"To było okrutne" - jego pierwsze spotkanie z Breivikiem
Adwokat Geir Lippestad zdecydował się bronić najbardziej znienawidzonego przestępcę w Norwegii, Andersa Breivika. Nie pierwszy raz podjął się obrony mordercy o rasistowskich przekonaniach. Dziennikowi "VG" wyjaśnił, dlaczego. Popierający wybór adwokata założyli nawet grupę na Facebooku, w której głośno wyrażają poparcie dla jego działań. Sam Lippestad uważa, iż jest to raczej wyraz wsparcia dla demokratycznego systemu, niż jego osoby.
04.08.2011 | aktual.: 09.08.2011 16:44
Anders Behring Breivik wyraźnie poprosił o niego. Miał powiedzieć, że nie będzie współpracować z innym obrońcą. Po otrzymaniu wiadomości, że masowy morderca chce, by to on reprezentował go w sądzie, Geir Lippestad naradził się z żoną i rodziną. Rozmawiał z kolegami po fachu. W końcu poszedł na długi spacer. Pierwszy impuls podpowiadał mu, by nie podejmować się obrony. - To zbyt brutalne, to zbyt trudne – myślał początkowo. A jednak się zgodził. To on spotyka się z Breivikiem na przesłuchaniach, to on przekazuje prasie informacje o nim, w tym wydumane jego życzenia. W sądzie jego zadaniem będzie przedstawienie punkt widzenia mordercy, choć już, opisując w prasie działania swojego klienta, użył słowa "nieludzkie".
Wybory strzelca
Nie wiadomo, czemu masowy morderca z wyspy Utoya chciał być reprezentowany właśnie przez Lippestada. Nie wyjaśnił adwokatowi swoich motywów. Można się domyślać, że słyszał o nim przy okazji bardzo głośnego w Norwegii procesu Ole Nikolaia Kvislera, w 2002 roku skazanego na 17 lat więzienia za zabicie Benjamina Hermasena. Zbrodnia miała podłoże rasistowskie. Benjamin miał ciemny odcień skóry, jego ojciec pochodził z Ghany. Mordercy chłopaka, w tym broniony przez Lippestada Kvisler, należeli do organizacji neonazistowskiej i nie ukrywali swoich przekonań.
"Sprawa Hermasena" budziła ogromne zainteresowanie mediów z wielu powodów. Po pierwsze, jako zbrodnia o podłożu rasistowskim była komentowana przez publicystów, socjologów i polityków. Po drugie, Benjamin stał się symbolem w pop-kulturze. Ustanowiono nagrodę jego imienia, a piosenka napisana przez jego przyjaciół na uroczystości pogrzebowe została wydana na płycie. Jakiś czas potem Michael Jackson jemu i jego rodzinie zadedykował utwór z albumu "Invincible".
Anders Behrink Breivik mógł wybrać Geira Lippestada kojarząc go jako obrońcę innego mordercy-rasisty. Jednak wydaje się, że czegoś na temat swojego adwokata nie doczytał. Adwokat Geir Lippestad jest członkiem Norweskiej Partii Pracy. Tej samej, której Breivik tak nienawidzi i której przyszłości chciał zaszkodzić, mordując jej młodych zwolenników.
Oko w oko z mordercą
Geir Lippestad powiedział w wywiadzie dla "VG", że kiedy zdecydował się podjąć obrony Breivika, nie informował go o swojej przynależności partyjnej i nie wie, czy jego klient jest jej świadomy. Na pewno jest świadomy, że adwokat nie podziela jego wizji świata i ponoć ten fakt akceptuje. Na pytanie dziennikarza, czy osobiście zna kogoś poszkodowanego podczas zamachu bombowego lub strzelaniny, Lippestad odpowiedział wymijająco. Twierdzi, że jego osobiste przekonania i emocje nie wpłyną na wykonywanie obowiązków obrońcy.
Lippestad tłumaczy, że decyzja o podjęciu się obrony Breivika jest konsekwencją jego poszanowania dla demokracji. Wierzy, iż prawo do obrony jest jedną z podstawowych zasad systemu. Gdyby Breivikowi odmówiono prawa obrony, znaczyłoby to, że w jakaś część misji mordercy się powiodła - zachwiał podstawami demokratycznej Norwegii.
Swoje pierwsze spotkanie z klientem opisał jako "wyjątkowe", mówiąc jednocześnie, jak zaskakującym bywa, że człowiek stojący "za tak nieludzkimi aktami" może wyglądać zupełnie zwyczajnie.
Ciekawość, nienawiść i wsparcie
Wybór, jakiego dokonał Geir Lippestad godząc się na reprezentowanie Breivika w sądzie, jest dyskutowany na forach prawniczych na całym świecie. To będzie sprawa, którą profesorowie wykładający prawo czy etykę będą dyskutować ze studentami. Padają pytania o to, czy adwokat może pozostać obiektywny, jednocześnie czując obrzydzenie i pogardę dla klienta. Otwarte też pozostaje pytanie, czy przynależność partyjna adwokata nie powinna go skłonić do odrzucenia propozycji.
W Norwegii są tacy, którzy wyboru Lippestada nie rozumieją i zarzucają mu, że robi to wyłącznie dla pieniędzy. Nie biorą pod uwagę, że Lippestad od dawna był jednym z bardziej wziętych norweskich adwokatów znanym z mediów. Kto zechce sprawdzić roczne zestawienia jego dochodów i płaconych podatków (takie dane są w Norwegii publiczne), zauważy, że adwokat Breivika zarabia znacznie więcej niż jego przeciętny równolatek zamieszkały w Oslo. Na pytanie dziennikarza "VG", czy czuje się zagrożony jako obrońca Breivika, Lippestad odmówił komentarza.
Są też tacy, którzy wspierają wybór adwokata, założyli nawet grupę na Facebooku, w której głośno wyrażają poparcie dla jego działań. Sam Lippestad uważa, iż jest to raczej wyraz wsparcia dla demokratycznego systemu, niż jego osoby.
Prawo do uczciwego procesu
Jak podobne problemy etyczne związane z wykonywaniem zawodu adwokata są rozwiązywane w Polsce? Zarówno Prawo o adwokaturze, jak i Kodeks Etyki Adwokackiej dopuszczają odmowę udzielenia pomocy prawnej, gdy "istnieją ku temu powody". Adwokat musi jednak zawsze uzasadnić swoją decyzję. Jeżeli nie podejmuje się obrony, to najczęściej dlatego, że jest w jakiś sposób powiązany z którąś ze stron (na przykład miałby bronić kuzyna, czy osoby, która poprzez swoje przestępcze działania zagrażała jego rodzinie). Gdyby adwokat miał stracić dystans do sprawy z powodów osobistych, lepiej, żeby nie podejmował się obrony. Mecenas Andrzej Michałowski wykonuje zawód adwokata od 1993 roku, był między innymi prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej. Zna przypadki, w których adwokaci z powodów światopoglądowych wahali się, czy przyjąć zlecenie.
- Trudno bronić osoby, która reprezentuje zupełnie inny system wartości - tłumaczy mecenas Michałowski. - Załóżmy, że ktoś popełnił przestępstwo w kościele, a adwokat jest głęboko wierzącym katolikiem, czy ma się podjąć obrony? Takie dylematy są zawsze rozstrzygane indywidualnie, nie istnieją dokładne przepisy regulujące te kwestie. Najbardziej budujące są właśnie takie sytuacje, gdy adwokat zgodzi się reprezentować klienta mimo odmiennych przekonań. Naszym zadaniem nie jest podzielanie światopoglądu klienta, identyfikowanie się z nim, czy wiara w jego niewinność. Mamy mu dać równe szanse, zapewnić, że jeśli zostanie skazany, to w uczciwym procesie.
Podać rękę mimo dezaprobaty
Mecenas Michałowski podaje podobne przykłady z polskiej historii. Po II wojnie zbrodniarzy hitlerowskich bronili adwokaci osobiście pokrzywdzeni przez nazistowskie zbrodnie. Jednocześnie mecenas uważa, że Geir Lippestad powinien poinformować Andersa Breivika o swojej przynależności partyjnej. Relacja klient - obrońca musi się opierać na zaufaniu, więc adwokat powinien zapytać klienta, czy ten fakt nie stanowi dla niego przeszkody we współpracy. - Zawód adwokata jest pełen dylematów moralnych - tłumaczy. - Osobiście nie uważam, że można dokonywać gwałtów, ale zdarzało mi się bronić gwałcicieli. Miałem takie sprawy, po których wolałem wracać do domu piechotą, by oczyścić umysł przed powrotem do rodziny. A jednocześnie byłem w stanie podawać swoim klientom rękę, bo nie moim zadaniem jest ich osądzać. Rzecz nie w tym, czy wierzę w ich niewinność, ale czy wierzę w ich prawo do obrony.
Sprawa, której podjął się Geir Lippestad, jak na dłoni ukazuje dylematy obrońców. Sam Lippestad powiedział w wywiadzie dla "VG": - W sprawie tak wyjątkowej oraz w tak wyjątkowych okolicznościach, nie jest błędem z mojej strony przyznać, że te czyny (działania Breivika) były okrutne. To trzeba powiedzieć, inaczej nie jest się człowiekiem.
Sylwia Skorstad dla Wirtualnej Polski