Gdyński symbol się sypie. Może runąć w każdej chwili
- Wkrótce będziemy podziwiać klif tylko na pocztówkach i pięknych fotografiach - przestrzega Sławomir Kitowski, prezes Towarzystwa Przyjaciół Orłowa, który zamieścił w sieci ostrzeżenie przed zbliżaniem się do tego miejsca w Gdyni. Kolejne olbrzymie fragmenty klifu mogą runąć w każdej chwili.
18.02.2024 | aktual.: 05.03.2024 10:37
Klif Orłowski to jedna z największych atrakcji trójmiejskiego wybrzeża. Znajduje się niedaleko molo w Orłowie. Miejsce cieszy się dużą popularnością zarówno wśród mieszkańców, jak i turystów.
Problem w tym, że z roku na rok go ubywa. Jego spadające części nie tylko powodują zagrożenie - bo sporo osób wchodzi zarówno na niego, jak i przechodzi pod nim - ale też martwią jego miłośników, ponieważ nie pozostają złudzeń, że ten krajobrazowy unikat znika.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od lat temu procesowi przypatruje się mieszkający w Orłowie Sławomir Kitowski, który w ostatnich dniach zaalarmował internautów, że ostatnie sztormy i zjawiska pogodowe mocno naruszyły klif, przez co spacery w jego pobliże stały się niebezpieczne.
Wyjątkowy klif w skali kraju
- Ścieżka, która prowadziła wzdłuż krawędzi skarpy w kierunku czuba klifu, jest popękana i fragmentami oberwana. Korona tej skarpy zjeżdża w dół, ciągnąc uschnięte drzewa z korzeniami. Teraz jest to niebezpieczne miejsce na spacery, ludzie fotografują się na tej ścieżce i na koronie klifu, nie zdając sobie sprawy, że podłoże skarpy może zjechać razem z nimi w przepaść do morza – mówi Kitowski w rozmowie z Wirtualną Polską.
I dodaje: - Być może Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska to odgrodzi, zabezpieczy, bo to ona zarządza rezerwatem przyrody Kępa Redłowska. Natomiast Urząd Morski odpowiadający za ochronę brzegu morskiego może postawić na brzegu tablice i zagrodzić tymczasowo dalsze podejście pod klif. Te tablice jednak i tak po pewnym czasie giną - albo zabrane przez fale, albo przysypane przez osuwającą się skarpę.
Jak wyjaśnia nasz rozmówca, sztormy nie są jedynym problemem, bowiem zima zrobiła swoje, woda dostała się do wnętrza klifu, potem zamarzła, i teraz jego ściany są popękane.
- To wyjątkowy klif w skali kraju, ponieważ składa się z tak twardej gliny, że ta potrafi utrzymać go w pionowej ścianie – podkreśla specyfikę tego zjawiska prezes TPO. - Obecnie nie ma już przejścia za czubem klifu w stronę Gdyni, ponieważ jego ściana północna się osunęła i zagrodziła przejście plażą. To duże osłabienie klifu, ponieważ najniebezpieczniejsze fale i wiatry wieją od strony północno-wschodniej.
"Klif sam sobie usypie falochron"
Problem z obrywaniem klifu nie jest nowy, ale w ostatnich latach się nasilił. Dlatego dwa lata temu wspólne stanowisko opublikowali dyrektorzy trzech instytutów: Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie, Morskiego Instytutu Rybackiego oraz Instytut Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Gdyni.
"Orłowski klif jest jedną z krajobrazowych ikon polskiego wybrzeża i pewnie najczęściej fotografowanych morskim krajobrazem Trójmiasta. Od lat 30. jest chroniony jako Rezerwat Przyrody, a od czasu wstąpienia Polski do UE jest częścią obszaru Natura 2000 (siedliskowego i ptasiego). U jego podnóża znajduje się inny chroniony prawem UE obiekt – kamienne rafy porośnięte bogatym zbiorowiskiem roślin i zwierząt morskich" - napisali naukowcy, zwracając uwagę na pobliską florę i faunę, która w całej sprawie odgrywa niebagatelną rolę.
Przypomnieli też, że w ciągu wielu lat proponowano różne rozwiązania, jednak prawie zawsze kolidują one z ochroną tzw. naturalnych procesów brzegowych. Natomiast z zebranych przez nich opracowań naukowych wynika, że klif jest najmocniej niszczony od strony lądu, przez zjawiska pogodowe.
"Proces cofania się brzegu morskiego nie jest nieskończony – klif w końcu sam sobie usypie falochron naturalny z grubszego materiału (głazy), którego nie zabiorą fale. Każda ingerencja inżynierska w brzeg powoduje lawinę konsekwencji dla naturalnych procesów przepływu wody, falowania i transportu rumowiska" - czytamy w stanowisku dyrektorów.
"W ciągu kilku lat klif może zniknąć"
Chociaż w wielu publikacjach można znaleźć informację, że klif traci jeden metr rocznie, to według Sławomira Kitowskiego przez ostatnich kilka lat tempo degradacji było dużo szybsze. Dlatego nie jest on takim optymistą, jak cytowani wyżej naukowcy.
- Zdaniem geologów głębokość gliny skalistej w stronę lądu ma około 20 metrów, a więc wkrótce będziemy podziwiać klif tylko na pocztówkach i pięknych fotografiach. Zmiana klimatu postępuje, sztormy raczej będą się nasilać. W ciągu kilku lat klif może zniknąć i stać się zwykłą skarpą – ostrzega Kitowski.
W jego opinii na klifie się nie skończy, bo bez zdecydowanych ruchów ze strony ludzi morze zacznie się potem wdzierać w głąb Orłowa, zaczynając od podmywania zabytków położonych przy jego brzegu.
Dlatego chciałby, żeby władze zdecydowały się na umieszczenie w morzu tzw. wygaszaczy fal, czyli podwodnych, kamiennych falochronów, które mogłyby osłabiać fale. Jego zdaniem nie można już z tym zwlekać, skoro przeprowadzenie całej inwestycji może potrwać kilka lat, a potem może już nie być czego ratować.
- Niestety RDOŚ wprowadziła zapis, że wygaszacze nie mogą znaleźć się bliżej niż 500 metrów od brzegu, co jest absurdalną odległością, ponieważ nic to nie da – komentuje Kitowski. - Gdyby to było 50 metrów, to problem mógłby zostać rozwiązany. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby pomyśleć o zmianie tego zarządzenia, które jest niepraktyczne. Zamiast chronić krajobraz i zasoby przyrody, chroni wyłącznie procesy abrazji, które niszczą bezpowrotnie te zasoby.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski