"Te słowa były haniebne i raniące nie tylko dla Żydów"
Słowa unijnej komisarz Viviane Reding porównujące los Romów we Francji do tragedii II wojny światowej były haniebne i raniące nie tylko dla Żydów, ale dla wszystkich, dla których zagłada była wielkim dramatem - ocenił prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
Przez półtorej godziny Sarkozy rozmawiał na żywo z francuskimi dziennikarzami na antenie stacji France 2, Canal+ i TF1. Pytania dotyczyły wszystkich aktualnych kwestii, w tym przede wszystkim zmian przeprowadzonych dwa dni wcześniej w gabinecie Francois Fillona oraz priorytetów prezydenta do końca jego kadencji w 2012 roku.
Sarkozy bronił francuskiej polityki imigracyjnej, w tym masowego likwidowania obozów romskich i odsyłania ich mieszkańców do Rumunii i Bułgarii.
W tym kontekście prezydent powrócił do głośnych słów unijnej komisarz ds. praw podstawowych i sprawiedliwości Viviane Reding, która we wrześniu porównała niedawną akcję usuwania Romów z Francji do prześladowań z czasów II wojny światowej. Wywołało to oburzenie Paryża i zaogniło jego ostry spór z Komisją Europejską. Sarkozy określił te słowa Reding jako "haniebne i raniące nie tylko dla naszych rodaków pochodzenia żydowskiego, ale dla tych wszystkich, którzy przeżyli Shoah jako dramat XX wieku".
Prezydent podkreślił, że "nie ma żadnej stygmatyzacji" ludności romskiej ze strony Paryża. Dodał, że Francja będzie nadal regulowała "napływ imigracji", gdyż inaczej nie poradzi sobie z integrowaniem przybyszy z innych krajów.
W wywiadzie prezydent zaprzeczył także, by kiedykolwiek zajmował się "szpiegowaniem dziennikarzy" w związku z aferą korupcyjną Bettencourt, co zarzucał mu ostatnio tygodnik satyryczny "Le Canard Enchaine". W aferze Bettencourt o korupcję i konflikt interesów podejrzewa się byłego już ministra pracy Erica Woertha.
- Nigdy, w żaden sposób, nie zajmuję się telefonami, miejscem (spotkań) czy spotkaniami francuskich dziennikarzy - powiedział prezydent.
Wyjaśnił też, że nadal ma zaufanie do Woertha, odwołanego w ramach niedzielnej rekonstrukcji francuskiego rządu. Sarkozy dodał, że minister pracy odszedł na własną prośbę, gdyż uznał, że "łatwiej mu będzie się bronić przed sądem, jeśli opuści to stanowisko".
Szefa państwa pytano też, skąd biorą się jego rekordowo niskie notowania w sondażach - według tych najbardziej korzystnych poparcie dla niego nie przekracza 35%. - To normalne, że w okresie kryzysu prezydent, który ponosi odpowiedzialność, skupia na sobie niepokój i gniew - odparł Sarkozy, nawiązując m.in. do niepopularnej reformy emerytalnej.
Indagowany, czy będzie ubiegał się o reelekcję, szef państwa odparł, że decyzję tę podejmie "jesienią 2011 roku".
Sarkozy odpowiadał też na liczne pytania dotyczące priorytetów rządu w następnych miesiącach, m.in. reformy systemu podatkowego, finansowania opieki nad emerytami oraz zmniejszenia bezrobocia wśród ludzi młodych i seniorów. W sprawach zagranicznych prezydent zaznaczył, że chce się skupić na rozpoczętym właśnie przewodnictwie Francji w grupie G20, a następnie przejęciu przez to państwo sterów grupy G8.