To był jeden z najkrwawszych zamachów w historii. Terroryści wzięli ponad 700 zakładników, zginęły 173 osoby
Atak na moskiewski teatr na Dubrowce
Równo 15 lat temu, 23 października 2002 roku, do moskiewskiego teatru na Dubrowce wtargnęła grupa 40 czeczeńskich terrorystów. Okupacja budynku trwała 3 dni i pochłonęła życie 173 osób. Do dziś tamte wydarzenia wspominane są jako jedna z największych tragedii w historii współczesnej Rosji.
Cel doskonały
Akcja czeczeńskich bojowników rozpoczęła się 23 października o godzinie 21:00. Na obiekcie przebywały wówczas 922 osoby. Większość z nich to personel teatru i widzowie, którzy przybyli na musical "Nord-Ost". Do dziś żadna grupa terrorystyczna nie przeprowadziła na terenie Europy zamachu na podobną skalę.
Ultimatum
Po opanowaniu gmachu terroryści z Mowsarem Barajewem na czele wystosowali żądania wobec rosyjskich władz. Bojownicy domagali się, by Rosja zakończyła operację wojskową w Czeczenii i wycofała swoje wojska z Kaukazu. Postawiono tygodniowe ultimatum, po przekroczeniu którego mieli ginąć pierwsi zakładnicy. Miliony ludzi na całym świecie oglądały przebieg wydarzeń w telewizji.
Czarne wdowy
Wśród terrorystów były również kobiety w burkach, zwane "czarnymi wdowami". Bojowniczki wmieszały się w tłum, zajmując miejsca wśród widzów. Miały na sobie pasy z materiałami wybuchowymi. Zagrożono, że w razie szturmu odpalą one ładunki. Wspomagali je Czeczeni uzbrojeni w karabiny, granaty i silne ładunki wybuchowe domowej roboty.
Negocjacje
Sytuacja wydawała się tragiczna. Negocjacje szły wolno, jednak w nocy z 23 na 24 października przyniosły pierwsze efekty. Terroryści wypuścili wszystkich muzułmanów, Gruzinów, kilkoro dzieci, kobietę w ciąży, mężczyznę z chorobą serca i kilkoro cudzoziemców. O wielkim szczęściu może mówić grupa 15 osób obsługi teatru, którym udało się uciec z budynku przez okno w garderobie.
Egzekucje
Wypuszczenie części zakładników zbiegło się w czasie z początkiem egzekucji. Czeczeni rozstrzelali kilka osób, które podejrzewali o przynależność do rosyjskich służb specjalnych. Na scenie teatru wywieszono transparent z napisem "Nie ma boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem". Obok wisiał kolejny "Wolność albo raj". Terroryści chcieli też wywrzeć presję na władze Rosji, rozkazując swoim zakładnikom, by ci dzwonili do swoich rodzin i przekonywali je, że wojska rosyjskie powinny opuścić Kaukaz.
Jak doszło do takiego ataku?
Żeby dostać się do Moskwy, terroryści musieli pokonać setki kilometrów. Jechali ciężarówkami wypchanymi po brzegi bronią i ładunkami wybuchowymi. W trakcie przejazdu wielokrotnie zatrzymywali ich policjanci, jednak za każdym razem Czeczeni tłumaczyli, że wiozą arbuzy, wręczając funkcjonariuszom łapówki.
Plan
Aż 57 godzin zajęło rosyjskim służbom specjalnym opracowanie planu uwolnienia zakładników. Z uwagi na zaminowany budynek i obwieszone bombami "czarne wdowy" całkowicie wykluczono atak frontalny. W zamian zdecydowano się na bezprecedensowy krok - w teatrze rozpylono gaz usypiający. Nie wiadomo, jaką dokładnie substancję wpuszczono. Większość zakładników i terrorystów została w ten sposób uśpiona. Niestety aż 129 cywili śmiertelnie zatruło się rozpylonym gazem.
Służby bezwzględne
Po wejściu do gmachu, antyterroryści zabijali Czeczenów strzałem w głowę. Akcja ewakuacji rannych przebiegała z olbrzymimi problemami. Okazało się, że nie ma w Moskwie wystarczającej liczby karetek i miejsc w szpitalach, gdzie można przewieźć setki rannych. Mimo wszystko prezydent Rosji Władimir Putin uznał operację za sukces i wyraził ubolewanie nad liczbą zabitych i rannych. W kolejnych latach rodziny ofiar złożyły pozwy wobec osób dowodzących tamtą operacją. Śledztwa zostały jednak zawieszone.