Trwa ładowanie...
13-03-2012 17:00

Tam giną małe dzieci - dla nich Polska jest "okupantem"

Masakra śpiących cywilów, w tym dzieci, przez amerykańskiego żołnierza, oddawanie moczu na ciała zabitych rebeliantów, spalenie ksiąg Koranu - skandale, do jakich doszło w ostatnim czasie w Afganistanie, można długo wyliczać. Trudno wyobrazić sobie, co mogłoby lepiej od tych wydarzeń sprzyjać propagandzie talibów i jej narracji o "złych, zdemoralizowanych krzyżowcach, okupujących afgańską ziemię" - pisze Jerzy T. Leszczyński dla Wirtualnej Polski.

Tam giną małe dzieci - dla nich Polska jest "okupantem"Źródło: AFP, fot: Jangir
duyjhx4
duyjhx4

Śmierć kilkunastu afgańskich cywili, zabitych przez oszalałego amerykańskiego żołnierza, wpisuje się w cały ciąg tragicznych i niefortunnych dla sił międzynarodowych wydarzeń, jakie miały miejsce w Afganistanie w ostatnich tygodniach. Przypomnijmy: wpierw ujawniono nagranie wideo, na którym grupa amerykańskich marines bezcześci (w sposób wyjątkowo uwłaczający wyznawcom Allaha) zwłoki poległych talibów. Niedługo później cały Afganistan staje w ogniu gwałtownych protestów po tym, jak w jednej z baz ISAF Amerykanie "utylizują" (paląc nimi w piecu) przedmioty zabrane afgańskim rebeliantom, wśród nich były także egzemplarze Koranu.

W międzyczasie mamy do czynienia z co najmniej kilkoma (bo nie wszystkie są przez dowództwo ISAF ujawniane) przypadkami atakowania żołnierzy zachodnich przez ich towarzyszy broni z afgańskich sił bezpieczeństwa, co znacząco obniża poziom zaufania między sojusznikami i zwiększa napięcie w szeregach sił koalicji. Również kilkukrotnie w tym okresie lotnictwo NATO omyłkowo ostrzeliwuje cele cywilne; giną kobiety i dzieci. Wszystko to zaś dzieje się w sytuacji, gdy talibowie faktycznie już wygrywają trwającą ponad 10 lat wojnę i mogą mieć pewność, że po 2014 roku (gdy ISAF przestanie istnieć) nikt i nic nie powstrzyma ich marszu na Kabul po odzyskanie pełnej władzy w kraju.

Skandale na rękę talibom

To, czego trzeba teraz afgańskim rebeliantom, to jedynie dużo cierpliwości i nieco szczęścia, dzięki któremu zdołają umocnić swoją pozycję propagandowo-medialną, tak w samym Afganistanie, jak i w układzie międzynarodowym. Incydenty, które wstrząsnęły ostatnio afgańską opinią publiczną, doskonale spełniają te warunki. Trudno wyobrazić sobie, co mogłoby lepiej od tych wydarzeń sprzyjać propagandzie talibów i jej narracji o "złych, zdemoralizowanych krzyżowcach, okupujących afgańską ziemię".

Należy przy tym pamiętać, że kampania afgańska coraz wyraźniej przybiera wymiar wojny psychologicznej. Ze względu na popełnione w przeszłości przez Zachód błędy i zaniechania, konflikt ten nie jest już dziś możliwy do rozstrzygnięcia "w polu", środkami militarnymi. Obecnie gra toczy się więc o takie jego polityczne i propagandowe zakończenie, które nie będzie dla USA i NATO oczywistą klęską i które da się jakoś medialnie, PR-owsko przekuć na umiarkowany choćby sukces. W tym strategicznym ujęciu, incydenty z ostatnich tygodni całkowicie niweczą ten aspekt planów Zachodu wobec Afganistanu. Propagandowo nie da się przecież w żaden sposób obronić ani widoku żołnierzy oddających mocz na zwłoki przeciwnika, ani też omyłkowego (czy raczej - bezmyślnego) spalenia świętej księgi muzułmanów.

duyjhx4

Ignorancja Zachodu

Z drugiej strony czego oczekiwać po wojskach koalicji, której żołnierze, szukając w domach Afgańczyków broni czy materiałów wybuchowych, posługują się specjalnie szkolonymi psami? Nie baczą oni na to, że naruszają jedno ze ścisłych religijnych tabu ich mieszkańców, których wiara nakazuje uznawać psa za zwierzę nieczyste. A samo "krzewienie demokracji" w krajach islamskich - czyż nie jest to jawny przejaw buty Zachodu i jego zadufania w sobie? Zmuszanie najpierw Albańczyków z Kosowa, a potem Irakijczyków i Afgańczyków do wybierania minimum 30% kobiet do składu ich parlamentów narodowych stanowi przecież jawne naruszenie tradycyjnych, lokalnych standardów funkcjonowania tych społeczeństw. W takiej sytuacji nie ma się co dziwić, że walkę o "serca i umysły" autochtonów przegrywaliśmy już na samym starcie każdej z dużych operacji militarnych, podejmowanych ostatnio przez Zachód w świecie islamu.

Przykładów błędnego lub będącego efektem ignorancji zachowania można podawać więcej, a wszystkie one świadczą co najmniej o bezmyślności i braku podstawowej wiedzy większości współczesnych Amerykanów i Europejczyków. Są też dowodem na bezsens przystępowania do wojny bez jasnego sprecyzowania jej celów wojskowych i politycznych oraz bez dokładnego określenia, kto jest naszym wrogiem i z kim walczymy. Dzięki m.in. takim postawom nie ma dziś szans na osiągnięcie w Afganistanie militarnego przełomu, dającego podstawy do podyktowania osłabionym talibom warunków pokoju. Teraz, jeśli w ogóle dojdzie do jakichś rozmów "pokojowych", to talibowie będą te warunki dyktować.

Szybsze wycofanie?

Czy właściwą odpowiedzią na nowe problemy Zachodu w Afganistanie będzie szybsze, niż dotychczas planowano, zwinięcie sztandarów i wycofanie się? Należy w to wątpić, bo dokładnie o to chodzi talibom. Problem jednak w tym, że Zachód stracił już do Afganistanu cierpliwość i wolę dalszej walki. Z perspektywy elit politycznych Paryża, Londynu, Berlina, Brukseli, a nawet Waszyngtonu, kampania afgańska jest już z wojskowego i politycznego punktu skazana na klęskę. Może więc tym samym pojawić się silna pokusa, aby siłom ISAF "skrócić mękę" i wycofać się przed datą zakończenia operacji, wyznaczoną w tzw. strategii lizbońskiej z 2010 roku.

Przełomowy będzie szczyt NATO w Chicago w maju tego roku. Jeśli sytuacja ISAF nie poprawi się do tego czasu radykalnie (a na to się raczej nie zanosi), to nie zdziwmy się, gdy zostanie tam przyjęta propozycja skrócenia misji Sojuszu pod Hindukuszem. Kraje NATO, w tym Polska, z ochotą ruszą następnie do wdrażania nowej strategii politycznej, nie zważając, że nijak ma się ona do realiów w terenie. Ale, jak podczas międzyresortowej narady określił to niedawno jeden z prominentnych urzędników z pewnej polskiej Bardzo Ważnej Instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo państwa, jeśli fakty nie pasują do założonej przez NATO i władze RP strategii wobec Afganistanu, to "tym gorzej dla faktów". Nawet wtedy, gdyby miało to oznaczać faktyczną zgodę na powrót sytuacji w Afganistanie do stanu sprzed 2001 roku. Czy w takim razie warto jednak było ponosić przez całą dekadę tyle kosztów i ofiar?

Jerzy T. Leszczyński dla Wirtualnej Polski

duyjhx4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
duyjhx4
Więcej tematów