PolskaTerroryści ukrywali się w... Polsce

Terroryści ukrywali się w... Polsce

Jeszcze do niedawna chodzili po ulicach polskich miast, mieszkali w polskich hotelach, a nawet tu pracowali. PRL chętnie przygarniał terrorystów ściganych na Zachodzie.

06.05.2005 | aktual.: 28.09.2005 12:11

„Victoria” w latach osiemdziesiątych XX w. była najlepszym polskim hotelem. Zatrzymywali się w nim biznesmeni, artyści i bogate gwiazdy odwiedzające nasz kraj. Na hotelowych korytarzach można było natknąć się na prawdziwe sławy. Również na prawdziwych sławnych terrorystów.

Obraz
© Abu Daoud w samochodzie (z prawej) (fot. AFP)

W sobotni wieczór 1 sierpnia 1981 r. przy stoliku w Cafe Canaletto w „Victorii” siedział mężczyzna ubrany w piaskowy garnitur. Oczy skrywał za ciemnymi okularami. Czekał na zamówioną kawę i szklankę wody mineralnej. W pewnym momencie podszedł do niego młody chłopak, mniej więcej dwudziestoletni, o ciemnej karnacji. Uśmiechnął się, wykonując gest, jakby chciał poprosić o ogień. Mężczyzna spojrzał na niego, a wtedy chłopak wyszarpnął spod kurtki pistolet i oddał do siedzącego pięć strzałów. Wszystkie kule dosięgły celu, ale rannemu udało się przeżyć.

Tym szczęściarzem był Abu Daoud, przywódca palestyńskiej terrorystycznej organizacji Czarny Wrzesień, odłamu Fatah. Jego ludzie zabili 11 izraelskich sportowców w czasie olimpiady w Monachium w 1972 r. W Polsce posługiwał się irackim paszportem na nazwisko Tarik Shakir Mahdi. Wkrótce po zamachu wyjechał z Polski do NRD.

W 1981 roku do Polski przyjechał Abu Nidal i pozostał tu wraz z żoną i dziećmi do 1985 lub - według innych źródeł – do 1986 roku. Zamieszkał w Pabianicach, w jednym z trzech domów pozostających pod stałą obserwacją Służby Bezpieczeństwa. Podobnie jak w przypadku Abu Daouda, SB zdawała sobie doskonale sprawę, z kim ma do czynienia.

Obraz
© Abu Nidal (fot. AFP)

Abu Nidal, którego właściwe nazwisko brzmiało Sabri al Banna (Abu Nidal oznacza „Ojciec Walki”), był przywódcą organizacji Fatah – Rady Rewolucyjnej. Jego ugrupowanie w latach 70. i 80. dokonało ponad stu zamachów w krajach Europy Zachodniej, zabijając kilkaset osób. W Polsce Abu Nidal, posługując się różnymi paszportami i nazwiskami, handlował bronią pod szyldem firmy SAS. Dzięki temu wspierał finansowo swoich ludzi w Europie Środkowej i Zachodniej. Firma została zamknięta przez polskie władze dopiero po ostrej interwencji USA, w 1987 r., a palestyńscy właściciele SAS wydaleni z Polski.

W procesie Monzera al-Cassara – syryjskiego przedsiębiorcy odpowiadającego za zaopatrzenie organizacji terrorystycznych w broń z Europy Środkowej – przed sądem w Madrycie w 1995 r. jeden ze świadków opowiadał o spotkaniach al-Cassara z Nidalem w hotelu „Victoria”. Jak wynikało również z zeznań świadka, Abu Nidal korzystał z opieki kilku polskich generałów.

Obraz
© "Carlos Szakal" na sali sądowej (fot. AFP)

W latach 1985-86 Abu Nidal spotkał się w Polsce z innym sławnym terrorystą, Iljiczem Ramirezem Sanchezem, znanym pod pseudonimem „Carlos Szakal”. Sanchez był odpowiedzialny za kilkanaście krwawych zamachów w Europie Zachodniej, w tym atak na siedzibę OPEC w Wiedniu (3 zabitych), eksplozje bomb na francuskich dworcach i w pociągach (10 zabitych) oraz dwie próby zestrzelenia izraelskich samolotów pasażerskich. W Polsce Carlos prawdopodobnie szukał przystani, ale Abu Nidal wyperswadował mu ten pomysł. Agenci Mosadu mogli łatwo przeniknąć do Polski, co potwierdził przykład zamachu na Abu Daouda.

Terroryści podróżowali bez większych przeszkód również po całym tzw. Bloku Wschodnim. Do rozpadu ZSRR pojawiali się w NRD, Jugosławii, Rumunii, Czechosłowacji. Kraje te traktowali jak tymczasowe azyle, gdzie nie mogli być ścigani za zamachy popełniane na Zachodzie i gdzie spokojnie mogli na przykład handlować bronią. Wystarczył podrobiony paszport i kilka sprzyjających im osób u szczytu władzy.

Zresztą organizacje terrorystyczne zostawiały swój ślad w Polsce nawet po upadku żelaznej kurtyny. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX-wieku w warszawskim hotelu „Marriott” zameldował się terrorysta Czarnego Września. Przyjechał do Polski posługując się jordańskim paszportem i prawdopodobnie na polecenie samego Abu Nidala szukał kontaktów z osobami, które mogły dysponować materiałami rozszczepialnymi. Materiały te w znacznej części trafiły na czarny rynek po rozpadzie ZSRR. Czy polskiemu wywiadowi udało się zablokować te transakcje i czy nasz kraj nadal odwiedzają terroryści islamscy – to już tajemnica specsłużb.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)