placówkę do Węgier, musiał się dogadać z moczarowsko-szlachcicowską ekipą, która rządziła Instytutem- wspomina J. i dodaje, że w upartyjnionym PISM Nowak do PZPR nigdy się nie zapisał. Gdy go naciskano, mówił, że jest praktykującym katolikiem. Założył w Instytucie w 1981 roku koło SD, partii, która była przybudówką PZPR. Jednocześnie współpracował z "Tygodnikiem Solidarność". Ale w stanie wojennym trzymał się z dala od podziemia. Po 1989 roku SD potrzebowało nieskompromitowanych twarzy i postawiło na Nowaka. Nie dostał się do Sejmu z list SD, a potem jego partia zupełnie się zmarginalizowała. - Myślał o sobie tak: całe życie się opierałem, nie bałem się myśleć inaczej, stawałem okoniem- wspomina J. - Choć nigdy nie wystąpił przeciwko socjalistycznemu państwu, liczył, że teraz opozycja go zauważy. Nie mógł darować nowej władzy, że go nie
doceniła.
Andrzej Friszke mówi, że Nowak znalazł się na marginesie, bo w 1989 roku jego pomysły reformowania socjalizmu na wzór węgierski okazały się bezużyteczne. Przemiany wtedy szły już dużo dalej. - Zabrakło mu odwagi, by w PRL stanąć po stronie wyraźnej. Wybrał miejsce w prasie oficjalnej i karierę w SD, które było częścią establishmentu- mówi Friszke. - A że miał ambicje polityczne, to po 1989 roku mógł powrócić na scenę tylko jako bardziej radykalny i agresywny niż dawni opozycjoniści. I teraz bierze na nich odwet w radiu ojca Rydzyka i w swoich książkach. Być może dlatego profesor rozpoczął w latach 90. badania nad antypolonizmem. W międzyczasie rozwiązano PISM w 1993 roku i został bezrobotny. Po roku znalazł pracę, ale w Częstochowie w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Tu wykłada do dzisiaj. W swoich badaniach skupia się głównie na obnażeniu antypolskiego spisku żydowskiego. Wyniki mógł publikować tylko w "Słowie - Dzienniku Katolickim" i "Naszej Polsce". Tam w 1996 roku wydrukował listę "Kto jest
kim w lobby filosemickim", na której znaleźli się ci, którzy zdaniem profesora reprezentują prożydowskie racje w polskiej polityce.

Nikt nie chciał publikować jego książek. Założył więc z żoną Marią wydawnictwo MaRoN, które wydało "Sto kłamstw J.T. Grossa". Książka stała się bestsellerem, choć większość księgarń odmówiła jej rozpowszechniania. Sprzedawała się bardzo dobrze dzięki sieci kół Radia Maryja, księgarniom katolickim i patriotycznym. Ale autorem zainteresowały się prokuratury w Tychach i Warszawie. Badały, czy Nowak nie popełnił przestępstwa szerzenia nienawiści rasowej. "Obelżywy język połączony ze specyficznym, karykaturalnym i obraźliwym przedstawieniem społeczności żydowskiej i posługiwanie się przez autora pozornie naukową argumentacją sprzyjają kształtowaniu postaw antysemickich" - napisał w swojej opinii biegłego profesor Jerzy Tomaszewszewski. Zauważył on, że Nowak z bogatej literatury wybiera tylko takie cytaty, które mają służyć poparciu negatywnej opinii o Żydach. W obronie autora i wolności słowa stanął wtedy Edward Moskal, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, oraz ojciec Rydzyk i prokuratura umorzyła sprawę. Jak
najgorsze zdanie o współczesnych pracach historycznych Nowaka ma profesor Friszke. Jego zdaniem historia służy Nowakowi tylko do przenoszenia w przeszłość własnych kompleksów. - Trudno go nazwać historykiem, bo o ile wiem, nie prowadzi żadnych badań- mówi profesor Friszke. - Nie znam żadnego poważnego historyka, który korzystał w jakikolwiek sposób z jego dorobku.

Po aryjskiej stronie?

"W tej chwili płacę zbyt duże koszty wieloletniego nadmiernego spalania się w bojach o polskość i patriotyzm. Piszę w poczuciu osaczenia przez zgraję podłych oszczerców różnego chowu" - zanotował profesor w swej autobiografii. Do pasma porażek w III RP można dodać to, że w 2001 roku nie został posłem LPR, bo pokłócił się z Romanem Giertychem. Nie został senatorem Domu Ojczystego w 2005 roku, bo zebrał zbyt mało głosów. W rodzącej się IV RP przestał być już ignorowany przez elity. Na styczniowe uroczystości wręczenia mu honorowego obywatelstwa Jedwabnego przybyli wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra i wojewoda podlaski Jan Dobrzyński.

Jerzy Robert Nowak nie spotka się ze mną, bo jest zbyt zajęty. - Moją motywacją do pracy są przemilczane zbrodnie i przekłamania, które próbuję prostować- mówi przez telefon. Ubolewa, że liberalni dziennikarze wciąż powtarzają te same kłamstwa na jego temat. Na przykład, że jest antysemitą. - A ja napisałem znacznie więcej niż ktokolwiek inny o propolskich Żydach- mówi. - Bo zawsze interesowałem się tymi, którzy biorą w obronę polskie sprawy. Tyle że dla Nowaka propolscy Żydzi to tacy, którzy bez szemrania popierają jego wersję historii. Jak Antoni Zambrowski, który wystąpił publicznie w jego obronie, gdy Marian Barański w periodyku "Teraz Polska" ogłosił, że Jerzy Robert Nowak też jest pochodzenia żydowskiego. Zambrowski oświadczył, że znał matkę profesora. Może więc osobiście zaświadczyć, że profesor jest prawdziwym Polakiem z kresowej rodziny polskich katolików. Ale to nie wystarczyło. Bo choć profesor Nowak osobiście tropi od wielu lat Żydów i umieszcza ich prawdziwe nazwiska w swoich książkach, to
nie dla wszystkich jest to dowód aryjskości. Inni antysemici z taką samą zaciętością ścigają jego i umieszczają na własnych listach osób ukrywających własną tożsamość. Profesor jest zupełnie bezradny i w żaden przekonywający sposób nie może udowodnić, że nie nazywa się Moritz Nauman. I musi czuć się podobnie jak bohaterowie jego publikacji o judeospiskach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)