Terlikowski: "Karta Rodziny to dobry krok prezydenta" [OPINIA]
Podpisanie Karty Rodziny, na co w środę zdecydował się prezydent Andrzej Duda, to dobry krok. I jest to ocena zarówno jego znaczenia wyborczego, jak i politycznego.
10.06.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:23
Andrzej Duda po pewnym czasie politycznego uśpienia - wywołanego być może przez słabość przeciwników - wyraźnie po wejściu do gry Rafała Trzaskowskiego się ożywił.
Odmienny (w deklaracjach światopoglądowych czy cywilizacyjnych nawet radykalnie) przeciwnik pozwolił mu jasno zadeklarować swoje podejście do kluczowych kwestii i zacząć walkę o elektorat tradycyjnego centrum, a nawet o prawicę.
Choć w tym ostatnim przypadku odebrać mu go może co najwyżej Krzysztof Bosak, którego wyborców trzeba tylko skłonić do tego, by w drugiej turze wyborów nie zostawali w domu, ale zagłosowali na mniej wyrazistego, ale jednak gwarantującego zachowanie światopoglądowego status quo obecnego prezydenta.
Karta Rodziny. Celny strzał polityczny
Mocne postawienie na rodzinę i zapewnienie o tym, że społeczne transfery (zagwarantowane Polakom na taką skalę dopiero przez rządy Zjednoczonej Prawicy) będą kontynuowane, jest szczególnie w sytuacji kryzysu ekonomicznego, który dotyka już wielu rodzin, niezwykle istotne. I to nie tylko wyborczo, choć niewątpliwie ma to także swoje znaczenie, ale także egzystencjalnie dla wielu - także średnio zarabiających, a obecnie znajdujących się w trudnej sytuacji - rodzin.
To celny strzał polityczny, bowiem prezydent może przypominać, że ani lewica, ani Platforma Obywatelska - choć obie formacje (w różnych konstelacjach) już rządziły - nie dokonały nigdy transferów socjalnych i wsparcia rodziny na taką skalę. Kryzys oraz związane z nim lęki tylko wzmacniają ten komunikat.
Politycznie i ideowo oczywistym z perspektywy wyborczej jest także mocny nacisk na obronę tradycyjnej - gwarantowanej, co przypomniał prezydent Andrzej Duda, przez polską konstytucję - definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny.
Zobacz też: Karta Rodziny Andrzeja Dudy. Grzegorz Schetyna: Kartę Rodziny podpisał ponad 6 lat temu Bronisław Komorowski
Dla wyborców centrum i prawicy (a także części centrolewicowych), nie tylko starszego, ale i młodszego pokolenia pomysł, by cokolwiek zmieniać w tej kwestii, jest nieakceptowalny. Zaś opowieści Rafała Trzaskowskiego o marzeniu, jakim miałoby być dla niego udzielenie ślubu cywilnego parze homoseksualnej, to raczej "czarny sen", niż marzenie, na którego realizację oczekują. A skoro tak, to tym drobnym zapewnieniem można utwierdzić ich w dotychczasowym wyborze, szczególnie że pozostali kandydaci prezentują o wiele bardziej miękką linię w tej sprawie.
Inni wyborcy, i to nawet ci, którzy ostatecznie nie mieliby nic przeciwko tej zmianie, w większości skupieni są obecnie na przeżyciu, zachowaniu pracy czy działalności, a nie na realizacji agendy światopoglądowej liberalnej lewicy. Istnieje oczywiście grupa, dla której te tematy są ważne, ale nie wydaje się, żeby akurat o te głosy prezydent mógł się ubiegać, nawet gdyby karty nie podpisał.
Karta Rodziny. Absurdalne zarzuty o homofobię
Zarzut, że odrzucenie możliwości zmiany prawa to homofobia, jest - nie tylko obiektywnie, ale także dla większości wyborców - absurdalny. Tak się bowiem składa, że zmiana definicji małżeństwa w niczym nie poprawia sytuacji osób homoseksualnych, a jest jedynie hasłem propagandowym, którego celem jest głębsza reforma życia społecznego.
Małżeństwo - a jest to jedna z nielicznych jego cech niezmiennych, bo inne się zmieniają - jest związkiem kobiety i mężczyzny, opartym na komplementarności płciowej i ukierunkowanym do prokreacji. I tak się składa, że związek dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet tej definicji nie spełnia. Uznanie, że wszystkie (także te, które akceptowały homoseksualizm) cywilizacje się mylą, a rację ma niewielka w sumie część obecnej ludzkości opierająca się na politycznie zinterpretowanych danych części nauk, jest zwykłą intelektualną pychą.
Trudno też nie zadać pytania, dlaczego - jeśli dla niewielkiej grupy osób LGBT zmieniamy definicje rodziny - to nie mamy wprowadzić, obecnej w wielu kulturach i akceptowalnej w nich poligamii czy poliamorii, dla jeszcze bardziej postępowych zwolenników LGBT? To, że teraz w Polsce nie ma takich postulatów, w niczym nie zmienia faktu, iż w innych krajach już się pojawiły.
A jeśli raz zacznie się gmerać przy rozumieniu rodziny, to niewiele z niej zostanie. Naprawa zaś tego, co zostało zniszczone, bo wiedziało się lepiej niż wszyscy przed nami, jest zaś zazwyczaj o wiele trudniejsza, niż ochrona tej wartości. I z tej perspektywy decyzja prezydenta jest więc słuszna.
Jeśli więc coś można programowi Andrzeja Dudy zarzucić - to jedynie to, że został on przyjęty zbyt późno, a jego część koalicja Zjednoczonej Prawicy mogła już dawno zrealizować. Ale to już zupełnie inna historia.
Tomasz P. Terlikowski dla WP Opinie