Tragedia na Mokotowie. "Nie da się określić, kto prowadził"
W sobotni poranek na jednym z warszawskich skrzyżowań roztrzaskał się osobowy samochód. Wszyscy trzej podróżujący nim mężczyźni zginęli. Fragmenty ciał leżały nawet kilkadziesiąt metrów od auta. Śledczy mają teraz problem z określeniem, kto prowadził samochód.
Do tragedii doszło około 3 nad ranem. Kierowca z niewyjaśnionych przyczyn wypadł z jezdni i wjechał w słup trakcji tramwajowej. Po uderzeniu samochód rozpadł się na części. Na miejscu zginęli 22 i 25-latek. W drodze do szpitala zmarł trzeci, 21-letni mężczyzna.
Kierowca nieznany
Jak ustaliła gazeta.pl, w poniedziałek ma się odbyć sekcja zwłok. Śledczy przyznają, że przyczyną wypadku była najprawdopodobniej nadmierna prędkość. Jednak w tej chwili ciężko nawet powiedzieć, kto prowadził samochód.
- Okoliczności, które zastał prokurator, były takie, że na chwilę obecną nie da się określić, który z tych mężczyzn prowadził samochód - powiedzieli śledczy.
Zdjęcia z miejsca wypadku opublikowani stołeczni strażacy. - Ku przestrodze - zaznaczyli.
"Uderzenie, które brzmiało jak wybuch"
Wirtualna Polska dotarła do kierowcy, który był świadkiem wypadku. - Prawdopodobnie kierowcę audi zaskoczyły światła i ja stojący przed nimi. Byłem na środkowym pasie, on był za mną. Pewnie chciał mnie wyminąć i odbił w lewo, trafiając w słup - relacjonuje pan Artur.
- Usłyszeliśmy tylko pisk hamowania i uderzenie, które brzmiało jak wybuch. Z audi oderwała się część auta i wyprzedziła nas z lewej strony - dodaje. Strażacy oceniają, że siła uderzenia musiała być bardzo duża. Fragmenty ciał leżały nawet kilkadziesiąt metrów od części samochodu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl