"To może być dla Jarosława Gowina zabójcze"
Minister Gowin podpadł pewnej wpływowej grupie sędziów. I może to być dla niego zabójcze - czytamy w "Uważam Rze".
Tygodnik zwraca uwagę, że pierwszy rok urzędowania Jarosława Gowina na stanowisku ministra sprawiedliwości przebiegał wyjątkowo spokojnie. Zdawał on sobie bowiem sprawę, że jego potknięcia mogą być łatwym celem ataku, toteż - jak uzasadnia "Uważam Rze" - za wszelką cenę starał się nie wchodzić w konflikty ze środowiskami prawniczymi, wybierając politykę miłości, słuchania i zrozumienia.
Jak zauważa tygodnik, wszystko zmieniło się w sierpniu, kiedy Jarosław Gowin ostro zareagował na nagranie "Gazety Polskiej Codzinnie" pokazujące służebną wobec władzy postawę Ryszarda Milewskiego, prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku. Burzę wywołała też wypowiedź ministra sprawiedliwości o tym, że ma w nosie literę prawa i "prawniczej sitwie". Tymczasem Milewski zarzucił Gowinowi kunktatorstwo ws. Amber Gold.
Tygodnik zwraca uwagę, że figura retoryczna o "sitwie" odnosiła się do pewnego gatunku sędziów. Mowa o tzw. sądownictwie pałacowym, które - bez względu na zmieniające się opcje - od lat nieźle żyje u boku polityków. "To oni po zakończonej, udanej misji w resorcie sprawiedliwości sami nierzadko zostają prezesami czy wiceprezesami sądów - niejako za zasługi przedłużając sobie urzędnicze kariery" - czytamy w "Uważam Rze".
Gazeta puentuje, że Gowin znalazł się w dość nieciekawej sytuacji, a wchodząc w konflikt z sędziowskimi "elitami", stąpa po coraz bardziej grząskim gruncie.