Tam słoik odchodów na tablicy nie jest newsem dnia
Polityka jest jeszcze możliwa. Jest taki kraj, gdzie słoik odchodów na tablicy żałobnej czy nielegalna hurtownia kebabu pod dworcem nie muszą stawać się newsem dnia. Oto bowiem brytyjscy koledzy ministra Rostowskiego wzięli się ostro do roboty. Z wdziękiem wczesnego Blaira i determinacją późnej Margaret Thatcher, Partia Konserwatywna zaczęła radosny demontaż państwa opiekuńczego - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Michał Sutowski z "Krytyki Politycznej".
18.08.2010 | aktual.: 18.08.2010 15:24
Torysi Davida Camerona to taka lepsza Platforma Obywatelska. Z zapleczem ekspertów, silną wolą polityczną, energią – i z koalicjantem, który oprócz kolegów, matek i kochanek szukających posad, ma jeszcze jakąś wizję społeczeństwa. Dobrą czy złą – inna sprawa. Faktem jest, że rządząca na Wyspach od wiosny koalicja zabrała się za liberalne reformy. Warto się im przyjrzeć, gdyż jest to coś bliskiego sennym rojeniom ambitniejszych polityków PO. Jeśli się obudzą – trzeba się będzie bać (i przeciwdziałać). Bo reformy Camerona to prosta droga do nowej cywilizacji nierówności – sprzedanych w ślicznym opakowaniu „postępu”, „sprawiedliwości”, „równych szans” i „władzy dla ludzi z ulicy”.
Talentu brytyjskiemu premierowi nie można odmówić. Przy odziedziczonym po laburzystach deficycie (155 mld funtów!), notowania wciąż rosną, choć torysi otwarcie planują zaaplikować społeczeństwu najpoważniejsze cięcia i oszczędności od czasu... II wojny światowej. Zapowiadają kampanię przeciwko „wyłudzaczom świadczeń socjalnych”, do których ścigania zatrudnią prywatne agencje. Będą cięcia wydatków socjalnych, w edukacji publicznej, ale i w prawie wszystkich resortach – niektórym ministerstwom obetnie się budżety o 25%, będzie także podwyżka VAT-u. A wszystko to w imię gospodarczego wzrostu, „uczciwszego społeczeństwa”, uspokojenia rynków i nerwowych inwestorów. To już było, ktoś powie, Thatcher też obcięła socjal. Zresztą i prawica, i lewica Trzeciej Drogi zgodnie demontowały państwo opiekuńcze.
Rzecz w tym, że Cameron uczy się od obu stron i dodaje sporo od siebie. Stworzył syntezę Blairowskiego PR i Thatcherowskiej logiki cięcia wydatków, gdzie tylko można (bo np. na armię – nie można). W odróżnieniu od byłej premier, która problemy społeczne rozwiązywała przy pomocy wojska, Cameron dokonuje przewrotu w białych rękawiczkach. Nie chodzi tylko o slogany o postępie społecznym – lider torysów nie grzmi już, że „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”. Marzy mu się właśnie „wielkie społeczeństwo”, które przejmie obowiązki administracji centralnej i władz lokalnych. Głośno zapowiada „wyzwolenie energii” zwykłych ludzi, lokalnych pasjonatów w miejsce gnuśnych rządowych urzędasów. Więc w czym właściwie problem? Może Polacy marzą o metamorfozie Donalda Tuska w Davida Camerona? Może i marzą. Wiara narodów w wielkie mistyfikacje nie jest niczym nowym w historii.
Uczciwość (fairness) to jedno ze słów-kluczy propagandy torysów. Rzecz w tym, że ciężar oszczędności rozłożony jest nie do końca... uczciwie. Podwyższony VAT to podatek de facto regresywny (biedniejsi płacą proporcjonalnie więcej ze swych zarobków)
. Nawet rządowi eksperci ostrzegają, że cięcia wydatków spowodują dalszy wzrost nierówności i dotkną przede wszystkim grupy i tak już poszkodowane: ludzi starszych i niepełnosprawnych, samotnych rodziców, studentów, pracujących imigrantów, a zwłaszcza kobiety. Niezależne analizy pokazują np. że to właśnie one poniosą koszt aż 70% oszczędności. Problemem są również efekty długofalowe. Przede wszystkim – postępujący demontaż instytucji zabezpieczenia społecznego. Kampania przeciw „wyłudzaczom” rent i zasiłków to zazwyczaj pierwszy krok uznania wszystkich beneficjentów pomocy państwa za zbędny balast. Zlecenie nadzoru prywatnym firmom, wynagradzanym od głowy znalezionego oszusta oznacza nie tylko kolejną ingerencję w prywatność obywateli. Spowoduje ono, że „wszyscy
będą podejrzani”, w domyśle – wszyscy, którzy pobierają zasiłek. Decentralizacja i „przekazanie władzy ludziom” oznacza przede wszystkim pozbycie się uciążliwych obowiązków, zwłaszcza jeśli nie idą za tym konkretne środki. A swoje „wielkie społeczeństwo” premier Cameron chce finansować z „uśpionych kont”, nienaruszonych od lat wkładów w komercyjnych bankach. Wielkie społeczeństwo – ale za... społeczne (a właściwie prywatne) pieniądze.
Cięcia dotkną też edukacji – obszaru, który ma akurat najwięcej wspólnego z „wyrównywaniem szans”. Po prostu równych szans będzie... trochę mniej. I wreszcie – priorytety. Brytyjski arsenał nuklearny to niemal święta krowa. I choć nie bardzo wiadomo w czyją stronę miałyby lecieć słynne pociski Trident, to namiastka poczucia imperialnej potęgi, fikcyjnej co najmniej od roku 1956, jest dla rządu torysów warta sporo – jakieś 20 miliardów funtów rocznie.
Pomimo dobrego PR Camerona, w Wielkiej Brytanii zaczyna się budzić protest. Do „aktywnego społecznego oporu” wzywa legenda brytyjskiej lewicy Tony Benn, Partia Pracy zaczęła zaś sobie przypominać, że kiedyś, daaaawno temu, broniła słabszych. A co w Polsce? Ponoć Platforma szykuje na jesień ustawowe „przyspieszenie”. Tylko jak tu stawić opór? Leżenie – krzyżem – pod premierowską kancelarią to chyba jedyny dostępny dziś patent.
Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski