Trójmiasto wyborczym fenomenem. Feministka liczy na zmiany
- Wszystkie trzy prezydentki są matkami. Matki mają bardziej wyczulone ucho na rodzinę – mówi o wynikach wyborów w Trójmieście Lidia Makowska, aktywistka, feministka, przewodnicząca Trójmiejskiej Akcji Kobiecej.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski: Czy to dobra wiadomość dla Gdyni, że jej prezydentką została kobieta?
Lidia Makowska: - Znakomita. Ja się bardzo cieszę. Nie tylko dlatego, że od 15 lat działam w Trójmieście na rzecz kobiet. To spełnienie amerykańskiego snu. Ola pięć lat temu zdecydowała, że idzie do polityki lokalnej. Przez ten czas ogromnie harowała i teraz dzięki temu wygrała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowa prezydentka mocno działała na rzecz kobiet w ubiegłych latach.
To prawda. Jest naszą koleżanką z trójmiejskich kręgów feministycznych. Nie boi się tego, by nazywać ją prezydentką, co odróżnia ją choćby do Aleksandry Dulkiewicz z Gdańska, która ma cały czas problem z feminatywami. Aleksandra Kosiorek idzie drogą Franciszki Cegielskiej, byłej prezydentki Gdyni, która dla nas, w Trójmieście, jest legendą. Była jedną z pierwszych prezydentek dużych miast w kraju. Ola do niej słusznie nawiązała, mówiąc: "moją partią jest Gdynia".
Nie podkreślała przy tym swojej feministycznej działalności, skupiała się na Gdyni, i ja to rozumiem. Współpracujemy z nią jednak od lat, m.in. w ramach działań prospołecznych. Prowadziłyśmy razem np. kampanię na rzecz bezpłatnych przejazdów komunikacją publiczną dla uczniów i uczennic w Trójmieście. A potem działałyśmy razem w ramach strajków kobiet, Ola była jedną z głównych organizatorek w Gdyni.
W kampanii było o tym ciszej, ale możemy zakładać, że będzie działać dalej na rzecz kobiet już jako prezydentka?
Możemy. Pamiętajmy, że jest prawniczką i współpracuje z kolektywem Prawniczki Pro Abo. To zespół prawniczek, które walczą w sądach o dostępność aborcji w szpitalach.
Poza tym Aleksandra Kosiorek zawodowo zajmuje się sprawami z zakresu zdrowia. Walczy w imieniu pacjentek, nie boi się tematów feministycznych.
Trójmiasto zostało samorządowym fenomenem, bo we wszystkich trzech miastach władza trafiła w ręce kobiet. Cieszysz się z tego?
Cieszę się ze zwycięstwa Oli Kosiorek i Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim w Sopocie, bo one otwarcie pracują na rzecz kobiet, natomiast Aleksandra Dulkiewicz z Gdańska jest raczej konserwatystką, ale oczywiście ma do tego prawo. Mamy nadzieję, że zwycięstwo Oli Kosiorek - która jest młodą, dynamiczną, skuteczną kobietą - wpłynie też na Aleksandrę Dulkiewicz i być może ona też zrozumie, że teraz jest czas kobiet.
Co by mogła zrobić prezydentka Gdańska?
Być może odważy się realizować działania, które my nazywamy feministycznymi, np. na rzecz edukacji antydyskryminacyjnej w szkołach, bo tego w Gdańsku nie ma. W paru większych polskich miastach znajdują się też przy szpitalach specjalne gabinety, do których kobiety mogą przyjść, mając pewność, że nie będzie tam lekarza z klauzulą sumienia. To jest możliwe dzięki pieniądzom z samorządów. W Gdańsku tego nie mamy. Oby Ola Kosiorek była tą siłą, która to wprowadzi w Gdyni, bo ona wie jak to zrobić, a potem pójdą za nią Gdańsk i Sopot.
Kiedy Trójmiastem zarządzali sami mężczyźni, było czasem widać spory. Czy teraz, kiedy są już same kobiety, będzie inaczej? Wszak mówi się, że kobiety łagodzą obyczaje.
Kobiety nie zawsze łagodzą obyczaje, to raczej trochę stereotypowe spojrzenie, że jak wchodzi do polityki kobieta, to będzie miła i grzeczna. Zdarzają się w polityce kobiety agresywne. Mieliśmy przecież premierkę rządu, panią Beatę Szydło, która ani miła, ani grzeczna nie była. Myślę jednak, że o wszystkich trzech prezydentkach Trójmiasta możemy powiedzieć, że mają więcej empatii i troski o sprawy społeczne od pani Szydło.
Moim zdaniem możemy się spodziewać dużych działań prospołecznych, choćby w kontekście oczekiwań dzieci względem klimatu czy edukacji. Pamiętajmy, że wszystkie trzy prezydentki są matkami. Matki mają bardziej wyczulone ucho na rodzinę. Być może więc głos młodego człowieka będzie bardziej słyszalny. Matki usłyszą to, co męskiemu uchu umyka.
Rozmawiał Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski