Tanie jabłka robią furorę. "Mamy pana z Mazur, który sam zbiera 400 kg"
- Przyjeżdżają rodziny z dziećmi, ale także goście z różnych zakątków świata. Niektórzy jadą przez całą Polskę, żeby kupić nasze jabłka - chwalą się sadownicy z okolic Grójca w województwie mazowieckim, którzy organizują samozbiory.
Idea samozbiorów nie jest nowością, ale w 2025 r. zjawisko zyskało na popularności. W skrócie - rolnicy udostępniają swoje pola i sady, a chętni samodzielnie zbierają warzywa i owoce. Rolnik omija pośredników i dostawców - w efekcie może zaoferować cenę niższą niż w sklepach, jednocześnie zarabia więcej, niż gdyby oddał plony do skupu.
- Nasze gospodarstwo jest ekologiczne. Ekologiczne jabłka przemysłowe (trafiające na przetwory - red.) skupowane są w cenie 1,20-1,30 zł za kilogram, a deserowe (trafiające do bezpośredniej sprzedaży na sztuki - red.) od 1,80 do 2,00 zł za kilogram. Produkcja ekologicznych jabłek jest droższa niż zwykłych - w dobrym sezonie nieco zarabiamy, ale w słabszym wychodzimy zazwyczaj na zero - mówi Artur Jagielliński, sadownik spod Warki.
- W sklepie kilogram jabłek ekologicznych kosztuje około 10 zł lub więcej. Za zwykłe trzeba zapłacić około 6-7 zł - opisuje sadownik. I zachwala, że u niego można zjeść jabłka prosto z drzewa, a sklepowe - zanim trafią do konsumenta - leżą kilkanaście dni w chłodniach i transporcie wśród innych warzyw oraz owoców, przez co tracą swój smak i zapach.
Po tanie jabłka przyjeżdżają z całej Polski. "Sam zbiera 400 kg"
"Sytuacja producentów jabłek pogarsza się od lat"
Pan Artur gospodarstwo sadownicze prowadzi razem z małżonką. Łącznie mają około 16 hektarów sadów. W zbiorach pomaga im rodzina, zatrudniają też pracowników. Ich jabłka trafiają głównie za granicę, są przetwarzane też na musy, soki i przetwory.
- Koszty pracowników rosną, coraz trudniej znaleźć kogoś, kto chce się podjąć tej pracy. Do tego dochodzą podatki, a jabłka kosztują tyle samo, co kilka lat temu. Nam jest trudniej, bo mamy jabłka ekologiczne, które wymagają odpowiedniej pielęgnacji. Trudno jest wyhodować ładne, czyste jabłko - wymienia żona pana Adama, Zuzanna Jagiellińska.
- Dla nas oczywiście lepiej jest sprzedawać jabłka podczas samozbiorów, ale na ten moment to tylko około jeden proc. sprzedaży. Mamy duże gospodarstwo, nie możemy polegać tylko na detalu i musimy sprzedawać hurtowo. Sytuacja producentów jabłek pogarsza się od lat, do tej pory żadnemu rządowi nie udało się jej poprawić. Skupy, sortownie i przetwórnie zawsze mają przewagę - podsumowuje pan Artur.
Samozbiory w sadzie pod Warką odbywają się cyklicznie od kilku lat. Małżeństwo oferuje jabłka w cenie 5 zł za kilogram.
- Wyszliśmy z założenia, że samozbiory będą takim dodatkiem do naszej działalności. Przyjeżdżają do nas głównie rodziny z dziećmi. Dla dzieciaka możliwość zerwania jabłka prosto z drzewa to frajda i możliwość poznania świata. Co ciekawe, oprócz Polaków, mamy też gości obcojęzycznych - z Indii, Azji, Wielkiej Brytanii, a nawet z Brazylii. Przyjeżdżają nie tylko po owoce, ale żeby poznać naszą pracę, czy dowiedzieć się, jak ochraniamy drzewa - kończy pani Zuzanna.
"Mamy pana z Mazur, który sam zbiera 400 kg"
Po drugiej stronie powiatu, w Marysinie, znajduje się sad państwa Omen. To kolejne małżeństwo sadowników, z którym rozmawiamy.
- Samozbiory to mały procent naszej sprzedaży. To raczej przyjemność, że ludzie przyjadą, nazbierają sobie jabłek. Czasami są całe wycieczki, ogniska, pikniki, w skrócie - frajda - słyszymy od pana Pawła.
- Mamy wielu stałych klientów. Dzieciaki, które przyjeżdżały w nosidełkach, dziś już wyrosły. Wczoraj (w niedzielę - red.) mieliśmy w sadzie z 10 rodzin. Niektórzy przyjeżdżają po 5 kg jabłek, a są tacy, co i 300 kg za jednym razem biorą - kontynuuje Paweł Omen.
- Mamy pana z Mazur, który przyjeżdża większym autem i sam zbiera 400 kg. Kiedyś przyjechał do nas mężczyzna i zachwycał się starym motorem WKS, który mamy w garażu. Pozwoliłem mu go odpalić. On pojechał, a żona mi powiedziała, że to pilot dreamlinera - opowiada sadownik.
"Jabłko od chłopa jest kupowane za ułamek ceny"
Mężczyzna przyznaje, że jego sad nie jest duży, a w 2025 r. ponad 70 proc. zbiorów zostało uszkodzonych przez wiosenne przymrozki. Sadownik sprzedaje jabłka przemysłowe, które potem przerabiane są na soki. Jak twierdzi, w skupie ich cena to 65 groszy + VAT za kilogram.
- Ciężko jest. Tutaj ze wsi jabłko od chłopa jest kupowane za ułamek ceny, jeżeli porównać z ceną w sklepie. Wiem, że to wynika z długiego łańcucha dostaw. Wiadomo, teraz sortownie sortują i każdy musi zarobić, ale ostatecznie chłop nawet połowy nie dostaje za jabłko. Na samozbiorach za nasze jabłka bierzemy 2 zł za kilogram, ale to nadal mały ułamek sprzedaży - podsumowuje.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski