Terlikowski: papież dowartościowuje przyjemność w życiu seksualnym

Nagromadzenie epitetów oraz ogrom emocji, jaki wywołuje wśród wierzących projekt edukacji zdrowotnej, uświadamia, że pewna - jak się zdaje, wcale niemała - część duchownych i świeckich katolików wciąż uważa kwestie seksualne za kluczowe dla religijności. Tyle że to nie jest prawda. Tak jak nie powinno być prawdą, że jedyną emocją katolików jest oburzenie - pisze w opinii dla WP Tomasz P. Terlikowski.

Terlikowski: papież dowartościowuje przyjemność w życiu seksualnym
Terlikowski: papież dowartościowuje przyjemność w życiu seksualnym
Źródło zdjęć: © East News | Beata Zawrzel/REPORTER
Tomasz P. Terlikowski

23.11.2024 20:33

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ohyda, perwersja, demoralizacja, permisywizm to tylko niektóre z epitetów, którymi określany jest projekt edukacji zdrowotnej przygotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. "To nie edukacja – to brutalny atak na niewinność, moralność i przyszłość naszych dzieci" - można przeczytać w jednym z proponowanych listów protestacyjnych.

"… nie zgadzamy się na nie mające poparcia w nauce, a jedynie w ideologii treści ukierunkowane na seksualny hedonizm, promocję krzywdzenia i okaleczenia dzieci (tzw. zmiana płci będąca faktyczną kastracją dziecka) oraz zachęcanie do eksperymentowania seksualnego przez dzieci i młodzież" - uzupełniają autorzy innego apelu.

Pojawiła się także propozycja marszu, w którym ludzie wierzący mają wyrazić swój sprzeciw wobec nowego przedmiotu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nowy przedmiot w szkołach. Rosną emocje

Emocje, a widzę je od środka w wielu środowiskach wierzących, w których przecież działam i funkcjonuję, są ogromne. Ludzie rzeczywiście wysyłają petycje i rzeczywiście - niekiedy ze szczerym lękiem - ostrzegają się przed tym, co ma przynieść nowy przedmiot. Bo i takie wątki znaleźć można w jednym z rozsyłanych przez organizacje katolickie liście.

Np. że już niebawem rodzice, którzy odmówią udziału dzieci w takich lekcjach, zaczną trafiać do więzień, a "zseksualizowane" przez edukację seksualną dzieci zaczną masowo "zmieniać płeć".

W walkę z nowym przedmiotem włączyła się nawet Konferencja Episkopatu Polski. Jak czytamy, "biskupi wyrażają głęboki niepokój" wobec planowanego wprowadzenia zamiast nieobowiązkowego przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie i obowiązkowego, nowego przedmiotu Edukacja zdrowotna. Duchowni twierdzą, że "niektóre treści stoją w sprzeczności z godnością osobową dziecka", a "konsultowane obecnie rozporządzenie MEN dotyczące kształtu edukacji seksualnej w szkole narusza obowiązujące w Polsce prawo, godzi w prawa rodziców do decydowania o ich dzieciach oraz zagraża prawidłowemu rozwojowi dziecka i jego dobru".

Integralna edukacja seksualna musi zawierać trzy ważne dla rodziców i dzieci warunki: prorodzinność, akceptacja własnej płci i dobrowolność udziału w zajęciach" - napisano w komunikacie z 399. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski.

Lękprzed nowym przedmiotem w szkole. Z czego wynika?

Te ogromne emocje, choć mają swoje korzenie w niewiedzy na temat samego programu (to, co podawane jest w broszurach, ulotkach czy apelach jest często skrajnie - o czym pisałem w poprzednim tekście dla Wirtualnej Polski - zmanipulowane) ujawnia też przesadne skupienie ludzi wierzących na kwestiach etyki seksualnej.

Obsesyjne, lękowe podejście do tej sfery, które - niestety także na skutek błędnej religijnej formacji - sprawia, że wystarczy zasugerować, że dzieci (nastolatkowie) będą się na lekcjach uczyć o przyjemności, a także o libido, żeby wywołać neurotyczną reakcję, która przejawia się w obronie czystości i niewinności dzieci. Nikt nie zastanawia się nad tym, że wiedza, odpowiedzialnie podana, wcale nie narusza niczyjej czystości.

To, że dzieci mają swoją seksualność (właściwą dla wieku, przeżywaną odpowiednio do etapu rozwoju), że wpływa ona na nie, jest faktem. Udawanie, że dzieci są istotami aseksualnymi, a jakiejkolwiek rozmawianie z nimi o płci czy dojrzewaniu jest już seksualizacją, to nonsens, który nie ma nic wspólnego z katolicyzmem. To przejaw braku dojrzałości i chęci rozmawiania o pewnych sprawach przez dorosłych.

Niewiele wspólnego z katolicyzmem ma także niezdolność do weryfikowania własnych poglądów. Gdyby autorzy kolejnych petycji, apeli czy akcji przeciwdziałania hedonistycznej rzekomo edukacji seksualnej zajrzeli do dokumentów Kościoła (szczególnie tych z ostatniego pontyfikatu) albo do nauczania papieskiego, mogliby być niemile zaskoczeni, bo wiele z potępianych przez nich elementów znaleźliby w nauczaniu papieża Franciszka.

Papież o przyjemności seksualnej

To właśnie ten papież dowartościowuje przyjemność (odrzucaną przez część z katolickich polemistów) w życiu seksualnym, wskazuje na konieczność weryfikacji części z neurotycznych przekonań moralnych, a także zauważa, że "nauczanie Kościoła w dziedzinie seksualności jest wciąż w powijakach" i wymaga dopracowania. Innym razem papież wskazywał, że jest za wprowadzeniem edukacji seksualnej. "Wierzę, że musimy prowadzić edukację seksualną w szkołach. Seks jest darem od Boga. To nie potwór, to dar od Boga, by kochać. To, że niektórzy ludzie używają seksu, by zarabiać pieniądze lub wyzyskiwać, to inny problem. Ale potrzebujemy obiektywnej edukacji seksualnej, to jest takiej, która nie zawiera kolonizacji ideologicznej" - mówił dziennikarzowi po Światowych Dniach Młodzieży w Panamie.

Ta deklaracja nie oznacza, rzecz jasna, że papież jest za każdym rodzajem edukacji seksualnej. W "Amoris laetitia" papieża Franciszka znaleźć można konkretnej wskazania dotyczące obiektywnej - zdaniem papieża - edukacji seksualnej. "Edukacja seksualna dostarcza informacji, nie zapominając jednak, że dzieci i młodzież nie osiągnęły jeszcze pełnej dojrzałości. Informacja musi docierać w odpowiednim czasie oraz w sposób stosowny do przeżywanego etapu. Nie należy nasycać ich danymi, bez rozwijania zmysłu krytycznego wobec inwazji propozycji, w obliczu niekontrolowanej pornografii i przeciążenia bodźcami, które mogą okaleczyć seksualność. Młodzi ludzie powinni mieć możliwość uświadomienia sobie, że są bombardowani przesłaniami, które nie dążą do ich dobra oraz ich dojrzałości. Trzeba im pomóc w rozpoznaniu i poszukiwaniu wpływów pozytywnych, w czasie, w którym nabierają dystansu wobec tego wszystkiego, co zniekształca ich zdolność do kochania. Podobnie musimy przyjąć, że "potrzebę nowego i bardziej odpowiedniego języka widać przede wszystkim we wprowadzaniu dzieci i młodzieży w tematykę związaną z płciowością" - napisał Franciszek.

Warto wskazać, że program przygotowany przez MEN w ogromnej większości spełnia te kryteria. W podstawówce autorzy zachęcają do przemyślanego podejmowania życia seksualnego, nieulegania presji rówieśniczej, odmawiania, a także podejmowania decyzji o inicjacji seksualnej (i tak, nasze katolickie dzieci, tak jak część z nas, dorosłych katolików, nie czekają z inicjacją seksualną do ślubu). W programie znajdujemy ostrzeżenia przed pornografią, groomingiem, wykorzystaniem seksualnym, także rówieśniczym. Język, w którym wyrażone są te wskazówki (a warto mieć świadomość, że jest to dokument, który na konkret edukacyjny przekładać będą nauczyciele) jest ostrożny i - wbrew sugestiom przeciwników - wcale nie jest nasycony ideologicznie. Owszem, nie jest to język ani nurt myślenia katolicki, ale… warto mieć świadomość, że polskie społeczeństwo się zmienia i nie ma już powodów, by wartości chrześcijańskie (bardzo wąsko zresztą rozumiane) były jedynym elementem kształtującym edukacje.

Istotną z katolickiego punktu widzenia jest także zdolność do odróżniania tego, co dobre, od tego, co obojętne i wreszcie tego, co rzeczywiście złe. Tej umiejętności wyraźnie brakuje uczestnikom debaty. Czy projektowi edukacji można coś z katolickiego punktu widzenia zarzucić? Tak. Jest to pominięcie znaczenia życia ludzkiego, którego ochronę od momentu poczęcia przewiduje polska konstytucja. To jednak nie dyskwalifikuje innych elementów programu, który ma znaczenie prewencyjne w kwestii ochrony małoletnich, który odpowiada na zmieniające się wzorce obyczajowe wśród młodzieży (zaprzeczanie pewnym zjawiskom ich nie eliminuje) i wprowadza kwestie związane z seksualnością jako element normalnego życia, a nie - w neurotycznym niekiedy opakowaniu pseudomoralności. To są niewątpliwie zalety tego programu. Warto także je dostrzec.

A dla rodzica katolika ten nowy program może być świetną okazją, by zamiast wysyłać kolejne petycje porozmawiać ze swoim dzieckiem. O nim, o jego świecie, o kolegach i koleżankach, z których część deklaruje się jako homo, bi czy trans, a niekiedy jako osoba niebinarna. Taka rozmowa może sprawić, że zobaczymy świat już nie tylko naszymi, ale także naszych dzieci oczyma i  okaże się, że to, przed czym rzekomo chcemy je bronić, jest już ich światem. Światem, do którego - jeśli będziemy z nimi rozmawiać - może nas zaproszą. A jeśli rozmawiać nie będziemy, to stopniowo z tego ich świata sami wypadniemy. To będzie naprawdę dramat o wiele większy niż godzina edukacji zdrowotnej w szkole.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)