"To oni omamili Donalda Tuska"
Konflikt między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną drążył Platformę od dawna. Wtedy też ujawnił się podział partii na obozy Grabarczyka i Schetyny. Okazało się również, że Tusk wcześniej specjalnie nie cenił Cezarego Grabarczyka, a teraz nie może się bez niego obyć - pisze "Rzeczpospolita".
"Spółdzielnię", czyli grupę skupioną wokół Grabarczyka zwaną też hawełkowcami (od nazwy restauracji sejmowej) tworzy zaledwie kilku mało znanych polityków PO. Ale sympatyzują z nimi szefowie większości regionów.
W nieoficjalnych rozmowach politycy z grupy Schetyny wręcz zioną nienawiścią do ludzi Grabarczyka. Ich zdaniem spółdzielcy omamili premiera obietnicami budowy autostrad i poprawy infrastruktury przed Euro 2012. Z kolei współpracownicy Grabarczyka oskarżają Schetynę o działanie na szkodę partii.
Skład tzw. spółdzielni jest wypadkową różnych układów sił w partii. Sympatyzuje z nią np. Waldy Dzikowski. W podobny sposób do grupy Grabarczyka przystąpił minister kultury Bogdan Zdrojewski. Nie żyje w przyjaźni ze Schetyną, a obaj są z jednego okręgu wyborczego. Ton grupie nadają Ireneusz Raś i Rafał Biernat. Ten drugi był lokalnym działaczem PO w Łódzkiem, do wielkiej polityki wciągnął sam Grabarczyk. Raś to z kolei były podopieczny Jana Rokity.
Dlaczego dzisiejszy minister infrastruktury wystąpił wówczas przeciwko Tuskowi? - Grabarczyk wcześniej był członkiem jego dworu, ale poszedł w odstawkę. Akcją ze Zdrojewskim chciał pokazać, że się mimo wszystko liczy - wspomina członek grupy Schetyny.
Jak czytamy w "Rz" znaczenie "spółdzielni" urosło, gdy na fali afery hazardowej Tusk stracił swój dwór. W jego kancelarii przestali bywać Mirosław Drzewiecki, Sławomir Nowak, a przede wszystkim Schetyna. Premier znalazł się w próżni. Grupa Grabarczyka co prawda nie zastąpiła Tuskowi najbliższego otoczenia, ale pomogła mu utrzymać wpływy w większości struktur wojewódzkich.