Gdański lalkarz opowiada o swojej pracy. "Najpierw tworzysz aktora, a później się nim stajesz"
• Marzec: póki są dzieciaki chcące oglądać przedstawienia, to nic nie jest trudne
• Aktor przyjechał na Pomorze ze Śląska
• Lalkarstwo to ginąca profesja
23.05.2016 | aktual.: 23.05.2016 13:04
- W moim przypadku (i pewnie w przypadku każdego jednoosobowego teatru) granie przedstawień lalkowych to nie tylko występy sceniczne. "My" łączymy w sobie rzeźbiarza, aktora, reżysera, muzyka, managera, grafika oraz pracownika technicznego - wylicza w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Marzec, aktor "Teatru Barnaby".
Jak wyglądają przygotowania do spektaklu? Wszystko zaczyna się od pomysłu, a z chęci opowiedzenia historii powstaje scenariusz. Dopiero wtedy Marzec zabiera się za projektowanie i przygotowanie lalek potrzebnych do pokazu. Gdy "gołe" lalki są gotowe, szwalnie szyją dla nich specjalnie zamówione kostiumy. Przyszli bohaterowie podwieszani są do tzw. kontrolerów - elementów kierujących ich scenicznymi ruchami. Dopiero wtedy zaczyna się praca nad graniem scenicznym. - Jednym zdaniem: najpierw tworzysz aktora, a później się nim stajesz - śmieje się lalkarz.
Aby dotrzeć na Pomorze, Marcin Marzec przebył długą drogę. Urodził się na Opolszczyźnie, a studia ukończył na Wydziale Lalkarskim PWST we Wrocławiu. Na jego przedstawienie dyplomowe przyjechał Waldemar Wolański - dyrektor teatru "Arlekin" w Łodzi - i od razu zabrał go do siebie. Tam też przepracował następne pięć lat. W tym czasie brał udział w ośmiu tytułach. To dużo jak na teatr lalkowy, gdzie sukcesem jest już zagranie w jednej premierze w ciągu roku. Jak podkreśla Marzec, to właśnie w teatrze "Arlekin" zobaczył, na czym polega praca aktora lalkarza i jaka technika gry najlepiej do niego pasuje. Z czasem Łódź zaczęła go jednak męczyć. Jak bowiem twierdzi - gdy aktor pracuje zbyt długo w jednym teatrze, to staje się leniwy.
Jak więc Marcin Marzec trafił do Trójmiasta? Zdecydowała o tym Marta, jego narzeczona. - To jest twarda kobieta i potrafi przemówić do rozsądku. Powiedziała "Marcin, rób to, co umiesz i w czym jesteś dobry". Padło na marionetki. Wyjechaliśmy z Łodzi prosto do Borów Tucholskich - wspomina z uśmiechem aktor.
W Borach Tucholskich mieszkali przez sześć miesięcy. Jednak warunki byłe na tyle ciężkie, że szukali lepszego domu. Marta jest ze Sztutowa (woj. pomorskie), więc Trójmiasto było dla nich naturalnym wyborem. Po kilku spotkaniach ze sprzedawcami mieszkań zdecydowali się na Gdańsk. W ten sposób sylwestra spędzili w nowym domu. Marcin z pewnością lubi to, co robi. Jednak skąd bierze zapał do aktorstwa?
- Póki są widzowie i dzieciaki chcące oglądać moje przedstawienia, to nic nie jest trudne w mojej pracy - mówi Marzec.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .