Tajne spotkanie wysłanników Trumpa i Putina na Seszelach
Współpracownik Trumpa Erik Prince potajemnie spotkał się z wysłannikiem Kremla niedługo przed inauguracją prezydenta USA na Seszelach. Celem było ustanowienie nieoficjalnego kanału dyplomatycznego między dwoma krajami. Spotkanie zorganizowały Zjednoczone Emiraty Arabskie
Informacje o spotkaniu Prince'a z niezidentyfikowanym przedstawicielem Putina podał dziennik "Washington Post", powołując się na amerykańskie, europejskie i arabskie źródła wywiadowcze. Prince, założyciel jednej z największych prywatnych organizacji wojskowych Blackwater (obecnie Academi) nie pełni żadnej formalnej roli w nowej administracji, jednak z Trumpem łączą go więzy biznesowe, towarzyskie i ideologiczne. Podczas kampanii wyborczej wpłacił na konto organizacji Trumpa ćwierć miliona dolarów, zaś jego siostra Betsy DeVos jest sekretarzem edukacji. Łączą go także ścisłe stosunki z szarą eminencją Białego Domu Stephenem Bannonem.
Jak pisze "Washington Post", tajne rozmowy na Seszelach miały miejsce 11 stycznia, na dziewięć dni przed inauguracją Trumpa. Organizacji spotkania podjęły się Zjednoczone Emiraty Arabskie ze względu na swoje wieloletnie relacje z Princem, którego firma według doniesień miała pomóc ZEA sprowadzić zagranicznych najemników do walki w wojnie w Jemenie. Celem spotkania miało być ustanowienie nieoficjalnego kanału rozmów Putina z Trumpem, ale też próba przekonania Rosji do porzucenia jej wsparcia dla Iranu, na co liczyły zarówno nowa administracja, jak i Emiraty. Nie wiadomo, jaka miała być cena za takie ustępstwo, jednak nie ulega wątpliwości, że by przekonać Moskwę musiałaby być wysoka.
Tajne spotkanie wyszło na jaw niejako przez przypadek za sprawą śledztwa amerykańskich służb, którym objęty był Prince. Ma ono związek z podejrzeniami o oferowanie przez niego "usług obronnych" (tj. najemników) w Libii, państwach Afryki oraz pranie brudnych pieniędzy. Sam biznesmen zaprzecza, by podczas spotkania na Seszelach występował jako wysłannik prezydenta, zaś rzecznik Białego Domu Sean Spicer odciął się od Prince'a, mówiąc, że nie miał nic wspólnego z zespołem Trumpa.
Kontakty z rosyjskim wywiadem
Wydarzenie jest kolejnym w gęstej sieci powiązań i kontaktów ludzi związanych z prezydentem USA oraz Rosjanami. We wtorek do tej sieci doszedł jeszcze jeden element: na jaw wyszedł fakt, że jeden z doradców Trumpa, biznesmen Carter Page miał kontakty i nawiązał współpracę z oficerami rosyjskiego Służby Wywiadu Zagranicznego w USA w 2013 roku. Wydaleni ze Stanów w 2014 roku szpiedzy działający pod przykrywką dyplomatów, Wiktor Podobnyj i Igor Sporyszew, kultywowali z Page'm relacje w nadziei na otrzymanie informacji na temat rynku energii w USA. Kuszony wielkimi, choć pustymi obietnicami Page dostarczył im dokumenty, ale jak sam twierdzi, nie zawierały one "wrażliwych" informacji. Jak wynika z przedstawionych w sądzie zapisów rozmów szpiegów, uważali oni Page'a za "idiotę", lecz przydatny był im jego nieskrywany entuzjazm do zarabiania pieniędzy na projektach energetycznych Gazpromu.
Page, który karierę i majątek zbudował właśnie na robieniu interesów z rosyjskim gigantem energetycznym, pełnił funkcję doradcy ds. zagranicznych Trumpa podczas kampanii wyborczej, lecz został z niej wyrzucony po tym, jak pojawiły się doniesienia o jego tajnych spotkaniach z oficerem rosyjskiej FSB Igorem Diwejkinem. Według słynnego raportu eks-szpiega MI6 Christophera Steela Page był jedną z głównych figur w rzekomej współpracy Trumpa i Rosjan na rzecz pokonania w wyborach Hillary Clinton.