Tak wygląda rekrutacja Europejczyków do Państwa Islamskiego
Kuszą europejskie nastolatki, obiecują życie jak gry komputerowe i odnalezienie sensu życia. Tak terroryści z ISIS werbują europejskich rekrutów
05.02.2015 | aktual.: 06.02.2015 16:08
Israfil Yilmaz wygląda na sympatycznego chłopaka - takiego jak wielu innych z jego pokolenia. Wysoki, zawsze uśmiechnięty, lubi fotografię, zwierzęta i ma konto na wszystkich możliwych portalach społecznościowych. Tym, co różni go od swoich rówieśników, jest fakt, że Israfil jest terrorystą walczącym w szeregach Państwa Islamskiego.
- Czyż to nie jest dobry chłopak? - zapytała swoją matkę Sterlina Petalo, 18-letnia Holenderka po obejrzeniu jednego z wywiadów Israfila. Na samym zachwycie nad młodym idealistą się jednak nie skończyło. Kilka miesięcy i kilkadziesiąt sesji czatowych później, Sterlina - już jako Aicha - pewnego dnia znikła z domu. Odnalazła się dopiero w Syrii, gdzie wkrótce została żoną Yilmaza. Rzeczywistość dżihadu okazała się jednak inna od tej przedstawianej przez nowego męża. Ten zresztą po trzech miesiącach ją porzucił - i według relacji niektórych mediów - sprzedał swojemu tunezyjskiemu koledze. Tylko dzięki dyplomatycznym zabiegom, poświęceniu matki i interwencji holenderskich dziennikarzy nastolatce udało się wrócić do kraju. Grożą jej teraz długie lata więzienia - ale to i tak los lepszy niż ten jaki spotyka zdecydowaną większość kobiet z Zachodu, które w podobny sposób odpowiedziały na internetowe romanse nieznajomych, lecz "idealistycznych" dżihadystów. Historie te pokazują nie tylko jak atrakcyjny może być
dżihad, ale także to, jak elastyczni potrafią być islamiści, by dostosować się ze swoim przekazem do "targetu", do którego chcą dotrzeć. Tym bardziej, że katalog grup, do których ISIS adresuje swój przekaz, jest bardzo szeroki.
Życie jak gra
- Nie ma jednego profilu potencjalnego terrorysty, tym bardziej że celem działań rekrutacyjnych jest coraz większa grupa ludzi – mówi WP Kacper Rękawek, ekspert PISM ds. terroryzmu.
Przykład tego, jak szeroko zarzucane są sieci ISIS, stanowi opublikowany przez grupę film, którego głównym motywem jest popularna gra komputerowa Grand Theft Auto. Wideo pokazuje przerobioną wersję gry z terrorystami ISIS w roli głównej. Bohaterowie napadają w niej na amerykańskie wojska, strzelają do zmaltretowanych zwłok policjantów, dobijają niedobitków strzałami w głowę – wszystko to na tle sączącej się z offu bliskowschodniej muzyki i radosnych okrzyków „Allahu akbar”. Wymowa jest prosta - i wyrażona w napisach końcowych filmu: "Robimy to samo, co wy w waszych grach - tylko że my robimy to na polu bitwy".
Inną wskazówkę, pokazującą do kogo skierowane są działania propagandowe ISIS, oferuje kolejny film rekrutacyjny o wymownym tytule "Bez dżihadu nie ma życia". Nagranie przedstawia pięciu bojowników ISIS pochodzących z państw zachodnich, którzy opowiadają o tym, jak wyjazd do Syrii i udział w „świętej wojnie” odmienił ich życie: z bezcelowej egzystencji w społeczeństwie, do którego nie pasowali, trafili do „Szam”, Lewantu, „ulubionego miejsca Allacha, gdzie posyła swoich najlepszych wiernych”, a dzięki walce z niewiernymi życie nabrało sensu i perspektyw.
- Bracia, ja wiem, jak to jest, kiedy się żyje na Zachodzie. Twoje serce jest ciężkie, jesteś jakby w depresji, czujesz się, jakbyś nie miał honoru. To dlatego, że honor jest w dżihadzie - tłumaczy jeden z terrorystów z oczywistym brytyjskim akcentem. - Bracia, przyjdźcie tu i poczujcie ten honor, który my czujemy prowadząc dżihad. Poczujcie to szczęście, które my czujemy. Sięgnijcie do Koranu, zajrzyjcie do wersetów dotyczących dżihadu. Nie słuchajcie uczonych, którzy mówią wam, że źle to interpretujecie, że to nie czas na walkę. Weźcie Koran i zobaczycie, że wszystko nagle będzie miało sens – nawołuje. Ze słowami eks-Brytyjczyka przeplatają się sceny przedstawiające wspólne życie „braci”: imprezy przy ognisku, walka ramię w ramię, nocne rozmowy.
Bieda, samotność, kasa
Sceny te nie są przypadkowe. Choć jak wynika z badań ekspertów badających radykalizację, stworzenie typologii osób szczególnie podatnych na przekaz islamistów jest bardzo trudne, to są jednak czynniki, które są wspólne dla wielu rekrutów terrorystów. To m.in. brak perspektyw życiowych, brak poczucia przynależności do wspólnoty, doświadczenie krzywdy i ostracyzmu. Jak zauważył portal Breibart.com, który przeprowadził analizę materiałów prasowych dot. znanych brytyjskich konwertytów - radykałów, nieproporcjonalnie duży procent tej grupy stanowią osoby o rudych włosach, z racji wyglądu częściej narażeni na ostracyzm.
Dużą rolę odgrywa też bieda. Potwierdzają to m.in. badania francuskich ekspertów ds. antyterroryzmu, którzy zidentyfikowali 64 przedmiejskie osiedla najbardziej zagrożone radykalizacją. Każde z nich to swoiste getto o wysokim poziomie bezrobocia i równie wysokiej liczbie rozbitych i dysfunkcyjnych rodzin gdzie. Problem ten jeszcze bardziej dotyczy ochotników spoza Europy.
- Patrząc na to, jak wielu bliskowschodnich rekrutów ISIS pochodzi z krajów i środowisk, gdzie panuje bieda i bezrobocie, brakuje perspektyw, to ujawnia się tutaj pewna korelacja, która w mniejszym stopniu sprawdza się w odniesieniu do Europy. Rekruci z krajów takich jak Tunezja, Algieria czy Jordan to często ludzie pchani do wyjazdu do Syrii przez frustrację i desperację – mówi ekspert PISM.
Zachęta jest tym większa, że według relacji byłych bojowników organizacji, członkowie ISIS uczestniczący w walkach dostają sowite wynagrodzenie - ok. 150 dolarów dziennie, a na dodatek za nic nie muszą płacić.
Paradoksalnie, mniejszą rolę w rekrutacji bojowników Państwa Islamskiego odgrywa … sam islam. Do rangi symbolu urosła historia dwóch dwudziestoletnich dżihadystów z Birmingham, którzy – jak wykazała ich historia zakupów w jednym ze sklepów internetowych – tuż przed wyjazdem do Syrii zaopatrzyli się w dwie książki: „Islam dla głupków” i „Koran dla głupków”.
- Trudno w ogóle w niektórych przypadkach mówić o jakimś procesie radykalizacji. Wielu ochotników z Zachodu nie wie tak naprawdę, czym jest ISIS, nie wie dokładnie, o co toczy się walka i nie ma często przysłowiowego bladego pojęcia o islamie. Widzą szansę na jakąś przygodę czy na zmianę życia i to chyba przede wszystkim nimi kieruje. Wśród bojowników ISIS nie słyszy się debat teologicznych – mówi Rękawek.
Dżihad 2.0
Choć działania propagandowe i rekrutacyjne ISIS są tak różnorodne i zwrócone do tak wielu grup, to łączy je jedna rzecz – do maksimum wykorzystują potencjał nowych technologii i mediów społecznościowych. Według szacunków na samym tylko Twitterze, ISIS dysponuje armią 45 tysięcy użytkowników. To nie tylko szansa na dotarcie z oficjalnym przekazem organizacji do ogromnej liczby osób, ale i bardziej subtelne narzędzie rekrutacji. Bojownicy Państwa Islamskiego chętnie dzielą się w sieci swoimi doświadczeniami i wyczynami, wrzucają efektowne zdjęcia, wchodzą w dyskusje z innymi internautami. To często wystarczy, by zainspirować do działania swoich znajomych kolegów ze środowiska.
- ISIS ma to szczęście, że funkcjonuje w czasach, kiedy media społecznościowe odgrywają olbrzymią rolę. Ich propaganda jest fantastycznie dostosowana do tej rzeczywistości – wszystko jest on-line, łatwo dostępne, w różnych językach, a w dodatku przekaz ISIS jest łatwy do zrozumienia: „chodź z nami i budujmy razem coś nowego – prawdziwe Państwo Islamskie” – mówi Rękawek.
O tym, jak wielką wagę przykładają do technologii świadczy opublikowany w środę film przedstawiający morderstwa pilota jordańskich sił lotniczych Muatha al-Kasaesbeha. To nie tyle wideo z "egzekucji" jeńca, co 22-minutowa, precyzyjnie wyreżyserowana opowieść, wyjaśniająca w przejrzysty sposób „winę” pilota i powody, dla których ISIS walczy z muzułmanami sprzymierzającymi się z „syjonistami”. Na dodatek, jest to opowieść pełna spektakularnych ujęć, infografik i efektów specjalnych, sfilmowana sprzętem, jakiego nie powstydziłoby się Hollywood.
Co potem?
Zetknięcie się z ISIS w Internecie to jednak dopiero pierwszy krok potencjalnego dżihadysty na drodze do Kalifatu. Drugi krok – znalezienie kontaktu do odpowiednich osób i przedostanie się do Syrii – wydaje się dużo bardziej skomplikowany. Jednak i z tym ochotnicy z Europy sobie radzą. Istnieją tu różne możliwości. Opcja najbardziej spontaniczna zakłada samodzielne dostanie się do Turcji, samolotem do Ankary, Antalyi czy Stambułu, busem pod granicę z Syrią, a potem przekroczenie granicy: albo z pomocą lokalnych przemytników (jeden z nich chwali się, że bez problemów przerzucił w ten sposób ponad tysiąc zagranicznych bojowników), albo legalnie, deklarując pracę dla jednej z organizacji humanitarnych. Mniej odważnym ochotnikom pomoc oferują działający na Zachodzie koordynatorzy ISIS, którzy nie tylko organizują rekrutom podróż do Syrii, ale też przydzielają ich do poszczególnych oddziałów. Znalezienie odpowiedniej osoby nie sprawia problemu.
- Trzeba pamiętać, że w Europie są setki, a nawet tysiące ludzi, którzy już wcześniej brali udział w dżihadzie czy to w Afganistanie, Bośni, Czeczenii czy Iraku. Ci ludzie nadal tam są i mogą służyć jako pośrednicy dla tych, którzy chcą pójść w ich ślady. A w radykalnych środowiskach muzułmańskich na Zachodzie zawsze jest ktoś, kto zna kogoś, kto ma jakieś powiązania z dżihadystami – mówi Rękawek.
Bilet w jedną stronę
O ile jednak przedostanie się do Syrii nie stanowi zwykle dużego problemu, o tyle sytuacja na miejscu nie jest już taka różowa. Jako outsiderzy i nowicjusze, zagraniczni bojownicy ISIS przydzielani są do najtrudniejszych i najbardziej uwłaczających zadań, jak czyszczenie latryn i usługiwanie syryjskim bojownikom. Co więcej, słabo wyszkoleni militarnie, słabo znający lokalne realia (a często nieznający arabskiego) ochotnicy często służą dowódcom organizacji jako „mięso armatnie”, rzucane do walki w pierwszej linii – tak, by nie narażać na straty tych bardziej zaprawionych w bojach, doświadczonych żołnierzy ISIS.
Nie dziwi więc, że wielu z nich, chce potem wrócić. Problem w tym, że nie zawsze jest to łatwe: i to nie tylko dlatego, że po powrocie do domu może czekać na nich więzienie. Choć niektórym rozczarowanym dżihadem Europejczykom rzeczywiście udaje się z Syrii uciec, nie wszyscy mają tyle szczęścia. Według relacji jednego bojownika - który sam zdołał uciec tylko dlatego, że poddał się irackiej armii - przybyszom na miejscu często zabierane są paszporty, a jeśli okazują chęć powrotu, stawia się ich przed prostym wyborem: walka albo śmierć. Według danych Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, tylko w zeszłym roku w takich okolicznościach zabitych zostało 120 członków ISIS. W ten sposób to, co dla wielu zachodnich sympatyków Państwa Islamskiego wydawało się szansą na odmianę życia i wielką przygodę, okazuje się wielkim rozczarowaniem - i podróżą tylko w jedną stronę.