To będzie afera równie wielka jak ACTA?
Co łączy międzynarodową umowę ACTA, z programem budowy w Polsce elektrowni jądrowych? W obu przypadkach o najważniejszych sprawach dowiedzieliśmy się, gdy decyzje już zapadły, ponieważ rząd nie przeprowadził odpowiednich konsultacji społecznych. Tym razem mieszkańców i władz jednej z miejscowości zapomniano poinformować, że na ich terenie może powstać elektrownia atomowa. - Na razie mieszkańcy Gąsek (k. Mielna), którzy z konferencji prasowej PGE dowiedzieli się, że w ich miejscowości może stanąć atomówka, błyskawicznie się zorganizowali i doprowadzili do zorganizowania w ich gminie referendum, które odbędzie się 12 lutego - pisze w felietonie Piotr Stankiewicz, socjolog zajmujący się komunikacją społeczną w obszarze energetyki.
08.02.2012 | aktual.: 08.02.2012 13:25
Nawet minister Boni, bijąc się w piersi i dzielnie deklarując gotowość do dymisji, przyznał się do tego, że w przypadku ACTA "zabrakło" konsultacji społecznych. Jednakże ignorowanie obowiązku konsultowania ze społeczeństwem istotnych decyzji jest raczej regułą niż wyjątkiem. Świadczyć o tym może przykład realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), zakładającego budowę w Polsce do 2020 roku pierwszej elektrowni atomowej. Niezależnie od poglądów na energetykę jądrową, nie sposób nie przyznać racji ekologom, wskazującym na fakt, że strategiczna z perspektywy rozwoju polskiego sektora energetycznego decyzja została podjęta bez publicznej debaty. Dotyczy to zresztą także kolejnych decyzji składających się na realizację PPEJ.
Pod koniec listopada 2011 roku PGE S.A., inwestor pierwszej polskiej elektrowni atomowej, podała po długim wyczekiwaniu trzy potencjalne lokalizacje dla inwestycji. Obok wskazywanych już wcześniej i - co ważne - zgłoszonych przez lokalne władze samorządowe kandydatur Żarnowca oraz Lubiatowa-Kopalina, znalazły się tam także tajemnicze Gąski, mała miejscowość wypoczynkowa nad zachodnim Bałtykiem. Było to zaskoczeniem nie tylko dla mieszkańców, ale nawet dla władz lokalnych i wojewódzkich, które nie były o tym zawczasu poinformowane. O tym, jak bardzo ta decyzja była niespodziewana i z nikim wcześniej niekonsultowana najlepiej świadczyć może fakt, że spowodowała wydłużenie prowadzonych przez rząd konsultacji transgranicznych dokumentu "Prognoza oddziaływania na środowisko PPEJ" ze względu na konieczność uwzględnienia w niej nowej lokalizacji.
Marketing zamiast konsultacji społecznych
Jeszcze zanim Donald Tusk ogłosił, że ACTA zostanie podpisana przez Polskę w planowanym terminie, minister Boni dopuścił w jednym z wywiadów możliwość odsunięcia samego momentu podpisania w czasie, by móc przeprowadzić konsultacje „i wyjaśnić społeczeństwu”, o co tak naprawdę w ACTA chodzi. Taki sposób rozumienia konsultacji jest symptomatyczny dla logiki działania rządu partii zwącej się „obywatelską”. Konsultacje nie mają za zadanie umożliwienia obywatelom wpływania na kształt stanowionego prawa, nie służą podejmowaniu lepszych decyzji, uwzględniających interesy różnych grup i środowisk, ale są jedynie sposobem „wyjaśniania” społeczeństwu, jak bardzo się myli, protestując przeciw przyjętemu przez władze rozwiązaniu.
Z podręcznikowym wręcz przykładem tego podejścia mamy do czynienia w obszarze energetyki jądrowej, gdzie zamiast debaty publicznej - do której zorganizowania państwo polskie jest zobligowane na mocy regulacji międzynarodowych i polskiego prawa - realizowana jest „kampania informacyjno-edukacyjna”, której oficjalnie deklarowanym celem jest przekonanie Polaków - z wykorzystaniem klasycznych metod marketingowych i public relations - do budowy elektrowni jądrowej.
Katalizator protestów społecznych
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zarówno w przypadku ACTA, jak i energetyki jądrowej, sam rząd niejako prowokuje protesty społeczne. Przeciw ACTA protestują już nie tylko ci, którzy oburzeni są jej zapisami, ale przyłączają się do nich szerokie masy osób, które do końca może nie orientują się, o co w tym wszystkim chodzi, ale wiedzą, że nie zgadzają się na to, jak zostali potraktowani przez władze. Mamy tu do czynienia z jednym z kluczowych mechanizmów rządzących konfliktami społecznymi, gdy jednej ze stron udaje się zmobilizować nieprzekonanych; osób neutralnych jest zazwyczaj większość, w przeciwieństwie do mniejszości zadeklarowanych, protestujących przeciwników. Od umiejętności mobilizowania osób neutralnych zależy sukces protestu. W przypadku ACTA widzimy na ulicach rzesze osób zmobilizowanych przez Anonymous. Czy będzie podobnie w przypadku elektrowni jądrowej, czy ekolodzy będą w stanie pociągnąć za sobą opinię publiczną?
W dużym stopniu zależy to od tego, jak ta opinia publiczna zostanie potraktowana przez władze państwowe. Na razie mieszkańcy Gąsek, którzy z konferencji prasowej PGE dowiedzieli się, że w ich miejscowości może stanąć atomówka, błyskawicznie się zorganizowali i doprowadzili do zorganizowania w ich gminie referendum, które odbędzie się 12 lutego. Czy powodem była ich naturalna niechęć wobec tej technologii, o którą tak łatwo i często posądza się mieszkańców potencjalnych lokalizacji? Może to budzić wątpliwości, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że w innych możliwych lokalizacjach plany budowy elektrowni spotykają się nawet z 70-procentowym poparciem miejscowej ludności.
Na stronie www.referendumacta.pl zebrano już 250 tys. podpisów za zorganizowaniem referendum w sprawie ACTA. W obszarze energetyki jądrowej - poza lokalnym referendum w Gąskach - o potrzebie zorganizowania ogólnopolskiego referendum mówili zarówno SLD, Ruch Palikota jak i wicepremier Waldemar Pawlak. Nawołują do niego także ekolodzy. Referendum powinno jednak kończyć proces konsultacji społecznych, a nie je zastępować. By móc się wypowiedzieć w sprawie tak skomplikowanej, jak rozwój energetyki jądrowej, należy mieć najpierw szansę, by wyrobić sobie opinię na ten temat. Referendum powinno być poprzedzone szeroko zakrojoną akcją informacyjną oraz pogłębionymi debatami, które pozwoliłyby na ukształtowanie tzw. „poinformowanej opinii społecznej”. Referendum niepoprzedzone tego rodzaju działaniami zamienia się w plebiscyt.
Kto zarobi na energetyce atomowej?
Przy ACTA dość powszechnie mówi się o tym, że stoją za nią interesy wielkich koncernów, a sam nieprzejrzysty i miejscami niejawny sposób przygotowywania umowy (począwszy od niejasności odnośnie jej autorstwa, przez głosowanie na Komisji Rolnictwa i Rybołówstwa Unii Europejskiej) miał na celu stworzenie warunków dla oddziaływania tych grup na proces legislacyjny. Przypadek ACTA zwraca uwagę na bardzo istotną rolę konsultacji społecznych: są one nie tylko metodą pozwalającą na uwzględnianie interesów różnych grup i środowisk, także tych pozbawionych narzędzi lobbingowych, oraz organizacji reprezentujących ich interesy, ale przede wszystkim są narzędziem społecznej kontroli procesów decyzyjnych. Brak konsultacji wiąże się zazwyczaj z brakiem transparentności i łatwo prowadzi do sytuacji korupcyjnych i konfliktu interesów, zgodnie z zasadą „w mętnej wodzie łatwiej ryby łapać”. Dlatego warto zastanowić się, jakie grupy interesu korzystają na nieprzejrzystości i braku konsultacji przy realizacji Polskiego Programu
Energetyki Jądrowej. Pewną wskazówką może być tutaj rzecz na pozór marginalna: wspomniana już kampania informacyjno-edukacyjna, na którą rząd przeznaczył 20 milionów złotych - kwota znikoma w perspektywie kosztów całego programu, ale nie do pogardzenia dla firm PR-owych i marketingowych. Rozstrzygnięty w drugiej połowie 2011 roku przetarg prowadzony przez Ministerstwo Gospodarki na wykonawcę tej kampanii wygrało konsorcjum złożone z trzech firm. Tak się składa, że jedna z nich wcześniej przygotowała na zlecenie tego samego ministerstwa projekt tej samej kampanii informacyjno-edukacyjnej pt. „Bezpieczeństwo, które się opłaca”. Stał się on podstawą Opisu Przedmiotu Zamówienia, będącego elementem tzw. SIWZ (Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia), czyli podstawowego dokumentu określającego kryteria przetargu. Być może to drobiazg, ale każe się zastanowić, jak zapadają decyzję (i komu przynoszą zyski) w tych obszarach realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, gdzie w grę wchodzą już nie dziesiątki, a
setki milionów złotych.
Analogie zbliżone do tych wymienionych powyżej, odnoszących się do ACTA i energetyki jądrowej, można niestety odnaleźć w większości obszarów decyzyjnych we współczesnej Polsce. To pokazuje, że w przypadku ACTA nie mamy do czynienia z jednorazowym „wypadkiem przy pracy”, lecz z typowym dla III RP sposobem podejmowania decyzji, który odciska swoje piętno także na strategicznych sferach rozwoju Polski, takich jak energetyka jądrowa. Jak pokazują ostatnie zatrzymania urzędników Ministerstwa Środowiska i Państwowego Instytutu Geologicznego, z podobną sytuacją nieprzejrzystości przy podejmowaniu decyzji, wspieraną brakiem konsultacji, mamy do czynienia m.in. w obszarze gazu łupkowego, gdzie również potencjał protestów jest dość znaczny.
Dr Piotr Stankiewicz – adiunkt w Zakładzie Interesów Grupowych w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, zajmuje się komunikacją społeczną i polityką informacyjną w obszarze energetyki.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.