Stocznia Gdynia: nici z mediacji Leppera
Strajkujący stoczniowcy (PAP/Stefan Kraszewski)
Drugą noc - ze środy na czwartek - grupa protestujących stoczniowców
spędziła w Stoczni Gdynia.
Strajk okupacyjny trwa. Protestujących jest jednak dużo mniej, bo cały czas ludzie dostają propozycje nie do odrzucenia: albo urlop, albo pismo z zapowiedzią zwolnienia - powiedział w czwartek przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia "Stoczniowiec" Leszek Świętczak.
Trzy tysiące pracowników stoczni wybrało urlopy. Stoczniowcy ci nie chcą uczestniczyć w strajku, ale nie chcą też pracować. Większość jednak z 9-tysięcznej załogi zgłosiła się do pracy. Kilkudziesięciu robotników okupuje jeden ze stoczniowych budynków.
Dotychczas nikt z robotników nie dostał wypowiedzenia umowy o pracę. Do tej pory pisma z taką zapowiedzią dostało ponad 130 stoczniowców, w tym trzech liderów jednego ze związków zawodowych.
Jeśli w ciągu trzech dni nie będzie odpowiedzi lub pytani nie zgodzą się na odejście ze stoczni, to wówczas zarząd ich zwolni - wyjaśnił w środę rzecznik zarządu spółki Mirosław Piotrowski. Rzecznik dodał, że liczy się z rozprawą przed sądem pracy i stwierdził, że związkowcy narazili stocznię na ogromne straty.
Leszek Świętczak, przewodniczący "Stoczniowca" stwierdził, że wręczenie wypowiedzeń jemu i innym członkom zarządu związku jest całkowicie bezprawne. W wypowiedzeniu umowy o pracę zarząd stoczni zarzucił szefowi związków nielegalne zorganizowanie zebrania informacyjnego dla członków Związku i nielegalne kierowanie strajkiem.
Świętczak podkreśla, że nie był organizatorem, a jedynie mediatorem pomiędzy protestującymi a zarządem stoczni. Szef "Stoczniowca" zapowiedział skierowanie sprawy do sądu pracy gdyż - jego zdaniem - wypowiedzenia były odwetem za złożenie do prokuratury wniosku o łamanie ustawy o związkach zawodowych.
Tymczasem prezes zarządu gdyńskiej stoczni Janusz Szlanta przyznał, że straż przemysłowa wywoziła strajkujących robotników ze stoczni. Wcześniej jego rzecznik zaprzeczał, że prowadzono taką akcję. O wywożeniu strajkujących z budynku Stoczni i odbierania im identyfikatorów, aby nie mogli kontynuować strajku, poinformował media Leszek Świętczak. Według niego, przed wyłapaniem przez straż przemysłową uchroniło się tylko 40 stoczniowców, którzy byli w budynku związków zawodowych.
Związkowcy poinformowali o tym szefa Samoobrony, Andrzeja Leppera, który w czwartek przybył do stoczni. Mirosław Piotrowski poinformował, że nie skorzystano z usług Leppera, który chciał być mediatorem w rozmowach między strajkującymi stoczniowcami a kierowanictwem firmy. Przekazaliśmy posłowi Lepperowi, że panujemy nad sytuacją i nie potrzebujemy pośrednictwa politków w rozwiązywaniu problemów pracowniczych - powiedział Mirosław Piotrowski.
Rzecznik dodał, że zarząd jest gotów jeszcze w czwartek spotkać się zarówno ze strajkującymi, jak i przedstawicielami związków zawodowych "Solidarność" , "Stoczniowiec " i Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Gospodarki Morskiej.
Stocznia pracuje w czwartek na 50% mocy. (PAP/IAR,iza,jask)