PolskaTo ona rządzi w Białym Domu

To ona rządzi w Białym Domu

Kwaśniewskiego nie pamiętam. A ten wasz dzisiejszy prezydent, choć nie za wysoki, to wygląda na poczciwego. I jakoś tak mu dobrze z oczu patrzy - mówi "Nowemu Dniu" kobieta, która od pół wieku wprowadza do Białego Domu gości prezydenta USA, w tym dziennikarzy.

11.02.2006 | aktual.: 11.02.2006 08:29

Mary A. Masserini to żywa legenda Waszyngtonu. Mało kto zna tak jak ona wszystkie zakamarki prezydenckich apartamentów. Choć skończy niebawem 80 lat, to jest prawdziwym wulkanem energii. Masserini nie przypomina typowego pracownika Departamentu Stanu najpotężniejszego mocarstwa świata. Żadnych czarnych kostiumów i stonowanych kolorów. Za to wiśniowa torebka, zielone spodnie, ekstrawagancki kapelusik przystrojony z boku różowym kwiatem i złoty aniołek w klapie.

Włosko brzmiące nazwisko zdradza temperament południowca. Drobna kobieta o silnym charakterze i doniosłym głosie na dobre zagościła w dwóch najważniejszych budynkach Ameryki w 1956 r. Przez lata służby w siedzibie amerykańskiej głowy państwa pani Masserini dobrze poznała zasady dyplomacji. I zgodnie z nimi odpowiada na pytanie gazety, którego prezydenta lubiła najbardziej.

- Ze wszystkimi pracowało mi się dobrze - wspomina, ale po chwili namysłu dodaje, że "bardzo miły był Jimmy Carter", prezydent, który szanował Polaków, a na swego doradcę do spraw bezpieczeństwa wybrał Zbigniewa Brzezińskiego, dziś słynnego profesora.

Z niektórymi głowami państw panią Masserini łączą jednak szczególne więzy sentymentalne. - Dwa dni temu wizytę w Białym Domu złożył król Jordanii Abdullah. Pamiętam go, jak wiele razy przyjeżdżał tu jako młody chłopak ze swoim ojcem. Dziś, choć jest władcą, gdy tylko jego limuzyna zajechała na teren prezydenckiej rezydencji, rzucił mi się w ramiona i uściskał serdecznie. Powiedział: - Chciałem się po prostu z tobą przywitać - z dumą mówi nad podziw żywotna weteranka Departamentu Stanu. Po latach pracy u boku prezydentów podjęła już jednak decyzję: w lipcu odchodzi na emeryturę. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)