Tomasz Nałęcz: była ochota, żeby o to i o owo dopytać prezydenta
Jolanta Pieńkowska: Panie marszałku, pan od początku był przeciwny wzywaniu prezydenta przed komisję i można powiedzieć, że postawił pan na swoim. Nie ma pan takiego poczucia dzisiaj, że to przez pana nie dowiemy się wszystkiego, czego mogliśmy się dowiedzieć?
03.12.2003 | aktual.: 03.12.2003 11:27
Tomasz Nałęcz:Ja od początku miałem zasadnicze wątpliwości natury konstytucyjnej. Pewnie dlatego, że ja należałem do tego grona posłów w 97 roku, które podnosiło rękę za konstytucją. Myśmy tę konstytucję pisali przez 2 lata starając się za wszelką cenę uniknąć konfliktów między prezydentem, a sejmem. Bo prezydentem był wtedy Lech Wałęsa i takie konflikty były na porządku dziennym.
Jolanta Pieńkowska:Ale w takiej samej sytuacji był poseł Szteliga, który jeszcze jakiś czas temu nie miał właściwie wątpliwości, że prezydenta należałoby wezwać?
Tomasz Nałęcz:Ale w sumie te wątpliwości w nim jakoś tkwiły, skoro wczoraj podniósł rękę przeciwko wezwaniu prezydenta. I nie krył, że chodzi też o wątpliwości natury konstytucyjnej. I...
Jolanta Pieńkowska:Ale panie marszałku. To trochę wyglądało tak, jakby ktoś się z kimś w tej sprawie dogadał. Dlatego, że jeżeli poseł Szteliga staje przed dziennikarzami jeszcze kilkanaście dni temu i mówi, że są poważne wątpliwości, trzeba zapytać prezydenta, czuje się obrażony tym, co prezydent mówi o komisji śledczej, a wczoraj mówi, że zmienił zdanie, to jest tak, jakby doszło do jakiegoś deal`u, ktoś się z kimś dogadał?
Tomasz Nałęcz:Nie sądzę, aby tutaj jakieś układy były zawierane. Ja mogę mówić przede wszystkim za siebie. Ja w tej sprawie z nikim nie zawierałem żadnych układów.
Jolanta Pieńkowska:A opozycja mówi, że obóz premiera dogadał się z obozem prezydenta.
Tomasz Nałęcz:Nie sądzę. To znaczy, jeśli by próbować tą sprawę lokować na płaszczyźnie politycznej, to można by się dziwić wypowiedziom kolegów z SLD, bo one nastąpiły niemalże kilkanaście godzin po tym, kiedy premier z prezydentem pewien wspólny scenariusz polityczny opracowali na najbliższe trzy kwartały. Także moim zdaniem na płaszczyźnie politycznej się tego nie wyjaśni. Myślę... była pewna ochota, żeby o to i owo dopytać prezydenta, ale w sumie te wątpliwości natury konstytucyjnej przeważyły i tak podnieśliśmy ręce.
Jolanta Pieńkowska:A czy jest taka szansa, żeby te wątpliwości, o których pan mówi; bo jak rozumiem, pan też ma wątpliwości i też ma pan jakieś pytania, na które odpowiedzi chciałby pan poznać; czy tych pytań nie można zadać prezydentowi w formie pisemnej na przykład?
Tomasz Nałęcz:Nie, ja mówię o pewnych wątpliwościach, bo to przy każdym zeznaniu są pewne wątpliwości. Ja chciałem przypomnieć, bo często to przypominam, że prezydent Kaczyński, przeciwko wezwaniu którego byłem i głosowałem przeciwko, bo uważałem, że nie ma sensu wzywać przed komisję osoby tylko pośrednio z tą sprawą związanej. A i pan Kaczyński, i pan Kwaśniewski są w tej sytuacji, że to rozmową z Adamem Michnikiem, a prezydent Kwasniewski jeszcze notatką z Lwem Rywinem pośrednio z tą sprawą są uwikłani. Ja uważałem, że jeśli byśmy wzywali przed komisję wszystkie osoby pośrednio z tą sprawą związane, to takich osób byłoby co najmniej kilkadziesiąt. Byśmy musieli mieć kolejny rok przesłuchań.
Jolanta Pieńkowska:Ale można prezydentowi zadać pytania pisemnie, czy też nie?
Tomasz Nałęcz:Można, tylko, że ja nie widzę potrzeby ponieważ w ten sposób byśmy wyjaśniali drugorzędne szczegóły...
Jolanta Pieńkowska:Dla niektórych posłów to są szczegóły pierwszorzędne, nie drugorzędne.
Tomasz Nałęcz:Pani redaktor tylko powiedzmy dlaczego to są szczegóły pierwszorzędne dla niektórych posłów. Dlatego, że chodzi o pierwszą osobę w państwie. To nie są takie wątki sprawy Rywina, bez których wyjaśnienia ta sprawa będzie niewyjaśniona. Dlatego, moim zdaniem, przesłuchanie prezydenta jest tak często podnoszone, bo chodzi o bardzo ważną osobę w państwie, a nie o bardzo ważne wątki w śledztwie. Co do tego ja nie ma wątpliwości.