Trendy poród
Moda na cesarskie cięcie? - dlaczego nie. Od kilku lat systematycznie wzrasta liczba porodów przez tzw. cesarkę - w niektórych krakowskich szpitalach nawet o połowę. Coraz częściej cesarskie cięcia przeprowadzane są na życzenie pacjentek. Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć proceder i zachęca kobiety do porodów naturalnych.
16.05.2007 | aktual.: 16.05.2007 08:50
Sposobem na to ma być spowodowanie, by cesarki stały się nieopłacalne dla szpitali. Dziś Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalowi za poród naturalny 1100, a za cesarskie cięcie - 1300 zł. Te kwoty mają zostać zrównane. Orędownikiem pomysłu jest Bogdan Chazan - ekspert ministerialny. Wspiera go wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Propozycja podzieliła środowisko lekarskie i wywołała oburzenie wśród kobiet, które nie chcą wracać do epoki "kamienia łupanego".
Ciąża to nie dobro narodowe
Moja ciąża i mój poród to nie jest dobro narodowe, którym mogą rozporządzać urzędnicy - stanowczo deklaruje młoda matka Anna Stoch, która domaga się prawa kobiet do decydowania o sobie. Podobnie uważa Jagoda Krawiec, której dziecko za dwa miesiące przyjdzie na świat przez cesarskie cięcie, bo ona sama nie ma ochoty przechodzić przez "akcję porodową". Tyle się słyszy o powikłaniach w czasie porodów naturalnych, o dzieciach, które zostały kalekami na skutek niedotlenienia mózgu i o tym, że lekarze zbyt długo zwlekają z decyzją o wykonaniu "cesarki" - mówi. Jej zdaniem najważniejsze jest bezpieczeństwo matki i dziecka, a nie dbanie o dobre statystyki i finanse. Prawa do decydowania o tym, jak rodzić, bronią kobiety, które chcą mieć pewność, że lekarz wybierze dobro dziecka i to odpowiednio wcześnie. Córka Jolanty Snopek przeżyła dzięki temu, że odpowiednio wcześnie lekarz podjął decyzję o porodzie operacyjnym. Młoda mama jest zadowolona z cesarki, która zapewniła zdrowie Natalii.
Bez presji na lekarza
Według Stanisława Radowickiego, eksperta ministerialnego ds. ginekologii i położnictwa, nie chodzi o to, by zakazać cesarskich cięć, ale by nie robić na nie mody._ Nie może być tak, że kobieta wywiera presję na lekarza, bo chce dzięki cesarce zachować dobrą sylwetkę, boi się bólu albo ma taki kaprys_ - twierdzi. Mody na cesarki nie popiera też Andrzej Bohosiewicz, dyrektor Biura ds. Ochrony Zdrowia Urzędu Miasta Krakowa.
Lekarze podzieleni
Zdanie kobiet podziela Andrzej Jaworowski, ordynator ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego "Ujastek": Ciało i płód kobiety należą do kobiety, a nie do ministerstwa. Opinie wśród lekarzy są jednak podzielone. Antoni Marcinek, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego przy ul. Siemieradzkiego, potwierdza, że w jego szpitalu w ciągu ostatnich kilku lat liczba "cesarek" wzrosła o ponad 50 procent i że jest to wynik presji wywieranej przez rodzące kobiety. Są coraz bardziej świadome swoich praw. Wiele mówi się o "rodzeniu po ludzku", odobrym samopoczuciu rodzących- mówi Marcinek. Oczywiście ministerstwo może wprowadzić nową ustawę, ale pytanie po co? Nie powinno się stwarzać wrażenia, że ważniejsze od zdrowia dziecka są decyzje ministerialne.
Zdaniem Marcinka, opinia ministerstwa o tym, że lekarze przeprowadzają cesarki, bo nie chce im się czuwać przy wielogodzinnym porodzie albo dlatego, że szpital dostaje za nie więcej pieniędzy, jest absurdem. 200 zł więcej nie pokrywa nawet kosztów operacji. Z kolei przeciwnikiem cesarek na życzenie jest dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego, Andrzej Ślęzak. Twierdzi, że lęk kobiet oraz moda na cesarki są wynikiem niewiedzy. Ciężarne, które chodzą do szkół rodzenia i biorą udział w szkoleniach dla przyszłych matek, zdecydowanie rzadziej decydują się na operacyjny poród, a nawet na znieczulenie. Chętnie za to wybierają porody rodzinne lub np. w wannie.
Rozgrywka polityczna?
Mimo mody na cesarki, wciąż duża grupa kobiet decyduje się na naturalny poród. To niepowtarzalne przeżycie dla kobiety - mówi młoda mama Aneta Baran, studentka Akademii Pedagogicznej. Podkreśla jednak, że projekt Ministerstwa Zdrowia raczej nie zachęci kobiet do porodów siłami natury. Wręcz przeciwnie -spotęguje obawy wśród ciężarnych kobiet. Matka musi czuć, że to lekarz, a nie urzędnik decyduje o tym, co się dzieje na sali porodowej. A sam poród nie może być przedmiotem rozgrywki politycznej - dodaje Aneta Baran.
Joanna Kocik