Borowczak: "Obalenie pomnika? To promocja filmu Sekielskiego"
Jerzy Borowczak, były opozycjonista z lat 80. oraz członek Komitetu Budowy Pomnika Prałata Jankowskiego mówi WP, że nocne obalenie pomnika to - jego zdaniem - akcja promocyjna przygotowana przez Tomasza Sekielskiego. - Potrzebował fajnych zdjęć do filmu o pedofilii.
21.02.2019 | aktual.: 21.02.2019 15:41
Sebastian Łupak: Jak pan ocenia obalenie pomnika prałata Jankowskiego?
Jerzy Borowczak: Trzech panów z Warszawy przyjeżdża i pod osłoną nocy burzy pomnik. Nawet, jak demontowaliśmy pomniki komunistów, rzeźników, katów, jak Dzierżyńskiego czy Lenina, to była to legalna decyzja władz. A tu mamy anarchię. Pewnie potrzebna była fajna scena do filmu Tomasza Sekielskiego o pedofilii, no to nakręcili.
Pan uważa, że to promocja filmu?
No jasne! Były mu potrzebne fajne przebitki. Takie prowokacje to my już znamy. Jest dobra promocja? Jest!
To jak to lepiej załatwić?
Rodzina księdza prałata ma wytoczyć proces o naruszenie dóbr osobistych. Gdyby się okazało – ale po procesie – że ksiądz był pedofilem, to sami ten pomnik rozbierzemy.
Prawda jest taka, że rodzina zapowiadała już w grudniu pozew przeciw „Gazecie Wyborczej”, ale czas mija, a żadnego pozwu nie ma. Może więc specjalna komisja cywilno-kościelna ds. pedofilii, o którą apeluje stowarzyszenie Nie Lękajcie Się?
Już Paweł Adamowicz apelował do arcybiskupa Leszka Głodzia o taki specjalny zespół. Nie można dłużej zamiatać tego pod dywan. Sprawa robi się bardzo dynamiczna i uważam, że arcybiskup Głódź nie ma na co czekać. Trzeba to raz na zawsze rozwikłać. Jeśli okaże się, że nic nie było, to będziemy mogli z podniesionym czołem postawić ten pomnik tam, gdzie był dotąd. A jeśli to była prawda – to nigdzie nie stanie.
Nie żałuje pan dziś , że był w komitecie, który pomnik postawił?
W 2004 roku prałat był oskarżony przez jedną z mam, że przetrzymuje na plebanii jej syna i ona ma obawy, że on jest pedofilem. I to się wtedy skończyło umorzeniem. Nikt się nie dopatrzył żadnych niecnych działań. Wtedy wypowiadali się wybitni psychologowie, seksuolodzy, nawet prof. Lew Starowicz. Jeśli wtedy było umorzenie, to podjęliśmy decyzję, że możemy budować. Zasługi prałata były ogromne: u niego były spotkania tajnej Komisji Krajowej, a na mszę przychodziło 20 tysięcy ludzi. Była wtedy na ten pomnik zgoda Rady Miasta, wojewody, zbiórka publiczna. Nikt wtedy nie zabrał głosu! Jak ktoś miał traumę, mógł choćby anonimowo się do nas zgłosić. Ale nikt się nie zgłosił! Do głowy nam nie przyszło, że po 8 latach od śmierci prałata jakaś pani przez Skype z Australii powie, że była molestowana. Nie może ta być, że się kogoś opluje i się wyjeżdża potem do Australii. Jeśli ona mówi, że jakaś dziewczynka skoczyła z okna, bo była w ciąży z prałatem, to poszukajmy jej rodziny, czy rzeczywiście istniała, czy wyskoczyła.
Zupełnie pan pani Barbarze Borowieckiej, ani innym świadkom, nie wierzy?
Przepytywaliśmy ludzi z okolicy kościoła św. Barbary. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy jako ministranci służyli do mszy, jak św. pamięci Paweł Adamowicz czy jego brat Piotr. Tam mieszkał Bogdan Olszek, były przewodniczący Rady Miasta Gdańska. On też mówi, że nic nie widział. Ja byłem wielokrotnie w św. Brygidzie. Nigdy nic nie było takiego!
Co zrobić z pomnikiem? Ma teraz leżeć w magazynie...
Teraz, gdy jest obalony, poczekałbym na wyrok prac komisji czy sądu. Jeśli te zarzuty się nie potwierdzą, to powinien stanąć z powrotem. Ludzie pokrzywdzeni, jak ta pani z Australii, powinni złożyć zeznania pod przysięgą, być zbadani na prawdomówność. Sugerowałbym też wszystkim, żeby opanowali emocje i nie eskalowali tej sytuacji. Ja chodzę i składam regularnie kwiaty pod pomnikiem Anny Walentynowicz. Kiedy jednak w „Wyborczej” ukazał się artykuł, z którego wynikało, że Walentynowicz była ukraińskiego pochodzenia, a jej przyrodni brat walczył w oddziałach UPA, to wiele osób zaczęło mówić, że jej pomnik trzeba rozebrać. No nie! Potrzeba nam rozsądku, nie zaciekłości.