To miasto wieczorami tonie w ciemnościach
Jest ciemno i niebezpiecznie - skarżą się krakowianie. Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu, szukając oszczędności, później zapala uliczne lampy i wcześniej je wyłącza.
01.03.2012 | aktual.: 01.03.2012 15:06
W czwartek światła zapalą się o godz. 17.45, a zgasną o 5.50 w piątek - czyli prawie pół godziny po zachodzie i pół godziny przed wschodem słońca. By jednak lampy na dobre się rozżarzyły, potrzeba kolejnych 15 minut. Czyli przez 45 minut po zachodzie słońca miasto jest pogrążone w ciemnościach.
- Wracam z pracy al. 29 Listopada, która przed godz. 18 tonie w ciemności - denerwuje się Paweł Dobczyński. - Strach tamtędy chodzić piechotą i jechać autem. Kierowcy mogą mieć problemy z dostrzeżeniem ludzi na drodze.
Małgorzata Stalińska z Czyżyn skarży się, że wieczorem nie biega już jak dawniej po Parku Lotników, gdyż nie czuje się tam bezpiecznie.
Policja przyznaje, że oszczędzanie na oświetleniu może stwarzać zagrożenie. - Mrok sprzyja popełnianiu przestępstw, łatwiej też o wypadek na drodze - zauważa Katarzyna Padło z zespołu prasowego małopolskiej policji.
Krakowianie skarżący się na miejskie ciemności sugerują, że mniejszym złem byłoby wyłączanie świateł na całą noc przy drogach przebiegających przez słabo zaludnione obszary, np. przy Nowohuckiej (między Selgrosem a ul. Koszykarską), Kuklińskiego i Turowicza. - Są tam tysiące lamp, ich wyłączenie przyniosłoby oszczędności porównywalne z włączaniem światła pół godziny po zachodzie słońca. A dla kierowców ciemności byłoby mniej uciążliwe niż dla pieszych - przekonuje Stanisław Sambor z Kurdwanowa.
Co na to ZIKiT? Jacek Bartlewicz, rzecznik tej miejskiej jednostki, twierdzi, że kwestie techniczne nie pozwalają na takie rozwiązanie.
- Jeśli na przykład chcielibyśmy wyłączyć odcinek, na którym piesi się nie pojawiają, to jednocześnie wyłączylibyśmy kilka innych ulic, na których pieszych nie brakuje, bo w określonych segmentach miasta obsługiwane są one przez te same punkty zasilające - wyjaśnia.
Pracownicy Zarządu Infrastruktury rozważali inne pomysły - wyłączanie na godzinę oświetlenia ulicznego w środku nocy. - Biorąc jednak pod uwagę 15-minutowy czas rozświetlenia oprawy przy ponownym jej włączeniu, zrezygnowaliśmy z takiego rozwiązania, ponieważ wiązało się ono z większym zużyciem energii i wyższymi kosztami - dodaje.
Z takim stwierdzeniem nie zgadza się radny Jerzy Woźniakiewicz z komisji infrastruktury rady miasta.
- Jeżeli ZIKiT chciałby naprawdę oszczędzać na oświetleniu, powinien zadbać o wyłączenie niepotrzebnych lamp np. na ulicy Lema. Co noc ta nieużywana przez kierowców droga świeci się jak choinka. Urzędnicy powinni się zastanowić, jak przebudować instalacje i rozdzielić obwody, aby wyłączyć te nikomu niepotrzebne latarnie.
Roczny koszt oświetlenia ulicy Lema wynosi 70 tys. zł. Na oświetlenie całego miasta ZIKiT ma około 30 mln złotych rocznie.