Tam dla nastolatek ciąża to wyrok śmierci
W ponad 120 krajach, ciąża jest "zabójcą numer jeden" dziewcząt między 15. a 19. rokiem życia. Jeszcze bardziej krwawe żniwo śmierć zbiera wśród noworodków - rokrocznie umiera milion dzieci urodzonych przez nastoletnie matki. Organizacje humanitarne apelują o deklaracje polityczne i środki finansowe na ratowanie tych najbardziej bezbronnych istnień ludzkich.
10.07.2012 | aktual.: 10.07.2012 11:29
Umierają, by dać początek nowemu życiu. Tylko że same się o ten heroizm nie proszą - często nie mają nic do powiedzenia, nawet w takich kwestiach jak zamążpójście czy urodzenie pierwszego dziecka. A przecież same są jeszcze dziećmi...
"To globalny skandal" - tak międzynarodowa organizacja humanitarna Save the Children ("Ocalić Dzieci") podsumowuje wyniki swojego najnowszego raportu. Liczby, które podaje na wstępie, przemawiają do wyobraźni. Przemawiają głosem zbolałym i pełnym goryczy, bo mówią o śmierci młodych dziewcząt i ich nowo narodzonych dzieci. I o tym, że wiele z nich można by ocalić.
Według organizacji, która działa na rzecz dzieci w ponad 120 krajach, ciąża jest "zabójcą numer jeden" dziewcząt między 15. a 19. rokiem życia - każdego roku zabiera 50 tysięcy z nich. Jeszcze bardziej krwawe żniwo śmierć zbiera wśród noworodków - rokrocznie umiera milion dzieci urodzonych przez nastoletnie matki.
Dlatego, w przededniu londyńskiego szczytu na temat Planowania Rodziny (Family Planning Summit), organizacje humanitarne apelują o deklaracje polityczne i środki finansowe na ratowanie tych najbardziej bezbronnych istnień ludzkich.
Śmierć zupełnie niepotrzebna
Według organizacji Marie Stopes International na świecie żyją obecnie 222 miliony kobiet z niezaspokojoną potrzebą planowania rodziny.
Oznacza to, że chciałyby one same decydować, ile dzieci urodzą, w jakich odstępach czasowych, kiedy poczną pierwsze, a kiedy ostatnie. Ale nie mogą, bo nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych.
Nawet jeśli mają - to wyprawa po zastrzyk hormonalny kosztuje je zbyt wiele czasu i wysiłku.
Nawet jeśli byłyby gotowe wyruszyć w taką podróż - to często nikt, na czele z ich rodzinami i mężami, nie liczy się z ich zdaniem. Tkwią więc zawieszone między pracą a rodzeniem dzieci z nadzieją, że przeżyją kolejny poród. Według szacunków tylko w 2012 roku umrze w wyniku powikłań okołoporodowych 104 tysiące kobiet, które nie planowały ciąży. A przecież tak nie musi być - Save the Children ocenia, że umożliwiając tym kobietom dostęp do metod planowania rodziny, każdego roku można by ocalić życie co najmniej 79 tysięcy z nich.
Jeśli nie ludzkie życie, do decydentów politycznych może przemówią pieniądze: choć Fundusz Ludnościowy ONZ apeluje do rządów państw rozwiniętych o wyasygnowanie corocznie 4,1 miliarda dolarów na zaspokojenie zapotrzebowania na antykoncepcję w krajach rozwijających się, jest to i tak opłacalne. Jak obliczyła Save the Children, każdy dolar wydany na propagowanie metod planowania rodziny nawet w najodleglejszych zakątkach świata pozwala zaoszczędzić co najmniej cztery dolary, które trzeba będzie wydać na walkę z komplikacjami związanymi z nieplanowanymi ciążami.
Taniec ze śmiercią
- Osobiście wierzę, że to bardzo ważne dla kobiety, by mieć dostęp do antykoncepcji - mówi Wallansa, cytowana przez Save the Children. Jest Etiopką, ma 27 lat i troje dzieci. Dzięki działaniom organizacji w jej regionie, może zaplanować, czy i kiedy będzie chciała począć kolejne - w klinice prowadzonej przez Save the Children w Afar dostaje zastrzyki hormonalne. - Gdybym miała możliwość porozmawiania z premierem Zenawim, chciałabym powiedzieć mu, żeby kontynuował to, co robi z planowaniem rodziny - dodaje Wallansa.
Słowa Etiopki są tylko jednym z dowodów na to, że aktywne działania mają sens - i przynoszą wymierne efekty. Dzięki edukacji i skoordynowanej współpracy różnych organizacji, w skali globalnej odsetek rodzin stosujących nowoczesne metody antykoncepcyjne wzrósł z 41 proc. w 1980 roku do 56 proc. w 2009 roku. W tegorocznym raporcie Światowej Organizacji Zdrowia, przygotowanym we współpracy z UNICEF, UNFPA i Bankiem Światowym, podsumowane zostały ostatnie dwie dekady "trendów w śmiertelności matek". Organizacje podkreśliły, że nastąpił spory postęp: w 1990 roku ciąża była przyczyną śmierci 543 tysięcy kobiet, w 2010 roku - 287 tysięcy.
To jednak wciąż za mało, by osiągnąć piąty Milenijny Cel Rozwoju (redukcję umieralności okołoporodowej o trzy czwarte), bo rokrocznie śmiertelność matek spada o 3,1 proc., a powinna prawie dwa razy szybciej (o 5,5 proc.). I choć kraje takie jak Indie, Laos, Afganistan Angola, Bhutan, Gwinea Ekwatorialna, Gwatemala, Jemen, Nepal, Niger, Nigeria czy Somalia, które znajdowały się w niechlubnej czołówce pod względem umieralności okołoporodowej, poczyniły spore postępy w rozwoju metod planowania rodziny i walce o życie młodych matek, wciąż istnieją na świecie czarne dziury, gdzie ciąża jest dla kobiet i ich dzieci "tańcem ze śmiercią" jak określa to Charles MacCormack, były prezes i dyrektor generalny Save the Children. - To tragedia nie tylko tych dziewczynek, ale także ich potomstwa: dziecko ma 60% mniejszą szansę na przeżycie, jeśli jego matka nie ukończyła 18. roku życia - wyjaśnia z kolei Justin Forsyth, obecny dyrektor wykonawczy organizacji.
Ubóstwo, niedorozwój infrastrukturalny, brak chociażby podstawowej opieki medycznej i edukacji, a często również tradycje kulturowe sprawiają, że w Afryka Subsaharyjska i Azja Południowa odpowiadają za 85% zgonów młodych matek. Co drugi poród przebiega tam bez obecności lekarza, położnej lub chociażby sanitariusza, większość kobiet może jedynie pomarzyć o wizytach kontrolnych w czasie ciąży, a wysokie ryzyko zakażenia wirusem HIV i zachorowania na AIDS potęguje ryzyko komplikacji, takich jak rzucawka czy krwotoki wewnętrzne, a nawet śmierci matki i dziecka.
Za wysoką umieralność okołoporodową odpowiadają w dużej mierze tradycja i czynniki kulturowe. Mimo obowiązujących konwencji, ustalających dolną granicę zamążpójścia na 18 lat, rokrocznie 10 milionów niepełnoletnich dziewcząt jest wydawanych za mąż, odizolowanych od szans na edukację i samorozwój, sprowadzonych do roli maszyn reprodukcyjnych.
- Dziewczynki wychodzą za mąż i rodzą dzieci nim są na to psychicznie i fizycznie gotowe. Często nie mają wyboru. Powinniśmy je cenić. Alternatywy wobec wczesnego małżeństwa i macierzyństwa muszą być dostępne, jeśli dziewczęta mają przeżyć i rozwijać się - zauważał już w 2004 roku MacCormack. Od tego czasu śmiertelność okołoporodowa wśród nastolatek spadła z 70 tysięcy do 50 tysięcy rocznie. Dalsza redukcja tych liczb będzie jednak znacznie trudniejsza, bo większość zgonów ma miejsce w regionach, do których działaczom na rzecz praw człowieka, mimo starań, trudno jest dotrzeć.
Szkoła albo wyrok śmierci
Dziewczęta, które otrzymują przynajmniej podstawowe wykształcenie mają szansę na późniejsze zamążpójście, a tym samym - późniejsze macierzyństwo. Wywiady przeprowadzone przez WHO i Save the Children wykazały, że to może uratować im życie. Dosłownie, bo według organizacji 15-letnia matka jest pięciokrotnie bardziej zagrożona śmiercią w okresie ciąży i porodu niż jej 20-letnia koleżanka. Na świecie jednak żyje obecnie 115 milionów dzieci w wieku szkolnym, które nie mają dostępu do edukacji, a ponad 60% wśród nich to dziewczynki.
"Zachęcamy rodziny, by pozwalały swoim córkom kończyć edukację i opóźnić wiek zawarcia małżeństwa, ponieważ wczesne macierzyństwo może być wyrokiem śmierci" - stwierdza w komunikacie prasowym Carolyn Miles, dyrektor generalny Save the Children. Organizacja, poza edukacją, kładzie nacisk na dostępność środków antykoncepcyjnych i aktywną działalność pracowników służby zdrowia w najdalszych zakątkach świata. "Jedno i drugie ratuje życie dzieci" - podkreśla Miles.
Rozwiązania te wydają się oczywiste i, przy dużej dawce dobrej woli i kilku miliardach pomocy finansowej państw wysokorozwiniętych, osiągalne. I rzeczywiście, jednego ani drugiego nie brakuje. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że póki światem będą targały wojny, głód i bieda, będą istniały "czarne dziury", do których edukacja ani opieka zdrowotna nie dotrą. A państwa zachodnie, niestety, także przyczyniają się do ich istnienia.
Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska