Tajne zeznania byłego szefa CBA
Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznawał jako świadek w procesie wytoczonym przez Janusza Kaczmarka prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, który nazwał byłego prokuratora krajowego i byłego szefa MSWiA "agentem śpiochem".
14.06.2010 | aktual.: 14.06.2010 15:57
Przesłuchanie świadka strony pozwanej odbyło się przy drzwiach zamkniętych przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Nie ujawniono szczegółów - według nieoficjalnych informacji Kamiński zasłaniał się nadal obowiązującą go tajemnicą państwową. W kwietniu w takim samym trybie zeznawał inny świadek pozwanego, b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Proces odroczono. Termin będzie wyznaczony, gdy z Prokuratury Generalnej wpłynie pismo w sprawie zwolnienia Ziobry z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej - o co wnieśli pełnomocnicy Kaczmarka. Być może złożą oni również taki sam wniosek co do Kamińskiego.
Kaczmarek powiedział, że w "związku z przemianą J. Kaczyńskiego" oczekuje od niego przeprosin. Słów tych nie chciał komentować mec. Bogusław Kosmus, pełnomocnik nieobecnego w sądzie Kaczyńskiego.
W 2008 r. Jarosław Kaczyński powiedział o Kaczmarku: "to był po prostu człowiek drugiej strony, jak to niektórzy nazywają - taki śpioch. To jest nawiązanie do agenta śpiocha. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent". - Otóż on rzeczywiście bardzo zręcznie się wkupił w łaski naszego środowiska, parę rzeczywistych spraw załatwił, bo to bardzo sprawny i inteligentny człowiek, a następnie zaczął różnych układów bronić i dzięki temu różne śledztwa nagle się okazywały niemożliwe, choćby to paliwowe - powiedział były premier.
Za te słowa Kaczmarek pozwał Kaczyńskiego. Zażądał od szefa PiS zamieszczenia w licznych tytułach prasowych oraz na stronie internetowej tej partii oświadczenia, w którym Kaczyński wyrazi "szczery żal" i przeprosi Kaczmarka "za postawienie nieprawdziwych zarzutów, że tkwi w układzie, utrudnia śledztwa prowadzone przez organy ścigania". Kaczyński miałby też wyrazić ubolewanie i przeprosić Kaczmarka "za znieważające nazwanie go agentem śpiochem" oraz nieprawdziwe i krzywdzące sugestie, które godziły w jego dobre imię. Miałby też wpłacić 10 tys. zł na Caritas i zwrócić Kaczmarkowi koszty procesu.
Wyrok zaoczny tej treści zapadł już we wrześniu 2009 r., ale odbyło się to pod nieobecność szefa PiS. Kaczyński złożył wówczas sprzeciw i proces ruszył w styczniu 2010 r.
Pozwany wniósł o przesłuchanie jako świadków Ziobrę, Kamińskiego i Zbigniewa Wassermanna, którzy mieliby zeznawać, czy Kaczmarek pełniąc funkcje publiczne "utrudniał niektóre prowadzone śledztwa", "był powiązany w istotnym stopniu z osobami popełniającymi przestępstwa i w swych urzędniczych działaniach bezprawnie realizował ich interes" oraz czy "rozpoczynając i rozwijając swą karierę w administracji rządowej, budując w ekipie rządzącej zaufanie do swojej osoby zataił swoje powiązania z osobami popełniającymi przestępstwa".
Pełnomocnicy Kaczmarka byli przeciwko wzywaniu świadków. - Przyznanie tym słowom racji przez świadków oznaczałoby, że wiedzieli o rzekomo przestępczych działaniach powoda, ale podzielili się tą wiedzą tylko ze swym politycznym mentorem, a zaniechali wszczęcia postępowań. To rodzi odpowiedzialność karną za niedopełnienie obowiązków, bo przecież utrudnianie postępowań karnych to poważne przestępstwo - mówił mec. Wojciech Brochwicz. Sąd, uwzględniając wniosek pozwanego, wskazał, że to po jego stronie leży udowodnienie prawdziwości wypowiedzianych słów.
Sąd przychylił się do wniosku mec. Kormusa, by proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.
Kaczmarek był za jawnością procesu. Mówił, że chce uniknąć sytuacji, by świadkowie zeznawali za zamkniętymi drzwiami, a potem wychodzili do mediów i mówili, że nic nie mogą ujawnić, bo - jak to ujął - "wszystko jest tak tajne, że aż mroczne".
Kaczmarka odwołano na wniosek premiera Kaczyńskiego z funkcji szefa MSWiA w sierpniu 2007 r., bo "znalazł się w kręgu podejrzenia" w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. ABW zatrzymała go pod koniec sierpnia 2007, razem z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i ówczesnym szefem PZU Jaromirem Netzlem. Miał zarzut zatajenia spotkania z Ryszardem Krauzem w hotelu Marriott w lipcu 2007 r. i utrudniania śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Śledztwa w sprawie fałszywych zeznań Kaczmarka i samego przecieku z akcji CBA umorzono ostatecznie w 2009 r.