Triumf fanatyków

Benedykt XVI nie musiał przepraszać muzułmanów. Bo niby za co? Czy za to, że jego słowa wykorzystano do uruchomienia podobnego mechanizmu, jaki zadziałał podczas awantury o karykatury Mahometa? Pytanie zresztą, czy jeśli Papież musi przepraszać, to dialog religii – ten prowadzony publicznie – ma jakikolwiek sens? - pisze w "Tygodniku Powszechnym" Wojciech Pięciak.

20.09.2006 06:47

Podczas kilku dni spędzonych w Niemczech Benedykt XVI nie rozpieszczał słuchaczy. Krytykował zachodnią cywilizację, znajdując zarazem – tak, tak – ciepłe słowa dla innych religii, których wyznawcy, jak mówił, są zapatrzeni w Zachód i jego techniczny postęp, ale zarazem są przerażeni tym, jak w krajach zachodnich "nauka i rozum zostają zawężane", a Bóg jest "spychany w sferę subkultury". To Zachodowi Benedykt XVI zarzucał arogancję i "głuchotę" wobec Boga.

Można by powiedzieć, że wyznawcy innych religii, gdyby słuchali Papieża (także jego wystąpienia na Uniwersytecie w Ratyzbonie, z którego pochodzą powyższe cytaty), powinni być wręcz usatysfakcjonowani. A piętnowana zachodnia cywilizacja? Ona przyjmowała krytykę tak jak zawsze: raczej obojętnie. Żaden oburzony demonstrant nie palił kukieł Benedykta na ulicach europejskich miast; żaden zachodni parlament nie wezwał Papieża do przeprosin; żadne zachodnie państwo nie odwołało ambasadora z Watykanu - czytamy w "TP".

Starczyło jednak kilka zdań, by sytuacja się zmieniła – tyle że nie na Zachodzie. Zdania te nie dotyczyły bowiem Zachodu, lecz dżihadu, a zostały wypowiedziane także w Ratyzbonie: mówiąc o problemie religii i przemocy, o "świętej wojnie" i nawracaniu siłą, Benedykt XVI przywołał spór intelektualny, który w 1391 r. bizantyjski cesarz Manuel II toczył z pewnym perskim teologiem. Można się domyślać, dlaczego z licznych źródeł, którymi mógł zilustrować swój tekst, Papież wybrał ten akurat przykład: 62 lata po tamtej debacie (toczonej przez cesarza i teologa w obozie wojskowym pod Ankarą) wyznawcy islamu zdobyli Konstantynopol, zamieniając jego kościoły na meczety, a miasto w Stambuł, stolicę Imperium Osmańskiego.

Papież zacytował cesarza, który tak mówił do zaprzyjaźnionego muzułmanina: "Wskaż mi proszę, co nowego przyniósł Mahomet, a znajdziesz tylko rzeczy złe i nieludzkie. Ujrzysz nakaz szerzenia nowej wiary za pomocą miecza". Cesarz uzasadniał następnie, dlaczego nawracanie siłą jest sprzeczne z istotą Boga oraz z istotą ludzkiej duszy.

Były to mocne słowa – i zapewne dlatego Benedykt XVI natychmiast zdystansował się od cytatu, nazywając go "niesłychanie szorstkim" sposobem stawiania "centralnego pytania" o relację między religią a przemocą.

Ale nawet gdyby się nie zdystansował, to czy sensem dialogu religii – jeśli w ogóle ma on sens – nie powinna być otwartość i dopuszczanie krytyki? Zwłaszcza gdy mowa o "centralnym pytaniu": o istotę wiary, o (bez)sens jej narzucania ludziom. Zwłaszcza że papieskiej krytyce islamu i koncepcji dżihadu (bo oczywiście była to krytyka) towarzyszyła krytyka wad własnej, zachodniej cywilizacji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)