"To siła demokracji, a nie brudna kampania"
Jan Rokita w Radiu Zet (PAP)
23.08.2005 | aktual.: 24.08.2005 11:48
Gościem Radia ZET jest Jan Rokita, lider Platformy Obywatelskiej. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Kłaniam się, dzień dobry. Czy myśli pan, że pana nieobecność pomogła Donaldowi Tuskowi? Kiedy pan wyjechał Donald Tusk ruszył do góry, dzisiaj ma fantastyczne wyniki w “Rzeczpospolitej” – 31 proc. Myślę, że dobra kampania pomogła. Czy moja nieobecność akurat pomogła? To dość przewrotne pytanie. Nie sądzę. Sądzę, że raczej obecność sojuszników pomaga w kampaniach wyborczych, niż nieobecność. No, ale pana akurat nie było. Bardzo krótko. W związku z tym nie sądzę, żeby to akurat miało jakiś zasadniczy wpływ na rozwój zdarzeń. Nie sądzę z resztą, ażeby nieobecność bądź obecność jednego człowieka przez dwa tygodnie odgrywała fundamentalną rolę w kampanii wyborczej. Jak pana nie było, to się mówiło, że być może - jeżeli Platforma dojdzie do władzy - to premierem nie będzie Jan Rokita, tylko Jan Krzysztof Bielecki. Czy to możliwe? Czytałem po powrocie tego typu uwagi, raczej traktowałem je jaki wynik ogórkowego
sezonu w dziennikarstwie. Oj, sezon nie był ogórkowy. Oj był, rzeczywiście. Jak się czytało polskie media to zdecydowanie był. Chyba, że dla pana ogórkiem jest pan Cimoszewicz i pani Jarucka? Nie, nie, nie. Wszystkie historie prasowe, które obserwowałem w gazetach raczej wydawały się ogórkowe niż rzeczywiste i takie trochę z pozorowanego świata. Czyli nieprawda, fałsz, tak? A nie, ja nie będę oceniał w żadnym wypadku, kto w Polsce ma być, a kto ma nie być premierem. Dwa lata temu Platforma Obywatelska wysunęła mnie, jeśli Platforma Obywatelska wygra, to pewnie będę ja, ale są pewnie ludzie nieprzyjaźni, którzy woleliby inną. Wszystko jest absolutnie otwarte. Nie ja jestem rzecznikiem swojej własnej kandydatury. Jak pana nie było, to prasa pisała, tak mówili pana przyjaciele, nie pod nazwiskiem w “Gazecie Wyborczej”: “Janek bardzo poważnie myślał o naprawie państwa, chciał by w przyszłym klubie parlamentarnych spotkali się ludzie zdolni do debaty na ten temat Polski. Tusk mu to obiecał. Na wniosek Janka
władze partii oddały pełnię władzy nad listami szefowi PO. Ale Tusk sprawę zawalił. Skupił się na swojej kampanii, no i są osoby, które właściwie nic nie mówią wyborcom.” Prawda czy fałsz? Na liście wyborczej Platformy Obywatelskiej jest ileś tam setek ludzi, ponieważ polskie prawo wyborcze przewiduje podwójną listę kandydatów w każdym okręgu wyborczym. Ja przypuszczam, że na każdej liście wyborczej w związku z tym jest cała rzesza kandydatów o których wiadomo, że mają nikłe szansę wejścia do parlamentu i którzy znani są wyłącznie lokalnej społeczności, więc pewnie jest dużo ludzi takich, o których cała Polska nie wie na każdej liście. Nie widzę w tej tezie absolutnie nic nadzwyczajnego, ona jest prawdziwa. Ale wycinani byli ludzie Rokity przez ludzi Tuska, czy nie? Nie, nie sądzę. Ja sam zabiegałem o to, żeby w Platformie Obywatelskiej decydujący wpływ na listę wyborczą miał przewodniczący partii. To wydaje mi się procedura racjonalna ponieważ wyniki procedury prawyborczej kilka lat temu w Platformie
Obywatelskiej wydawały mi się, że przyniosły więcej kłopotów niż pożytku. Byłem zwolennikiem centralizacji i uważam, że przewodniczący ma pełną kompetencję w tej materii. Sam o to wnosiłem, tą kompetencję w pełni szanuję. Listy wyborcze są odpowiedzialnością przewodniczącego partii. Nie zawsze jestem wobec nich entuzjastycznie nastawiony, ale w polityce polega sztuka na tym, żeby szanować nie tylko własną, ale i cudzą kompetencję. Panie pośle, z pewnością pan słyszał, że prof. Nałęcz oskarża płk Konstantego Miodowicza, że to on jest autorem prowokacji przeciwko Włodzimierzowi Cimoszewiczowi? Nie tylko słyszałem, ale rozmawiałem z Tomaszem Nałęczem na ten temat. Nie ma wyrobionego poglądu na temat źródeł opinii pana Tomasza Nałęcza. Nie mam również wyrobionego poglądu na temat tego, czy te dokumenty przedstawione przez asystentkę pana Cimoszewicza są prawdziwe, czy też nie. Mam natomiast wyrobiony pogląd na temat jednej rzeczy, że poseł Konstanty Miodowicz, w tej sprawie, działał od samego początku w dobrej
wierze. Czy ostatecznie się okaże, czy ta pani mówi prawdę, czy też nie, ja tego nie potrafię dzisiaj rozstrzygnąć. A miał pan pretensje w rozmowie z Tomaszem Nałęczem, o to, że oskarża płk Miodowicza? Nie, nie miałem o to pretensji, ponieważ jak rozmawiałem z Tomaszem Nałęczem to nie miałem okazji jeszcze sprawdzić szczegółowych okoliczności całej tej sprawy. Wydaje mi się, że jak się formułuje tego typu oskarżenia, powiedziałbym bardzo personalne wobec drugiej osoby i to bardzo porządnego człowieka, to trzeba mieć chyba trochę głębsze dowody. Tomasz Nałęcz jest w dość specyficznej sytuacji, ponieważ jest bardzo bliskim współpracownikiem Włodzimierza Cimoszewicza, a cała sprawa dotyczy Włodzimierza Cimoszewicza, więc ja go rozumiem w pewnym sensie, że reaguje bardzo alergicznie, ale jak się oskarża kogoś o montowanie prowokacji, to trzeba moim zdaniem wykazywać więcej ostrożności. Twierdzę, że Konstanty Miodowicz nie organizuje w tej sprawie żadnej prowokacji, o tym jestem przekonany, to mówię bardzo
stanowczo. A podobała się panu ta brudna kampania? Co tu ma się podobać, albo nie podobać? Regułą sytuacji przedwyborczych jest to, że ludzie, którzy mają za sobą jakieś rzeczy nieczyste, w tym właśnie czasie, są szczególnie podatni na ich ujawnienie. W pewnym sensie to jest siła demokracji, tzn. jeżeli pani nie kandyduje do wysokiego urzędu w państwie, a ma pani za sobą świństwa w życiorysie, to być może pani je ukryje. Ale są bardzo małe szansę w demokracji, że jeżeli ma pani świństwa w życiu, to na dwa, trzy tygodnie przed wyborami, one nie wyjdą na wierzch. Ja uważam, że to jest siła demokracji, a nie brudna kampania. Panie pośle, jak mają się dogadać liberałowie i socjaliści? Myślę o PiS-ie i PO, mają państwo różną wizję nt. gospodarki? Wczoraj miałem bardzo ciekawą, publiczną debatę z Jarosławem Kaczyńskim, po tej debacie stwierdzam bardzo stanowczo, że pewne istotne różnice w poglądzie na rozwiązania gospodarcze w Polsce pozostają, ale jednocześnie wydaje mi się, że intencja dojścia do porozumienia po
wyborach parlamentarnych jest bardzo silna. Bardzo byliśmy wobec siebie nawzajem kooperatywni i bardzo nawzajem deklarowaliśmy gotowość tego, że chcemy ze sobą kooperować. Ale państwo chcą podatek “3 x 15”, a PiS się na to nie chce zgodzić, więc jak można kooperować? No można, bo ktoś wygra wybory i przesądzi w związku z tym, czyja koncepcja będzie realizowana. Nie jest to zbyt trudne do rozwiązania. Czy jest zgoda, że jeżeli wygra PO, to będzie koncepcja PO? Naprawdę? Wie pani, ja nie sądzę, żeby w sytuacji przedwyborczej jakakolwiek partia mówiła językiem, którego oczekują dziennikarze czasami. To jest oczekiwanie trochę niepoważne, mianowicie, żeby partie mówiły takim oto językiem: tak, tak, my chcemy zrobić to, to i to, ale po wyborach my się z tego i tego wycofamy. Otóż to nie jest język kampanii przedwyborczych. Kampanie wyborcze zawsze usztywniają poglądy. Mnie się wydaje, że kampania wyborcza jest po to, żebym się dowiedziała, jaki program ma dana partia i chciałabym, żeby ta partia realizowała ten
program po wyborach. Właśnie o to chodzi, że przed wyborami się pani dowiaduje nie jaka jest treść kompromisu powyborczego, bo to jest kompromis wyborczy między kilkoma grupami społecznymi, tylko przed wyborami się pani dowiaduje, czego partie polityczne chcą naprawdę. Wybór przed wyborami należy do obywatele między programami partyjnymi, natomiast po wyborach programy partyjne wchodzą ze sobą w kompromis. Na tym też polega rządzenie w demokracji, zwłaszcza w demokracji partyjnej. I na koniec, jak pan doskonale wie, PiS chce zlikwidować podatek od oszczędności, to jest dobry pomysł? Czy PO jest za tym? Dobry. Dobry ? Tak, tak. To polecam dzisiejszy komentarz w “Gazecie Wyborczej”. Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był Jan Rokita.