Tomasz Janik: Skarga na Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE. Rząd się doigrał
To, co jeszcze kilka lat temu wydawało się snem pijanego filozofa, dziś jest skrzeczącą rzeczywistością. Komisja Europejska skarży Państwo Polskie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
I nie chodzi o to, że w Polsce wyłowiono wbrew unijnym limitom za dużo śledzi z Bałtyku, czy że w którymś mieście smog nie daje ludziom żyć. Chodzi - bagatela - o to, że polskie władze niszczą najważniejszy polski sąd. Rzecznik Komisji Europejskiej stwierdził, że zdaniem Komisji ustawa o Sądzie Najwyższym łamie unijne prawo, naruszając zasadę niezależności sądownictwa, w tym zasadę nieusuwalności sędziów.
Stary niedźwiedź się obudził
Rozpaczliwe próby ratowania sytuacji, jak choćby naprędce zorganizowane niedawne spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z profesor Małgorzatą Gersdorf, nic nie dały. Komisja Europejska okazała się starym misiem, który spał, spał, ale wreszcie obudził się z letargu i wystrzelił najcięższy pocisk - skargę do Trybunału Sprawiedliwości. To już nie kolejne "wyrażenie zaniepokojenia" czy "wezwanie do respektowania zasad państwa prawa" - to cios między oczy polskiego rządu.
Rząd broni się twierdząc, że sfera organizacji wymiaru sprawiedliwości należy do wyłącznej kompetencji państw członkowskich.
To zasadniczo prawda, są jednak pewne granice zmian w sądownictwie i one zostały dawno przekroczone. Wysyłanie sędziów Sądu Najwyższego na przymusową emeryturę, w tym również - i tu już wbrew Konstytucji w sposób wręcz oczywisty - Pierwszego Prezesa tego sądu, mieści się zdecydowanie poza zakresem uprawnień organizacyjnych rządu.
Problem w tym, że rząd o tym (jeszcze) nie wie.
To nie będzie spotkanie przy kawie i ciasteczkach
Zdaniem ekspertów, szanse na wygraną Polski przed Trybunałem są iluzoryczne. Papierkiem lakmusowym, który pozwoli ocenić prawdziwe nastawienie rządu do Unii czy wręcz do idei integracji w ogóle, będzie stosunek polskich władz do ewentualnego, prawie pewnego, niekorzystnego dla Polski orzeczenia TSUE. Może trzeba je będzie uznać za "nieistniejące”, albo wydane przez "grupę kolesi" przy kawie i ciasteczkach? Tak byłoby najprościej.
Cały system unijnej integracji traci sens, jeśli nie będą respektowane wyroki trybunału badającego, czy prawo unijne jest przestrzegane. Po co uchwalać traktaty unijne, ustanawiać rozporządzenia czy dyrektywy, gdyby można było ich nie przestrzegać, a wyrok TSUE nakazujący przywrócić praworządność wyrzucić do śmietnika? Warto pamiętać, że Trybunał może też zastosować - jeszcze przed wydaniem orzeczenia - środki tymczasowe, regulujące rozpatrywane kwestie jeszcze na czas procesu. Tak było choćby w sprawie Puszczy Białowieskiej, choć rząd Beaty Szydło niespecjalnie się wówczas tym przejął. Zobaczymy, czy tym razem polscy politycy okażą się bardziej poważni.
Odważni sędziowie Sądu Najwyższego zawieszający przepisy bezprawnej ustawy, odważni sędziowie sądów powszechnych zadający pytania prejudycjalne do TSUE i ciągani za karę przed organy dyscyplinarne, wreszcie wszyscy inni odważni ludzie, podejmujący ryzyko (nieraz bardzo realne) demonstrowania swojego sprzeciwu wobec łamania prawa - oni wszyscy mogą dziś powiedzieć: "nie jesteśmy sami".
Na końcu jest straszne słowo: "sankcje"
Choć stawianie Polski w kącie w klasie "Europa" nie jest powodem do radości, to jednak na końcu tej długiej drogi jest - należy w to głęboko wierzyć - przywrócenie zasad demokratycznego państwa prawa.
Jest też gorszy scenariusz, na którego końcu majaczy słowo, którego PiS boi się jak ognia - "sankcje". Wiadomo, że nic wyborców nie zaboli tak, jak uderzenie w portfel. I to wszystkich po równo - tych, którzy nie głosowali na PiS, także. Być może przyjdzie nam zapłacić wysoką cenę za obsesje polityków, którym wydaje się, że walczą z "kastą", z "mafią w togach", z ludźmi odbywającymi spotkania przy kawie i ciasteczkach w budynku Trybunału Konstytucyjnego czy Bóg wie z kim jeszcze.
Skoro polski rząd jest tak bojowo nastawiony, niech sobie teraz powalczy z kastą sędziów z Luksemburga. Ich na szczęście nie jest w stanie wysłać na emeryturę.