Taksówkarz w elektryku: "Nie pamiętam już, ile kosztuje olej silnikowy"
Dla wielu kierowców samochód elektryczny nadal wydaje się czymś egzotycznym. Dla innych stanowi dobry wybór na drugie auto w rodzinie, a dla Pana Piotra? Ten kierowca taksówki pokonuje rocznie około 100 000 kilometrów swoim autem elektrycznym i za żadne skarby nie da się namówić na powrót do samochodu spalinowego.
Producenci samochodów testują swoje nowe modele na wszelkie możliwe sposoby, aby te były niezawodne podczas wprowadzania ich do sprzedaży. Jednak – moim zdaniem – prawdziwy test niezawodności danego modelu przeprowadzają taksówkarze. To oni mają dziesiątki kursów i pokonują setki kilometrów – dzień za dniem, od momentu odebrania auta w salonie, do pokonania nierzadko nawet pół miliona kilometrów.
Dlatego o rozmowę poprosiliśmy kierowcę taksówki, którego – najzwyczajniej w świecie – poznałem jako pasażer, w trakcie kursu. Piotr jest właścicielem Kii EV6 z 2023 roku w podstawowej konfiguracji, czyli z napędem na jedną oś i z mniejszym zestawem akumulatorów. Kursuje głównie w dużym mieście, ale nierzadko trafiają się też kursy na drugi koniec Polski.
Wirtualna Polska: Muszę przyznać, że kierowców taksówki kojarzę dziś głównie z samochodami hybrydowymi lub dieslami. Ty jednak wybrałeś auto elektryczne. Jak do tego doszło?
Piotr: Cześć, dobrze trafiłeś, ponieważ ja wcześniej korzystałem właśnie z auta hybrydowego – to była Toyota Auris, którą dodatkowo wyposażyłem w instalację gazową. Pokonałem tym samochodem ponad 500 000 km w kilka lat i przyszedł czas na zmiany. Dlatego wybrałem... nowy model, też hybrydową Toyotę. Jednak zbieg okoliczności sprawił, że mój kolega bardzo chciał ode mnie go odkupić – spodobała mu się konfiguracja tego egzemplarza. Wtedy już myślałem o zakupie samochodu elektrycznego, byłem bardzo ciekawy tej technologii, ale ciągle pojawiały się obawy. Odsprzedaż hybrydy, niedługo po odbiorze z salonu, była więc dla mnie punktem zwrotnym – wtedy pomyślałem, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Wielu kierowców uważa, że samochody elektryczne są drogie i dla nich niedostępne. Jak było w Twoim przypadku?
Dobre pytanie. Jeżdżąc na taxi wiem, że samochód co kilka lat będę musiał wymienić, ze względu na bardzo duży przebieg, dlatego regularnie odkładam część zarobków właśnie na ten cel. Tak kupiłem wspomnianą nową hybrydę, którą zaraz później sprzedałem, decydując się ostatecznie na elektryczną Kię EV6. Różnica w ich cenie nie była bardzo duża, ponieważ Toyota kosztowała mnie niecałe 160 tys. zł, a Kia – około 190 tys. zł. Natomiast zacznijmy od tego, że w tej cenie dostałem większy, dynamiczniejszy i generalnie znacznie lepszy samochód. Uwielbiam go!
Czy korzystałeś z dofinansowania zakupu samochodu elektrycznego NaszEauto?
Tak, ale samochód mam już około 1,5 roku, więc korzystałem jeszcze z tego poprzedniego programu – "Mój Elektryk". Jeżeli dobrze pamiętam, otrzymałem wsparcie około 27 000 złotych. Czyli wymiana samochodu hybrydowego na elektryczny w zasadzie niewiele mnie kosztowała. Jednak nawet gdybym nie miał tej dopłaty i tak uważam, że to byłaby opłacalna decyzja, ponieważ przez ten czas jazdy elektrykiem już oszczędziłem więcej, niż bym dopłacił za auto – nawet bez dofinansowania.
Wspominasz, że miałeś obawy dotyczące wyboru samochodu elektrycznego. Czego one dotyczyły?
Zastanawiały mnie w zasadzie dwie rzeczy. Po pierwsze, czy elektryk będzie się sprawdzał w zimowych warunkach. Pracuję samochodem cały rok i po przeczytaniu różnych komentarzy w internecie trochę się obawiałem, jednak niepotrzebnie. Jedna zima za mną, nie zauważyłem jakichkolwiek problemów, szczególnie, że w moim samochodzie świetnie sprawdza się system podgrzewania i chłodzenia akumulatora. Tak więc kolejnej zimy się nie obawiam. Po drugie, obawiałem się problemów z ładowaniem. Mieszkam w budynku wielorodzinnym, parkuję samochód "pod chmurką", nie mam więc jak naładować go w domu. Po czasie jestem jednak zachwycony – mam blisko siebie trzy bardzo szybkie stacje ładowania, a obecność ładowarek pod większością marketów spożywczych naprawdę sprawia, że w ogóle nie martwię się dziś o ładowanie.
Czyli nie dotyczy Cię jedna z najważniejszych zalet aut elektrycznych, a więc ładowanie w domu. Przy Twoim trybie pracy samochód musisz ładować częściej niż typowy kierowca. Mimo to jesteś zadowolony?
To prawda, dziennie pokonuję minimum 200 kilometrów, czyli dużo więcej niż normalny kierowca, ale nigdy nie wykorzystałem w ciągu pracy całej energii z akumulatora. Ba, zazwyczaj kończę dzień mając w "baku" 50-65% energii. Na początku zdarzało się, że ładowałem auto codziennie po pracy, z czystego pragmatyzmu, ale po kilku tygodniach poznałem auto i zaufałem mu – dziś ładuję co drugi dzień. Co do czasu spędzonego na ładowaniu, również nie wpływa to negatywnie na mój plan dnia. Wiesz, prowadzę samochód przez osiem, nawet dziewięć godzin dziennie, więc muszę zrobić jedną czy dwie przerwy na posiłek, kawę czy po prostu rozprostowanie kości. I wtedy, gdy odpoczywam, podłączam auto do jednej ze "swoich" ładowarek. I, co najlepsze, zazwyczaj na stacji spędzam... nie więcej niż 18 minut! Naprawdę, ładowanie akumulatora zupełnie nie jest dla mnie problemem.
Korzystasz z mocnych, ogólnodostępnych ładowarek. Są one szybkie i wygodne, ale ładowanie na nich jest jednak droższe niż ładowanie w domu. W Twoim fachu z pewnością ma to znaczenie…
Oczywiście, rachunek jest prosty, im mniej zapłacę za korzystanie z samochodu, tym większy mój zarobek z pracy. Przyznam jednak, że dawno tego tak detalicznie nie liczyłem, ale zróbmy to teraz… Sieć ładowarek, z której korzystam najczęściej, ma niższe ceny wieczorem i to wtedy staram się najczęściej z nich korzystać. 1 kWh kosztuje wtedy około 1,80 zł, a samochód zużywa 14 kWh na 100 km – to moja średnia ze 130 000 km. Czyli pokonanie 100 kilometrów to wydatek około 25 złotych. Jak za tak duży, wygodny i dynamiczny samochód to są żadne pieniądze. Przez fakt korzystania z szybkich ładowarek wychodzi to nieco więcej niż płaciłem za LPG do hybrydy, ale gdybym miał możliwość ładowania w domu, to jazda w ogóle byłaby niemal za darmo. Jednak to nic przy oszczędności na kosztach eksploatacyjnych – tych w swoim aucie elektrycznym prawie w ogóle nie mam.
Pokonałeś swoim modelem elektrycznym już 130 000 kilometrów w kilkanaście miesięcy. Co masz na myśli mówiąc, że nie interesują Cię koszty jego eksploatacji? Dla zwykłego kierowcy to przebieg, jaki pokona nie w rok, ale w 6-10 lat.
Zacznijmy od tego, że w tym samochodzie nie ma co się zepsuć. Nie ma sprzęgła, filtrów w wydechu, rozrządu, skrzyni biegów, olejów, zaworów EGR, dwumasowych kół, turbosprężarek – mogę długo wymieniać. Byłem już na czterech planowanych przeglądach w ASO – diagności nie znaleźli ani jednego elementu do wymiany! Dobry przykład to klocki hamulcowe: auto elektryczne hamuje głównie silnikiem, czyli nie tylko odzyskuje wtedy energię, ale i nie zużywa hamulców. Przy okazji kontroli wyszło, że przez 130 000 km zużyło się jedynie 2 mm klocków, a więc spodziewam się ich wymiany dopiero przy 300 000 km! No i najważniejsze – olej silnikowy. W swojej hybrydzie, pokonując co rok 100 000 km, musiałem wymieniać olej 6-7 razy. Za każdym razem kosztowało mnie to 700 czy 800 zł, więc przez okres eksploatacji auta na pewno wydałem na to jakieś 20 000 złotych. A teraz? Słowo daję, nie pamiętam, ile kosztuje aktualnie olej silnikowy! (śmiech).
Poruszasz się samochodem głównie w mieście czy również poza nim? Zastanawia mnie, jaki zasięg jesteś w stanie osiągać, i czy jesteś z niego zadowolony.
Pewnie, że jestem! Jak mówiłem, w mieście pełen akumulator starcza mi na dwa dni, bez problemu przejeżdżam bez ładowania nawet 480 kilometrów. W zimie zasięg delikatnie spadł, ale nie o połowę, jak głoszą internetowe mity – zauważyłem ok. 60 km spadku. Ogrzewanie zużywa część energii, ale przecież zimą auto spalinowe też spala więcej, tak po prostu jest. Natomiast zdarzają mi się trasy, zazwyczaj z lotniska do innych miast. Dziś już w ogóle się tego nie obawiam, nie ma znaczenia czy mam samochód naładowany do pełna czy w połowie – nigdy nie odmówiłem kursu, zawsze dojeżdżam do celu. Natomiast, gdy jadę na wakacje, przykładowo 350 kilometrów nad polskie morze, całą trasę pokonuję na tempomacie, z prędkością 120 km/h, czyli zgodnie z ograniczeniami na drodze ekspresowej. Po drodze zatrzymuję się raz, na toaletę i kawę, przy okazji w 15-20 minut doładowując akumulator. I na miejsce dojeżdżam w takim samym czasie, jakbym jechał hybrydą.
Na koniec zostawiłem najważniejsze pytanie, które zawsze pozwala mi ocenić czy naprawdę auto elektryczne sprawdza się na co dzień. A więc – czy taksówkarz, który pokonuje dziennie 200 kilometrów i 100 000 km rocznie, rozważa powrót do auta spalinowego?
Nie, absolutnie nie. Ponad rok temu zaryzykowałem, sięgnąłem po coś nowego i nie wyobrażam sobie dziś powrotu do starych nawyków. Przy moim trybie użytkowania jazda elektrykiem nie ma żadnych wad, za to wiele zalet nad benzyniakami czy hybrydami – tania eksploatacja, brak zapachu paliwa czy wibracji silnika, no i oczywiście komfort jazdy. Ten samochód jest bajecznie wygodny i cichy. Dla mnie to zaleta, z której nie będę już potrafił zrezygnować.
Piotrze, dziękuję za rozmowę. Szerokiej drogi!
Dzięki!