Tarcza antyrakietowa w Polsce. USA stawiają w Europie "mur" przeciwko Iranowi, ale to Rosja czuje się zagrożona
• W 2018 roku w Redzikowie (woj. pomorskie) powstanie tarcza antyrakietowa
• Będzie elementem systemu przeciwrakietowego USA i państw NATO
• Według USA rozmieszczenie instalacji to odpowiedź na program rakietowy Iranu
• Mimo zapewnień USA, Rosja widzi w tarczy zagrożenie swoich interesów
16.05.2016 | aktual.: 16.05.2016 20:11
Instalacja w Redzikowie, która ma być gotowa w 2018 roku, będzie elementem European Phased Adaptive Approach, trzeciej fazy amerykańskiego sytemu przeciwrakietowego. Bliźniacza baza już funkcjonuje w Deveselu w Rumunii, jej częścią jest także radar wczesnego ostrzegania w Turcji oraz okręty na Morzu Śródziemnym i infrastruktura w hiszpańskiej bazie Rota.
Sprzęt, który Amerykanie sprowadzą do Polski, ma być czymś w rodzaju "okrętu lądowego". W Redzikowie staną bowiem komponenty systemu AEGIS, znanego z amerykańskich niszczycieli rakietowych. Technologia przyleci do Polski z USA i zostanie złożona w bazie w miejscowości pod Słupskiem, stąd stosunkowo nieodległy termin oddania do użytku. AEGIS w wariancie lądowym zastąpił planowany jeszcze za czasów George'a W. Busha, Ground-Based Midcourse Defense (GMD), który pod względem wymaganej infrastruktury (m. in. silosy) jest bardziej skomplikowany.
Jak to działa?
Lądowy AEGIS jest wzorowany na rozwiązaniach z okrętów Arleigh-Burke. Już sam budynek, w którym będą pracowali operatorzy systemu, przypomina nadbudówkę okrętu. Jeśli przyjrzymy się w sprzętowi, który trafi do Redzikowa, okaże się, że bliźniaczy znajduje się na niszczycielach Arleigh Burke. W województwie pomorskim pojawi się radar AN/SPY-1 - podstawowe narzędzie do obserwacji powierzchni morza i przestrzeni powietrznej amerykańskich niszczycieli rakietowych, system kierowania MK 99 oraz pionowe wyrzutnie Mark 41 VLS wraz z pociskami antybalistycznymi SM-3.
Moskwa chwali się, że ma w arsenale takie pociski, które skutecznie znajdą wyłom w amerykańskiej konstrukcji. Prof. Krzysztof Kubiak sądzi, że nie są to deklaracje bez pokrycia. - Ten system nie ma możliwości zwalczania obiektów aerodynamicznych, czyli samolotów, ale też pocisków manewrujących, przemieszczających się na niskim pułapie. Dlatego, choć brzmi to jak masło maślane, kongres USA już zobowiązał siły zbrojne do rozpoczęcia prac studyjnych prowadzących do zapewnienia obrony przeciwlotniczej instalacji przeciwrakietowej. Niewiele jest bowiem systemów o charakterze całkowicie uniwersalnym - mówi ekspert ds. bezpieczeństwa w rozmowie z WP.
Najnowsza wersja pocisków SM-3 w wariancie Block IIA rozwija prędkość ponad 16 tys. kilometrów na godzinę, przy pułapie antybalistycznym wynoszącym ok. 600 km.
Zanim ta maszyneria w Polsce pójdzie w ruch, do akcji wkroczą inne elementy parasola antyrakietowego NATO. Na start wrogiej rakiety powinny zareagować satelity USA, które przekażą informacje do systemów obronnych. Radar umieszczony w Turcji precyzyjnie zlokalizuje rakietę balistyczną, a amerykańskie centrum dowodzenia w niemieckiej bazie w Ramstein określi, co jest celem w ataku oraz które instalacje znajdują się w zasięgu, by stawić czoła zagrożeniu.
Antyrakieta SM-3 ma możliwość częściowej korekty kierunku w trakcie lotu. W praktyce daje to możliwość wystrzelenia pocisku z Redzikowie, jeszcze zanim operatorzy otrzymają komplet danych potrzebnych do precyzyjnego strącenia. Ostatnich zmian można dokonać już w powietrzu. Dokładne określenie trajektorii wrogiej rakiety jest kluczowe, bo nawet najmniejsza pomyłka będzie oznaczała pudło. Operatorzy i komputery nie mogą sobie pozwolić na błędy, bo w przypadku nieudanego zestrzelenia, prawie na pewno nie będzie drugiej szansy.
"Okienko", w którym możliwe jest zestrzelenie, trwa najwyżej klika minut i z racji tego, że w grę wchodzą prędkości kilku-, a nawet kilkunastu tysięcy kilometrów na godzinę, ponadatmosferyczne wysokości i niewielkie rozmiary celów, proces musi być przeprowadzony nie tylko szybko, ale i precyzyjnie.
Dzisiejszy kształt systemu AEGIS jest efektem całych dekad prac, a jego początki sięgają jeszcze prezydentury Ronalda Reagana. Od września 1997 roku do października 2015 roku przeprowadzono 41 testów, z czego 33 zakończyło się sukcesem, siedem porażką, a rezultaty jednego były mieszane (części celów nie udało się strącić). Przy czym ostatnie dziewięć prób z lat 2013-2015 kończyło się powodzeniem.
Prof. Kubiak zwraca uwagę, że konstrukcja osiągnęła już "wysoki poziom dojrzałości technicznej", ale ma pewien mankament. - Jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę rakiet rozmieszczonych w Polsce, Rumunii czy nawet na okrętach na Morzu Śródziemnym, to dojdziemy do wniosku, że system może zwalczać uderzenia przeprowadzone na relatywnie małą skalę i to przede wszystkim wymierzone w USA. W przypadku konfliktu o dużej intensywności, gdzie pocisków jest kilkadziesiąt lub nawet więcej, według upublicznionych specyfikacji, system nie zdoła ich obsłużyć, choćby ze względu na zbyt małą liczbę antyrakiet - ocenia ekspert.
W Polsce radość, w Rosji czujność
Politycy z obozu władzy nie mają wątpliwości, że tarcza antyrakietowa do korzystny element w krajobrazie obronnym Polski. - System obrony przeciwrakietowej wzmocni bezpieczeństwo Polski - mówił podczas piątkowych uroczystości rozpoczęcia budowy bazy w Redzikowie prezydent Andrzej Duda. Podkreślał, że "zasadniczy cel inwestycji" to "chronić niebo nad Europą przed jakimkolwiek atakiem rakietowym", więc tym samym jest dla niego jasne, że sama tarcza nie jest wymierzona w kogokolwiek, bo jest "ukierunkowana na bezpieczeństwo".
W podobnym tonie wypowiadał się szef resortu obrony, Antoni Macierewicz. Zapewniał, że "nigdy i w żadnej mierze" wysiłki podjęte, by w Polsce powstały elementy tarczy, "nie miały na celu jakiegokolwiek działania agresywnego wobec kogokolwiek".
Entuzjazm związany z pomysłem tarczy antyrakietowej nie charakterystyczny tylko dla obecnie rządzącej partii. Prof. Kubiak - w przeciwieństwie do klasy politycznej - jest jednak ostrożniejszy w postrzeganiu bezpieczeństwa w kontekście nowej instalacji. - Nie da się odpowiedzieć czy tarcza jednoznacznie zwiększa bezpieczeństwo Polski, czy wręcz przeciwnie, bo kwestie bezpieczeństwa są wieloaspektowe - ocenia. - W zasadzie od czasu wstąpienia do NATO nasze kręgi kierownicze - i w tej materii jest daleko idąca zgoda - uważały obecność amerykańskich instalacji na naszym terytorium za jedną z gwarancji bezpieczeństwa - dodaje prof. Kubiak.
Ekspert dodaje jednak, że stała obecność instalacji USA w naszej części świata "niewątpliwie buduje zupełnie inną jakość". - Zrywa honorowanie zobowiązań wobec Rosji z czasów, gdy NATO było rozszerzane. Wówczas mówiono, że w nowych krajach Sojuszu nie będą rozmieszczane stałe instalacje. Trzeba jednak zauważyć, że zobowiązania pochodzą z zupełnie innej rzeczywistości międzynarodowej - ocenia.
Z kolei Robert Work, zastępca sekretarza obrony w USA, mówił na uroczystości w Redzikowie, że tarcza nie będzie mogła w pełni skutecznie zwalczać pocisków z Rosji, bo jest umiejscowiona albo zbyt blisko jednych, albo zbyt daleko innych stanowisk rakietowych. Przedstawiciel Pentagonu zaznaczył, że system jest skrojony pod Teheran, a nie Moskwę.
Zdaniem prof. Kubiaka, takie postawienie sprawy nie do końca oddaje specyfikę problemu. - Nie chciałbym się odnosić do Iranu, za to przytoczę tzw. paradoks bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo jest kategorią o charakterze skrajnie subiektywnym. Dlatego nieistotne, czy tarcza jest, czy nie jest wymierzona w Rosję. Czynnikiem konstytuującym jest to, jak Rosjanie ją postrzegają, a w tym wypadku wyraźnie widzą w niej zagrożenie swoich interesów - podsumowuje.