To jego stulecie
Claude Lévi-Strauss skończył sto lat. Piękny wiek? Niekoniecznie.
01.12.2008 | aktual.: 01.12.2008 12:10
Nienawidzę podróży i podróżników” – to słynne zdanie rozpoczyna jedną z najniezwyklejszych... relacji z podróży. Mowa o „Smutku tropików”, niegdyś lekturze obowiązkowej wszystkich inteligentów, dziś czytanej już chyba tylko na wydziałach humanistycznych uniwersytetów. Jej autor, antropolog i filozof, twórca teorii strukturalizmu (na pewno uczyliście się o nim w szkole!) Claude Lévi-‑Strauss, skończył właśnie sto lat. Piękny wiek, prawda? Niezupełnie. Globalizacja i jej katastrofalne dla ginących kultur skutki, masowa turystyka przypominająca najazdy barbarzyńców, pogłębiająca się przepaść między Wschodem a Zachodem – ostatnie, naznaczone jeszcze straszliwą wojną stulecie musiało przynieść jego świadkowi wiele rozczarowań. Nic dziwnego, że przed kilku laty w telewizyjnym wywiadzie wyznał: – Świat, w którym kończę swoje życie, nie jest światem, który kocham.
Tęcza kultur i szaleństwo
„Nie ma miejsca na przygodę w zawodzie etnografa” – pisał przed laty. To fakt, bio-grafia Lévi-Straussa nie obfituje w ekscytujące fakty, a jeśli mówimy o przygodzie, to tylko intelektualnej. Urodził się w Belgii, ale dzieciństwo spędził już we Francji. I właśnie ten etap życia zadecydował o jego późniejszych wyborach. Był absolwen-tem filozofii i studentem prawa, gdy zdecydował się porzucić monotonne życie na-uczyciela gimnazjalnego i wziąć udział we francuskiej misji kulturalnej do Brazylii. Na uniwersytecie w São Paulo wykładał socjologię. To właśnie wtedy, w latach 30., wziął udział w wyprawach badawczych w głąb dżungli amazońskiej i na płaskowyż Mato Grosso. Spotkania z ginącymi ludami Bororo, Guoyacuru, Nambikwara i Tupi-‑Kawahib opisał właśnie w „Smutku tropików”. Po latach przyznał, że powodem, dla którego zwrócił się ku egzotycznym miejscom i społecznościom, była „trudność w adaptacji w środowisku społecznym”, z którego pochodził. Dopiero niedawno jednak w wywiadzie dla „Le Nouvel Observateur”
wyjaśnił, jakie to były trudności. Jako dorastający chłopak przezywany przez kolegów „brudnym Żydem” Lévi-Strauss boleśnie doświadczył antysemityzmu.
Własna inność uwrażliwiła go na inne kultury, co więcej, cały jego naukowy wysiłek zmierzał do udowodnienia, że nazywane dawniej prymitywnymi ludy nie są wcale gorsze od cywilizacji zachodniej. Lévi-Strauss podkreślał ich prawo do istnienia, dowartościowywał stworzone przez nich systemy społeczne. Strukturalizm też (choć w swojej analizie opierał się na opozycjach) poszukiwał – choćby w strukturach mitów i języków – wspólnych różnym kulturom schematów. Jeszcze w XIX wieku antropologia chciała widzieć w mieszkańcach Afryki czy Ameryki Południowej „dzikich”, głupiutkie dzieci, gorszy gatunek ludzi, których dopiero trzeba nauczyć żyć. Francuski uczony zawsze był uwrażliwiony na konsekwencje takiego myślenia, brutalną ingerencję Zachodu, która doprowadziła do zniszczenia wielu słabszych kultur.
Wspaniały „Smutek tropików” można więc czytać nie tylko jako opis życia egzotycznych ludów Bororo czy Nambikwara, ale również – a może nawet przede wszystkim – jako krytykę zachodniego świata i jego instytucji („To, co nam na wstępie ukazują nasze podróże, to nasze nieczystości rzucone w twarz światu”).
Wydana zaledwie 10 lat po wojnie książka tchnie zrozumiałym pesymizmem. „Tęcza kultur ludzkich zapadnie się ostatecznie w pustkę wyżłobioną przez nasze szaleństwo” – pisał Lévi-Strauss, mając zapewne w pamięci szaleństwo II wojny. Ale te słowa pasują również do naszych czasów – epoki globalizacji.
Francja fetuje mędrca
Strukturalizm i inne teorie Lévi-Straussa jeszcze za jego życia zdążyły się doczekać naśladowców i oczywiście krytyków (cóż, to jedna z wad długowieczności). Antropologowi zarzucano uproszczenia i bezkrytyczny stosunek do źródeł. Choćby to, że wyciągał daleko idące wnioski z krótkich pobytów w terenie. Podczas gdy (powołajmy się na rodaka) Bronisław Malinowski spędził całe miesiące wśród Triobriandczyków, nim napisał książkę pod ekscytującym tytułem „Życie seksualne dzikich” i dużo mniej ekscytującej dla laików zawartości, Lévi-‑Strauss przebywał wśród brazylijskich Indian zaledwie po kilka tygodni. Nie znając języka, opierał się na relacjach informatorów i tłumaczy.
Dziś uważa się też, że nadmiernie idealizował społeczności, które badał, idąc w ślady cenionego przez siebie Jana Jakuba Rousseau*. Cóż, nawet jeśli starał się być obiektywny, patrząc na innych, nie był w stanie uwolnić się od świata wartości własnej kultury. Większość prac Lévi-Straussa nie jest łatwa do przebrnięcia dla zwykłego czytelnika. Erudycyjne, zawiłe wywody choćby z „Antropologii strukturalnej” to lektura dla najwytrwalszych.
Ale nawet jeśli jego teorie naukowe nieco już zwietrzały, Lévi-Strauss pozostaje wielkim europejskim humanistą. I moralistą. Nie tylko wybitnym filozofem, ale też znawcą muzyki, poezji i malarstwa (o dziwo, z awersją do teatru!), członkiem Akademii Francuskiej (od 1973), założycielem antropologicznego pisma „L’Homme”, posiadaczem niezliczonej liczby tytułów i nagród. Człowiekiem, który całe życie mieszka w tym samym domu – jak przystało na wroga podróży.
Francja fetuje swojego ostatniego mędrca spotkaniem w paryskim Musée du quai Branly – największej na świecie placówce gromadzącej sztukę pierwotną Afryki, Azji, Oceanii i Ameryk. Grupa stu intelektualistów odczytuje tu fragmenty dzieł Lévi-Straussa, a zwiedzający mogą podziwiać fotografie z jego wypraw (w tym robione przez samego naukowca). Od początku roku ukazuje się również wspaniałe wydanie wybranych dzieł antropologa, i to w najbardziej prestiżowej francuskiej serii Pléiade- wydawnictwa Gallimard (niewielu żyjących autorów dostępuje tego zaszczytu). W serii ukaże się na pewno „Smutek tropików”, którego nowe wydanie wyszło w tym roku także w Polsce.
Otwieram na chybił trafił swój stary egzemplarz i czytam: „Za kilkaset lat w tym samym miejscu inny podróżnik, tak samo zrozpaczony jak ja, będzie opłakiwał zniknięcie tego, co ja jeszcze mogłem widzieć, lecz czego nie potrafiłem dostrzec”. Piękne zdanie, celna myśl. Ale zaraz, zaraz... Za kilkaset lat? Jakiś podróżnik? Czyżby Lévi-Strauss był jednak optymistą?
Małgorzata Sadowska