To wydarzenie wstrząsnęło wszystkimi
To była największa katastrofa w ruchu lądowym w Polsce w 2010 roku. 12 października w Nowym Mieście nad Pilicą w pow. grójeckim na Mazowszu zderzyły się czołowo volkswagen transporter z ciężarowym volvo. 16 osób zginęło na miejscu, dwie zmarły w szpitalu. Kierowca volvo jako jedyny przeżył w tym tragicznym wypadku. Co pozostało w umysłach ludzi po tej katastrofie?
27.12.2010 | aktual.: 11.01.2011 23:41
Do katastrofy doszło po godz. 6 tuż za Nowym Miastem, przy zjeździe na Rawę Mazowiecką. Wszyscy pasażerowie busa jechali do pracy, dorobić przy zbiorach jabłek w okolicach Grójca. Bus nie był przystosowany do przewożenia tak dużej liczby osób. Miał tylko 6 miejsc, a jechało nim aż 18 osób!
Do tego pasażerowie nie byli przypięci pasami, tylko siedzieli na prowizorycznych siedziskach, skrzynkach i deskach. W momencie zderzenia u wszystkich doszło do urazów wielonarządowych, krwotoków wewnętrznych i uszkodzeń kręgosłupa. Jak ocenia szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski, w takiej sytuacji śmierć następuje bardzo szybko. Mimo, że ratownicy dysponowali odpowiednim sprzętem, okazało się, że wypadek był na tyle tragiczny, że nie można było już nikomu pomóc.
Najprawdopodobniej winę ponosi kierowca busa, który w trudnych warunkach wyprzedzał inne auto. Była taka mgła, że nawet śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie mogły wylądować na miejscu tragedii. Do tego warunki jazdy były fatalne. To była zwykła bagażówka, którą jechało 12 osób za dużo. Nie było w niej nawet drugiego rzędu siedzeń. Były tylko skrzynki i prowizoryczne siedzenia. Eksperci byli zgodni, że ludzie, którzy jechali tym busem po prostu nie mieli szans przeżyć.
Codziennie igrają ze śmiercią
Prawdą jest, że podróż 18 osób w busie dla 6 osób to szczyt nieodpowiedzialności i głupoty kierowcy. Prawda jest też taka, że to nie był odosobniony przypadek. Ludzie codziennie igrają ze śmiercią, decydując się na jazdę w podobnych warunkach. Takich transportów ludzi do pracy jest cała masa każdego dnia. Takie busy z prowizorycznymi siedzeniami jeżdżą stale i nikt nie zwraca na to uwagi i nikt się nie skarży ani nie protestuje. Tam, gdzie z transportem jest krucho, nikt nie narzeka. Ale też nie myśli o konsekwencjach.
Kierowca busa mieszkał w Żerdkach. Pasażerowie - 14 mężczyzn i 4 kobiety - pochodzili z Drzewicy i pobliskich wiosek. To są małe wsie, gdzie każdy grosz się liczy. Przy zbiorze można zarobić ok. 80zł. dziennie. Kto się zmieścił do busa, miał szansę na zarobek. A kierowcy też szkoda było kogoś nie zabrać. Okoliczni mieszkańcy są zrozpaczeni i bardzo poruszeni tragedią. Wcale jednak nie winią kierowcy. Wręcz przeciwnie - tłumaczą go, że chciał nakarmić rodzinę, swoje dwuletnie dziecko i zabrał ludzi, bo chciał, żeby i oni zarobili.
Tragedia niczego nie nauczyła
O tej tragedii mówiła cała Polska. Zewsząd płynęły kondolencje. Można by pomyśleć, że po takiej ludzkiej tragedii, nic podobnego się nie powtórzy... że ludzie wyciągną wnioski i nie będą igrać z własnym życiem, że dla pieniędzy nie będą ryzykować. Nic jednak bardziej mylnego...
Niedługo potem dwa przeładowane ludźmi i niesprawne technicznie busy, przewożące pracowników, zatrzymała policja w okolicach Mrągowa w woj. warmińsko-mazurskim. W pojazdach było dwukrotnie więcej osób niż miejsc dla pasażerów. Jechali nim pracownicy firmy budowlanej. Nie mieli zapiętych pasów, siedzieli na podłodze i prowizorycznych ławkach. Tym razem nie doszło do tragedii, a kierowca zapłacił 1000 zł. mandatu.
Miesiąc później policja pod Nowym Miastem Lubawskim zatrzymała przeładowanego busa z pracownikami firmy przetwórczej. Autem, zamiast dopuszczonych w dowodzie rejestracyjnym 8 osób, przewożono 24 pasażerów. Ludzie wewnątrz siedzieli na kolanach innych lub kucali na podłodze, obok nóg stojących pasażerów. Policjanci nie mogli w to uwierzyć - przecież nie tak dawno media trąbiły o wypadku pod Nowym Miastem, cała Polska przeżywała tę tragedię, a ludzie nadal nie myślą, jakie mogą być konsekwencje takiej jazdy.
Policja zapowiadała wzmożone kontrole, ale czy ktoś jeszcze o tym pamięta?! **
Katarzyna Bogdańska, Wirtualna Polska