Tomasz Siemoniak: zapytaliśmy USA o możliwość zakupu pocisków typu Tomahawk
Wicepremier, minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak potwierdził, że Polska zwróciła się do USA z pytaniem o możliwość zakupu pocisków manewrujących typu Tomahawk.
12.03.2015 | aktual.: 12.03.2015 21:34
- Przygotowujemy się do postępowania na okręt podwodny nowego typu i jedną ze zdolności, którą chcemy, by posiadał, jest właśnie posiadanie pocisków manewrujących. Chcąc poszerzyć konkurencję, pytamy, czy poszczególne państwa byłyby gotowe takie pociski nam dostarczyć. To jest tak wysoko zaawansowana broń, że w każdym państwie wymaga to zgody - podkreślił szef MON, komentując doniesienia "Dziennika Gazety Prawnej".
Jak powiedział, sprawa wyposażenia okrętów podwodnych w tego typu broń była rozważana długo. - W zeszłym roku, po wnikliwych analizach, podjąłem decyzję, że polskie okręty powinny mieć taką zdolność i pytamy wszystkich, którzy są w stanie taką broń dostarczyć, także partnerów amerykańskich - mówił Siemoniak w radiowych Sygnałach Dnia.
Zastrzegł, że jest to odległa perspektywa czasowa. - Takie sprawy nie trwają szybko; w planie rozwoju Marynarki Wojennej jest pozyskanie trzech okrętów podwodnych do 2030 roku, więc chcemy w tym roku uruchomić postępowanie. Natomiast będzie to wymagało jeszcze wielu skomplikowanych czynności. Sama produkcja też trwa kilka lat - dodał.
Wieczorem komunikat w tej sprawie wydał rzecznik MON płk Jacek Sońta. Napisał, że "w związku z przygotowaniem wymagań na okręty podwodne nowego typu i decyzją ministra obrony narodowej o potrzebie wyposażenia tych okrętów w pociski manewrujące, MON zwróciło się do producentów pocisków (Francji i USA) z zapytaniem, czy jest możliwe pozyskanie tego typu pocisków do przyszłych polskich okrętów podwodnych".
"Jeden z oferentów dotychczas udzielił pozytywnej odpowiedzi. MON zamierza uruchomić postępowanie na pozyskanie okrętów podwodnych do końca bieżącego roku. Według planu modernizacji nowe okręty podwodne powinny wejść do służby w roku 2022" - głosi komunikat rzecznika prasowego MON.
Zgodnie z planami MON polska Marynarka Wojenna ma otrzymać trzy nowe okręty podwodne. W marcu ub. roku zakończył się dialog techniczny z potencjalnymi dostawcami, MON zamierzało uruchomić procedurę w styczniu 2015 r., postępowanie przesunęło się jednak ze względu na kwestię uzbrojenia okrętów w pociski manewrujące. W styczniu br. resort poinformował, że ostatecznie zdecydowano się na ten wymóg. Trwa przygotowywanie wymagań, które ma ruszyć w sierpniu. Dostawy, według dotychczasowych planów, miałyby nastąpić do roku 2025.
Gotowość przedstawienia oferty okrętów podwodnych dla Polski wrażali producenci z Francji, Niemiec i Szwecji. Francuzi z grupy DCNS proponują okręty typu Scorpene uzbrojone w pociski manewrujące produkowane przez MBDA, zdolne razić cele naziemne w promieniu 1000 km od okrętu. Jest to jednak oferta powiązana - proponowany odpowiednik Tomahawka nie jest dostępny w razie wyboru innego okrętu.
Szwedzki Saab proponuje Polsce udział w produkcji będącego na etapie projektu okrętu A26, opracowanego z myślą o specyficznych warunkach Bałtyku, ale zdolnego też do działań oceanicznych. Ofertę mogą złożyć także niemiecka grupa ThyssenKrupp Marine Systems, proponująca okręty HDW 212 wybrane przez Bundeswehrę i marynarkę Włoch, lub 214A, zamówione przez Koreę Pd., Grecję i Portugalię, oraz hiszpańska stocznia Navantia. Niewykluczone, że do postępowania przystąpi też stocznia z Korei Południowej.
- To zapytanie mające charakter czysto formalny, absolutnie nie oznacza ono, że kiedykolwiek kupimy pociski Tomahawk - powiedział redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" Andrzej Kiński.
Dodał, że podczas gdy francuska grupa DCNS ma rządową zgodę na sprzedaż pocisków manewrujących z okrętami, Niemcy ani inni producenci nie mogą złożyć podobnej propozycji. - Mogą zintegrować Tomahawki z okrętami, ale musimy mieć zgodę amerykańskiej administracji na eksport pocisków. To formalna, wstępna prośba - podkreślił Kiński.
Siemoniak mówił także, że w pierwszych manewrach tzw. szpicy - sił natychmiastowego reagowania - NATO, które odbędą się w czerwcu w Polsce, weźmie udział ok. 5 tys. żołnierzy. - Intensywnie przygotowujemy się do tego, aby tymczasową szpicę szybko w Polsce i w innych krajach NATO przećwiczyć, stąd termin czerwcowy - dodał wicepremier.
Przypomniał, że tymczasowa szpica działa od 1 stycznia. - Zaangażowani są w nią Niemcy, Holendrzy, Norwegowie, Polacy i Czesi, i zapadła decyzja - tu włączą się także Amerykanie - żeby przeprowadzić ćwiczenia w czerwcu na jednym z polskich poligonów. Chcemy w praktyce przećwiczyć zdolność do przerzutu, zaangażowania tych sił; nazwa oficjalna to "siły natychmiastowego reagowania" - powiedział szef MON.
- Myślę, że to jest bardzo wyrazisty sygnał tego, że NATO swoje decyzje i zobowiązania z Newport traktuje poważnie - podkreślił Siemoniak.
Według źródeł w NATO w poligonowej części ćwiczeń zaplanowanej na czerwiec w Żaganiu (woj. lubuskie) obejmie uderzenia z powietrza, desant spadochroniarzy, współdziałanie z wojskami zmechanizowanymi, w tym z czołgami i transporterami, scenariusz przewiduje operację obronną i kontratak.
Wydzielenie z sił odpowiedzi NATO (NRF) tzw. połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force - VJTF), nazywanych szpicą, postanowił szczyt NATO w Newport we wrześniu 2014 r.
VJTF, zdolne do przerzutu w ciągu kilkudziesięciu godzin, mają osiągnąć wstępną gotowość w 2016 r., a pełną rok później. Do tego czasu sojusz powołał tzw. tymczasową szpicę. Tworzą ją pododdziały lądowe z Niemiec, Holandii i Norwegii - wspierane przez elementy sił morskich i powietrznych, głównie z Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i Belgii. Dowództwo tymczasowej "szpicy" mieści się w Muenster.