Teraz pustka

Masochistyczni miłośnicy wojennych ruin i domów zwalonych trzęsieniem ziemi nie muszą jeździć po świecie, by sycić oczy widokiem zniszczeń. W Polsce bliżej i bezpieczniej znajdą kilometry zdewastowanych budowli.

Bogdan Gieburowski ma dość ośrodków wypoczynkowych. Nie dlatego, że nie lubi wypoczywać. Lubi. Ale ośrodki go dręczą i męczą. Gieburowski, jako zastępca dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, dostał w spadku po PRL kilkadziesiąt ośrodków wypoczynkowych. W latach 70. i 80. były budowane dla robotników Górnego Śląska. Wtedy same luksusy: baseny, muszle koncertowe, ścieżki zdrowia, place zabaw, kawiarnie, restauracje. Ośrodki powstały w lasach graniczących od południa z górnośląską aglomeracją, niedaleko dużych osiedli mieszkaniowych. - Tak, żeby po pracy można było wyskoczyć do ośrodka na małe piwko - tłumaczy Gieburowski. - Nadeszły nowe czasy i kopalnie, huty zaczęły porzucać ośrodki. Life is brutal - wzdycha.

Obiekty popadają w kompletną ruinę. Są rozkradane, zarastają chwastami. Obraz nędzy i rozpaczy ciągnie się przez kilkadziesiąt kilometrów. - Jak w Czeczenii - ryzykownie porównuje Gieburowski. Ruiny nie należą do leśników, ale należy do nich grunt, za który muszą płacić podatki.

Z podobnym utrapieniem od lat zmaga się Czesław Bułka, wójt małej gminy Porąbka spod Bielska-Białej. Utrapienie nazywa się Ośrodek Wypoczynkowy HPR, niegdyś najnowocześniejszy w Polsce, dziś - oczywiście - kompletna ruina.

Widok ze szkieletu

Nazwiska dyrektora Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego z Katowic, który 30 lat temu wpadł na pomysł budowy zakładowego ośrodka wypoczynkowego w Porąbce, nikt już nie pamięta. Jego szczęście, bo należałoby go teraz wysłać na wypoczynek do byłego cudu PRL. - Stać ich było, HPR to było najbogatsze przedsiębiorstwo w Polsce. Za remonty pieców hutniczych brali ogromne pieniądze - tłumaczy wójt Bułka. U zbocza góry Żar wyrósł kompleks, którego główną częścią był wysoki na osiem pięter hotel. A w nim sauny, baseny, kręgielnie, gabinety odnowy biologicznej, korty tenisowe, dyskoteki, wyciąg narciarski. - Wszystko z najlepszych materiałów. I ekologiczne: by nie truć, zainstalowali ogrzewanie elektryczne. Jak przyjeżdżali goście z Zachodu, oczy otwierali ze zdumienia na ten przepych - opowiada wójt.

Pierwsi do dewastacji budynku przyczynili się zomowcy, którzy mieszkali w nim podczas stanu wojennego. Miejscowi opowiadają, że po nafaszerowaniu się jakimś paskudztwem milicjanci demolowali wszystko, co wpadło im pod rękę (lub nogę).

Katastrofą skończyła się też prywatyzacja ośrodka - jedna z pierwszych w Polsce. Właściciel kupił budynki, by na ich hipotekę zaciągać niespłacane potem kredyty. Następnie w ośrodku zawitali złodzieje. - Płyty marmurowe, boazerie... Wszystko rozkradli - mówi wójt.

Dziś z głównego budynku został szkielet, który ma jeden atut - roztacza się z niego przepiękny widok na okolicę. Być może za parę lat będą mogli go podziwiać nie tylko złomiarze i ciekawscy, ale również turyści. Dużą część ośrodka udało się odebrać właścicielowi, a wójtowi Porąbki marzy się generalny remont: - Oby się udało, bo aż szkoda na tę ruinę patrzeć.

Cisza kłuje

Porzucone ośrodki wypoczynkowe na Górnym Śląsku, a w zachodniej i południowej Polsce - zrujnowane budowle wielkoprzemysłowe i militarne, które teraz przeważnie należą do samorządów. Leżą w okolicach, gdzie przemysł kwitł latami, a jak grzyby po deszczu rosły radzieckie bazy wojskowe.

Do dziś próżno szukać na mapie Polski miasteczka Kłomino. Położone jest na skraju województwa zachodniopomorskiego, 12 kilometrów od Bornego-Sulinowa.

Pierwsze wrażenie po wjeździe do Kłomina jest znakomite: wpadamy na wyremontowany blok, w którym mieszkają leśnicy. Ale dalej tablica ostrzega przed otwartymi studzienkami kanalizacyjnymi. Wokół rozkradzionych na złom wlotów studzienek ciągnie się miasto widmo - czteropiętrowe bloki z wielkiej płyty oraz jedno-, dwukondygnacyjne budynki pamiętające Wehrmacht.

W czasach świetności w Kłominie (wówczas nosił nazwę Gorodok, czyli Gródek) mieszkało około 15 tysięcy ludzi. Dziś cisza aż kłuje w uszy. - Najpierw Rosjanie wywieźli, co się dało, potem poszło wszystko, co metalowe. Teraz rozbierane są całe domy i ulice, bo bruk, cegła czy dachówka to cenny budulec - mówi Tadeusz Wojewódzki z urzędu miasta i gminy w Bornem-Sulinowie. Jeden budynek - niemieckiego kasyna oficerskiego - rozebrali sami Rosjanie w 1945 roku. Kilka lat później materiały z rozbiórki pojechały ponoć do Warszawy i dziś cegły z kasyna mają być częścią Pałacu Kultury i Nauki.

Myśliwy w areszcie

Gdy Kłomino było jeszcze Gródkiem, część jego mundurowych mieszkańców służyć miała w pobliskiej bazie rakietowej w Brzeźnicy. Położoną w lasach bazę przez lata otaczała tajemnica i potrójne ogrodzenie z drutu kolczastego pod napięciem.

Dziś z miasteczka (bloki, kino) zostały tylko potężne silosy w kształcie żelbetowych cygar, skrywające ponoć kiedyś wyrzutnie z rakietami międzykontynentalnymi. Są atrakcją turystyczną okolicy, przyciągają legendą, jakoby wyposażone w głowice jądrowe rakiety wystrzeliwano stamtąd aż za Ural.

Pozostałości innej bazy znajdują się około 200 kilometrów na południowy zachód od Brzeźnicy, w lasach w pobliżu Sulęcina w Lubuskiem. O ile jednak w Brzeźnicy dowodów na obecność broni jądrowej brak, o tyle w Sulęcinie wszystko jest jasne - był tam magazyn głowic jądrowych.

Głowice leżały w dwóch potężnych, skrytych pod ziemią bunkrach. Choć wejście do jednego jest teraz zasypane gruzem, to ich wnętrza polskie wojsko wolało zachować - tak na wszelki wypadek. Są więc metalowe schody prowadzące do magazynów, suwnice, którymi kiedyś przenoszono głowice, rury wentylacyjne i żyrandole, w których wciąż tkwią żarówki.

- Choć żyliśmy z Rosjanami w symbiozie, to nikt nie miał prawa zbliżyć się do tego miejsca - wspomina major Krzysztof Szczechowiak z jednostki wojskowej w pobliskim Wędrzynie. - Na wieżyczkach czuwali wartownicy, do tego zainstalowano tam supernowoczesne systemy alarmowe - opowiada major. Pamięta, że nieostrożni grzybiarze czy, co gorsza, uzbrojeni myśliwi za gapiostwo płacili pobytem w radzieckim areszcie.

Szubienica za romans

70 kilometrów dalej na południe straszą budynki byłej niemieckiej fabryki materiałów wybuchowych. Wybudowana tuż przed II wojną światową, w lesie między Nowogrodem Bobrzańskim a Lubskiem, była jednym z największych zakładów zbrojeniowych w Europie. Należała do Dynamit-Aktien Gesellschaft, która wcześniej nazywała się Alfred Nobel & Spółka - od nazwiska założyciela, wynalazcy dynamitu i fundatora słynnej nagrody. Stefan Jasiński, emerytowany wojskowy, który historię fabryki ma w małym palcu, twierdzi, że właśnie przez pamięć o Noblu fabryka nigdy nie została zbombardowana przez aliantów.

Zakład był olbrzymi: na 35 kilometrach kwadratowych postawiono około tysiąca obiektów, w których pracowało ponad trzy tysiące robotników. Samo ogrodzenie miało 16 kilometrów długości. Aż do końca wojny produkowano tam granaty, pociski, bomby i przeciwczołgowe pancerfausty wypełniane wytwarzanym na miejscu prochem, dynamitem i trotylem.

Dziś uwagę zwracają dwa niskie kominy zakładowej elektrociepłowni oraz kilkupiętrowe silosy (tym razem na chemikalia) z grubymi na dwa metry ścianami.

Do niedawna na terenie zakładu stała drewniana szubienica, na której hitlerowcy powiesili jednego z przymusowych robotników - była to kara za romans z Niemką, pracownicą kantyny. - Coś takiego powinno być reklamą Nowogrodu - Stefan Jasiński ma na myśli całą fabrykę. - Ale wszystkie prośby do władz miasta spływają po nich jak woda po kaczce.

Trzęsienie w cementowni

Według danych Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Rewindykacyjnych (skupia byłych właścicieli i ich spadkobierców) na terenie kraju jest około tysiąca opuszczonych zakładów przemysłowych. To jednak na pewno nie wszystko, bo organizacja liczy tylko budowle, które znacjonalizowano po wojnie.

Jeden z takich upaństwowionych zakładów stoi w Będzinie. To graniczące z Sosnowcem i Dąbrową Górniczą 60-tysięczne miasto znane jest głównie z gotyckiego zamku, który zbudował Kazimierz Wielki. Ale mało kto słyszał o jednej z najstarszych na świecie cementowni. Wzniesiona w połowie XIX wieku produkcję zakończyła w 1979 roku - wyrządzone przez kopalnię Grodziec szkody górnicze zbyt nadwerężyły jej konstrukcję. Ale to dzięki destrukcyjnej działalności złodziei zabytkowa cementownia wygląda dziś jak po bombardowaniu.

W potężnych, zbudowanych z kamienia silosach (tu na cement) gmina widziałaby galerie sztuki prowadzone przez prywatnych galerników. Nad silosami górują kominy, które wyrzucały z siebie setki ton trujących pyłów. Przez lata pył pokrył grubą warstwą siatki w oknach cementowni. Powstało coś na kształt twardych jak kamień żelbetowych krat.

Cementowania młodsza o kilkadziesiąt lat (co teraz trudno zauważyć ze względu na zniszczenia) położona jest w niedalekim Jaworznie. Tylko żelbetowe magazyny klinkieru mają się tam całkiem nieźle - wzniesione na początku XX wieku są jednymi z najstarszych tego typu konstrukcji na świecie. Przed wojną jaworznicka cementownia była największym i najnowocześniejszym tego typu zakładem w Europie. Cementu z niej użyto między innymi do budowy kolei linowej na Kasprowy Wierch, a w czasie okupacji do wzniesienia kwatery Hitlera w Kętrzynie. Ostatnio cementownia służyła za scenografię do filmu katastroficznego o trzęsieniu ziemi w San Francisco. I na razie to jedyny realny pomysł na wykorzystanie pokrywających Polskę ruin.

Wybrane dla Ciebie
Odtrąbiono sukces. Izrael: zabiliśmy kluczowego członka irańskich sił
Odtrąbiono sukces. Izrael: zabiliśmy kluczowego członka irańskich sił
Zmarła po zatruciu czadem. Pomocy potrzebowali też ratownicy
Zmarła po zatruciu czadem. Pomocy potrzebowali też ratownicy
Tam wylądowały balony przemytnicze. Nowe informacje
Tam wylądowały balony przemytnicze. Nowe informacje
Tyle wydało miasto na oświetlenie ulic Warszawy w najdłuższą noc w roku. Są dane
Tyle wydało miasto na oświetlenie ulic Warszawy w najdłuższą noc w roku. Są dane
Pożar na A2. Spłonęła naczepa z owocami
Pożar na A2. Spłonęła naczepa z owocami
Oblała syropem rosyjskiego ambasadora w Warszawie. Moskwa podejmuje kroki
Oblała syropem rosyjskiego ambasadora w Warszawie. Moskwa podejmuje kroki
Strzelanina pod kołem podbiegunowym. Policja nie ujawnia motywów sprawcy
Strzelanina pod kołem podbiegunowym. Policja nie ujawnia motywów sprawcy
Rozmowy pokojowe w Watykanie? Nuncjusz w Ukrainie mówi wprost
Rozmowy pokojowe w Watykanie? Nuncjusz w Ukrainie mówi wprost
Koszmar w Hiszpanii. Polacy podejrzani o brutalne zabójstwo Niemców
Koszmar w Hiszpanii. Polacy podejrzani o brutalne zabójstwo Niemców
Napięcia na granicach Polski i w relacjach Chiny-USA [SKRÓT DNIA]
Napięcia na granicach Polski i w relacjach Chiny-USA [SKRÓT DNIA]
Dostali informację, że samochód spadł z wiaduktu. Prawda była inna
Dostali informację, że samochód spadł z wiaduktu. Prawda była inna
Dania wyśmiewa Trumpa ws. Grenlandii. "Zaczniemy kupować stany"
Dania wyśmiewa Trumpa ws. Grenlandii. "Zaczniemy kupować stany"