"Taksówkarz oszust!" Internauci publikują paragon. Mamy wyjaśnienia kierowcy
W sieci pojawiło się zdjęcie paragonu za przejazd taksówką jednej z wrocławskich korporacji. Internauci twierdzą, że zostali oszukani. Pytają, co ma znaczyć wyszczególniona na dowodzie zapłaty pozycja: "Cena umowna - 37 zł". Mamy wyjaśnienia przedstawicieli firmy.
05.07.2018 | aktual.: 05.07.2018 15:07
"Ile razy orżnął was taksówkarz? A pamiętacie jak? Bo chyba odkryłem nowy sposób na bycie burakiem" - napisał w sieci jeden z użytkowników serwisu Wykop.pl.
"Kto się z taksówkarzem na ten rachunek umawiał?"
Internauta opisał historię, do której doszło w środę w nocy. Po ośmiu godzinach podróży kobieta dotarła do Wrocławia. Była w obcym mieście, więc by bezpiecznie dotrzeć w określone miejsce, skorzystała z taksówki.
Jak twierdzi, kurs trwał zaledwie 10 minut, a kwota do zapłaty wyniosła 40 zł. Zaskoczona wysoką ceną poprosiła o rachunek. W odpowiedzi miała usłyszeć, że otrzyma go dopiero wtedy, gdy zapłaci. "Proszę Pani, przecież ja sobie niczego nie wymyślam" - cytuje słowa taksówkarza.
Nie chcąc robić zamieszania, pokryła wskazane koszty przejazdu, odebrała paragon i wysiadła.
"Ciekawi mnie, kto się z taksówkarzem na ten rachunek umawiał" - pisze internauta i pyta, co ma znaczyć zapis: "Cena umowna do zapłaty - 37 zł", jeśli wyżej widnieje: "Cena według taksometru - 6 zł".
Na koniec zbulwersowany użytkownik sieci apeluje o podsyłanie pomysłów, jak rozprawić się z nieuczciwym jego zdaniem przewoźnikiem.
Po naszej interwencji firma wyjaśnia sprawę
Kierownik firmy, do której należała taksówka informuje Wirtualną Polskę, że "kwoty umowne istnieją i stosuje je wielu taksówkarzy".
Jak podkreśla, kierowcy często wolą się dogadać i wiedzieć, czy dany kurs w ogóle im się opłaca.
Tę formę ustalenia ceny lubi podobno również wielu pasażerów. Od razu wiedzą, na jaki koszt się przygotować. Szczególnie, gdy pojawiają się w nowym mieście, gdzie nie znają zbliżonego poziomu stawek za kurs.
Pracownicy firmy o całej sprawie dowiedzieli się od nas. Po interwencji Wirtualnej Polski skontaktowali się z kierowcą środowego kursu i przedstawili nam jego wersję wydarzeń.
- Nasz pracownik czekał na klientów przy dworcu. Pani wsiadła do auta i umówiła się z nim na kwotę 37 zł. Kiedy dojechali na miejsce była zaskoczona, że kurs był tak krótki - stwierdza kierownik firmy.
Mężczyzna podkreśla, że w nocy ruch jest na tyle mały, że poruszanie po mieście jest znaczne szybsze i łatwiejsze niż zazwyczaj. Właśnie dlatego, przejazd odbył się tak sprawnie.
- Na miejscu pasażerka była zdenerwowana i zdziwiona, ale trzeba brać pod uwagę okoliczności, o których tu mówimy - zaznacza przedstawiciel firmy.