Tomasz Nałęcz: mogę się tylko biernie przyglądać jak moja partia grzęźnie w niedobrą sytuację
Myślę, że lipiec to był taki dobry moment, kiedy można było powiedzieć: tak, jesteśmy partią lewicową, chcemy się samodzielnie sprawdzić w wyborach, nie szukamy w SLD przeciwnika, przeciwnikiem jest dla nas prawica, ale chcemy się samodzielnie sprawdzić w wyborach, wspieramy Cimoszewicza, bo w wyborach prezydenckich trzeba łączyć siły, trzeba się przeciwstawiać wspólnie prawicy. Myślę, że wyborcy by taki ruch docenili. Moja partia zdecydowała inaczej, mogę się tylko biernie przyglądać temu, jak grzęźnie, moim zdaniem, w sytuację niedobrą - powiedział Tomasz Nałęcz w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia: Na ile głosów liczy Socjaldemokracja?
Tomasz Nałęcz: Na jak najwięcej. Wie pani, w wyborach jest jak w miłości – człowiek chce mieć od drugiej strony, czyli w tym przypadku od wyborcy, jak najwięcej.
Sygnały Dnia: Na razie wyborcy dają niewiele tej miłości. Ostatnie sondaże mówią – niecałe 3%, a 3% to jest właśnie granica błędu, czyli gdyby były dziś wybory parlamentarne, to Socjaldemokracja nie wchodzi do Parlamentu.
Tomasz Nałęcz: Pani redaktor, w miłości też różnie bywa. Też człowiek czasem bardzo drugą stronę kocha, a druga strona tego nie odwzajemnia, ale myślę, że nie będzie z Socjaldemokracją najgorzej. To znaczy ja nie ukrywam, chociaż właśnie dlatego zrezygnowałem ze statusu lidera Socjaldemokracji, żeby o tym otwarcie mówić. Uważam za niepotrzebny start Marka Borowskiego, ponieważ to dezorientuje ludzi lewicy, to od Socjaldemokracji część ludzi lewicy odstręcza, uważając, że to jest taka działalność dywersyjna wobec tego kandydata, który ma szansę zmierzyć się skutecznie z prawicą. I uważam, że to jest bardzo mylne założenie, że kandydatura prezydencka będzie ciągnęła listy Socjaldemokracji. Nie, to nie będzie uskrzydlać Socjaldemokracji, to będzie niepotrzebnym i zbędnym balastem.
Sygnały Dnia: Ale Marek Borowski uważa inaczej, stoi za nim kilkaset tysięcy wyborców i uważa, że warto dla nich kandydować, aczkolwiek też jest człowiekiem lewicy i mówi, że nie chce zaszkodzić lewicy.
Tomasz Nałęcz: Ja bardzo szanuję Marka Borowskiego, cenię go szczególnie za jego prawość, za to, co zrobił po lewej stronie. To nie była łatwa decyzja o rozejściu się z kolegami z SLD, więc to jest człowiek godny szacunku, ale uważam, że źle ocenia sytuację, że kandydowanie w wyborach prezydenckich będzie rodziło tylko dezorientację, będzie budziło... Wyborca lewicy będzie chciał wesprzeć tego kandydata, który jest skutecznym narzędziem walki z prawicą. Tutaj dzielenie się w obliczu takiego przeciwnika, jakim jest polska radykalna prawica, nie ma sensu i moim zdaniem wyborca będzie się od Marka Borowskiego i od Socjaldemokracji, niestety, odwracał.
Sygnały Dnia: Marek Borowski powiedział, że jeszcze wszystko przed nim, że przecież nie chce skłócać lewicy, w związku z tym być może przyjdzie taki moment jeszcze przed wyborami, że powie: przechodzę, oddaję swoje głosy.
Tomasz Nałęcz: Chciałbym, żeby tak się stało, z tym, że myślę, że też z każdym dniem, z każdym tygodniem to będzie trudniej zrobić. Myślę, że lipiec to był taki dobry moment, kiedy można było powiedzieć: tak, jesteśmy partią lewicową, chcemy się samodzielnie sprawdzić w wyborach, nie szukamy w SLD przeciwnika, przeciwnikiem jest dla nas prawica, ale chcemy się samodzielnie sprawdzić w wyborach, wspieramy Cimoszewicza, bo w wyborach prezydenckich trzeba łączyć siły, trzeba się przeciwstawiać wspólnie prawicy. Myślę, że wyborcy by taki ruch docenili. Moja partia zdecydowała inaczej, mogę się tylko biernie przyglądać temu, jak grzęźnie, moim zdaniem, w sytuację niedobrą.